W latach 90. ubiegłego stulecia wszystko w Polsce raczkowało: demokracja, biznes, szołbiznes… Autor tego tekstu też raczkował i był świadkiem nie dekady organizacyjnego chaosu, wysypu przedsiębiorstw i partii politycznych oraz uwikłania przedsiębiorców i polityków w interesy mafijne, lecz okresu, w którym nawiązywało się pierwszy kontakt ze światem zewnętrznym, poznawało coraz więcej słów i bawiło coraz nowocześniejszymi zabawkami. Urodzony w 1984 r. Maciek Bochniak w swoim filmie „Disco Polo”, zamiast ulicznych straganów, wznoszonych w mieście biurowców czy też upadających popegeerowskich wsi, postanowił pokazać świat marzeń o polskiej Ameryce. Zamiast realiów ostatnich jedenastu lat XX w. w Polsce widz zobaczy Dziki Zachód. Wbrew dominującemu w ówczesnej literaturze i prasie ujęciu muzyki disco polo jako przaśnego folkloru twórcy filmu uznali ją za przejaw polskiego „go West” – dążenia ku wolności, ekspansji poza zaścianek i emancypacji.
„Niech żyje wolność” (Boys) [1]
Biorąc pod uwagę społeczny i muzyczny kontekst, w którym narodziło się disco polo, motywacje „prozachodnie” wydają się bardziej uzasadnione niż „lokalne”. Po 1989 r. polski rynek muzyczny uwolnił się: indywidualni przedsiębiorcy zakładali własne wytwórnie, gdzie mogli nagrywać amatorzy z peryferii. Utwory, inspirowane biesiadnymi szlagierami, aranżowano na wzór zachodnioeuropejskich produkcji tanecznych z nurtu euro disco, italo disco czy eurodance. W tle czołówki filmu Bochniaka brzmi reprezentujący pierwszy ze wspomnianych gatunków hit „You’re a woman” z 1985 r. w wykonaniu międzynarodowego zespołu Bad Boys Blue, powstałego w RFN. Kiedy Tomek (Dawid Ogrodnik), Rudy (Piotr Głowacki) i Mikser (Aleksandra Hamkało) zakładają zespół Laser i pod batutą autorytarnego producenta muzycznego Daniela Polaka (Tomasz Kot) wspinają się na szczyt sławy, widz usłyszy już tylko polskie piosenki.
Disco polo – jak cała Polska po 1989 r. – balansuje między Wschodem a Zachodem. Główny bohater Tomek, syn kolejarza, działalność muzyczną zaczyna od kupna drogiego keyboarda dla Rudego, w którym odkrywa talent do układania chwytliwych melodii. Wartość instrumentu wynika głównie z tego, że pochodzi z Niemiec. Będzie jednak na nim grana muzyka, której brzmienie przypomina bardziej „Biełyje rozy” niż „Cheri Cheri Lady”. Anka vel Gensonina (Joanna Kulig), discopolowa diwa, pojawia się, śpiewając „Oczy czornyje”, a najgroźniejszy biznesmen Katiusza (Jacek Koman) pochodzi z Europy Wschodniej. To jednak flaga Stanów Zjednoczonych – obecna wszędzie: od plakatu reklamującego film, po bokserki Tomka – powiewa nad światem przedstawionym filmie.
W nawiązującym do najsłynniejszych westernów („W samo południe”, „Dobry, zły i brzydki”) anglojęzycznym prologu do filmu tłumaczenie dialogów „czytał Tomasz Knapik”, lektor „Strażnika Teksasu” [2]. Scenerię dalszych wydarzeń tworzą stepy i westernowe miasteczka (a tak naprawdę wydmy i autentyczne parki rozrywki spod Łeby i Bydgoszczy). Dlaczego zdecydowano się na tak groteskową stylizację zamiast pokazywania szarej rzeczywistości ówczesnych twórców spoza mainstreamu? W przypadku tego rodzaju muzyki surrealistyczna konwencja może okazać się bardziej przekonująca niż próba nakręcenia discopolowej wersji „Jesteś Bogiem”. Błyskawiczny sukces disco polo, który nastąpił kilka lat po propagowanych przez plakat z Garym Cooperem w stroju szeryfa wyborach z 4 czerwca 1989 r., przypominał amerykański sen. Mentalność, która wytworzyła przemysł discopolowy, można lepiej zrozumieć przez powierzchowne zapatrzenie w Stany Zjednoczone niż pozostałości PRL, nadal widoczne na każdym kroku.
„To jest teraz trendy, to jest teraz w modzie” (Tomasz Niecik)
W filmie Bochniaka nie ma historii. Wiemy, że akcja rozgrywa się w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, ponieważ reżyser wprost mówi o tym w wywiadach. Pojawia się charakterystyczny dla kina lat 90. motyw: przedsiębiorcy zamieszani w mafijne interesy (co w przypadku disco polo faktycznie miało miejsce). Z drugiej strony – bohaterowie oglądają Polo TV, które de facto nadaje dopiero od 2011 r. Oprócz tego w repertuarze fikcyjnego zespołu Laser znajdują się zarówno pochodzące sprzed około 20 lat przeboje „Wolność” i „Szalona”, wypromowane (acz nieskomponowane) przez grupę Boys, jak i nagrane w 2010 i 2012 r. „Cztery osiemnastki” Tomasza Niecika czy „Ona tańczy dla mnie” Weekendu, którzy karierę rozpoczęli dopiero w latach 2000.
Wrzucając całą potransformacyjną polską muzykę taneczną do jednego worka, twórcy filmu popełniają ogromny błąd merytoryczny, spłycający tytułowe zjawisko i utrwalający stereotypowe podejście do disco polo. Tymczasem utwór „Taka jestem” (oryginalnie zespół La Strada), charakteryzujący filmową pierwszą damę disco, Gensoninę, reprezentuje nieco zapomniany nurt polskiego eurodance’u. Z kolei renesans disco polo [3] wiąże się z ewolucją gatunku w stronę muzyki dance. Za symboliczną datę narodzin disco polo można uznać rok 1990, w którym powstała firma fonograficzna Blue Star, specjalizująca się w wydawaniu tzw. muzyki chodnikowej. W filmie nakręconym ćwierć wieku po tym wydarzeniu – nawet jeżeli osadzonym w świecie całkowicie fikcyjnym – powinno się uwzględnić ową dynamikę gatunkową, skoro jako tytuł wybrano te dwa słowa określające jeden z najważniejszych fenomenów we współczesnej historii rodzimej rozrywki.
„Disco Polo” to raczej oniryczna wariacja na temat tamtej dekady i muzyki disco polo niż historia zjawiska. | Wiktor Uhlig
Disco polo kojarzy się Polakom z latami 90., a lata 90. – z disco polo. Nadszedł moment, w którym te czasy stają się kultowe. Dziś ówcześni studenci wkroczyli w wiek średni, a urodzeni w tamtych latach – w studencki. W związku z tym pojawiła się tęsknota za owym infantylnie beztroskim okresem, w którym pierwsza polska telewizja komercyjna nadawała „Disco Relax”, a kasety sprzedawane na niezliczonych bazarach rozchodziły się w milionach egzemplarzy. W filmie Bochniaka zbyt wielu obrazów przywołujących dawne wspomnienia jednak nie ma. Jedynie czasem obraz w jakości HD zmienia się w płaski i nieostry, jak w ówczesnych teledyskach kręconych na bluescreenie.
„Disco Polo” to raczej oniryczna wariacja na temat tamtej dekady i muzyki disco polo niż historia zjawiska. To dobre rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że wiernym przedstawianiem realiów pierwszych lat discopolowego przemysłu już dawno zajęli się dokumentaliści (wystarczy obejrzeć „Bara Bara” Marii Zmarz-Koczanowicz i Michała Arabudzkiego z 1996 r.). Sam Bochniak w 2011 r. nakręcił dokument pt. „Miliard szczęśliwych ludzi” o muzycznym podboju Chin przez zespół Bayer Full. „Disco Polo” nie jest nawet pierwszym filmem fabularnym w rytmie polskiego disco. Już w 1997 r. powstała polsko-amerykańska produkcja „Kochaj i rób co chcesz” w reżyserii Roberta Glińskiego. Po 25 latach disco polo nadal święci triumfy: grają go kolejne stacje telewizyjne i radiowe, skutecznie wypierając muzyczną konkurencję, co nie miało miejsca nawet w latach 90. Temat jest zatem bardzo na czasie. I z tego właśnie powodu najwyższa pora wyzwolić disco polo z niewoli ostatniej dekady XX w.
„Drapieżna jak kot, niewinna tak jak dziecko” (La Strada)
„Pisząc scenariusz z Mateuszem Kościukiewiczem, powiedzieliśmy sobie, że wartościowanie, ocenianie nie jest tematem filmu” – Maciej Bochniak za każdym razem podkreśla, że nie chciał disco polo obśmiać ani potraktować z góry. Mimo to nie udało mu się w do końca rzetelny sposób podejść do tematu. Disco polo to nie tylko muzyka – to zespół zjawisk obejmujących również estetykę wizualną, sposób zabawy czy nawet wygląd zewnętrzny jego wykonawców i miłośników. Można wręcz mówić o całej subkulturze disco polo. Niewykluczone nawet, że już niedługo polskie disco stanie się „kultowe”, czego znakiem może być np. otaczanie legendą Zenona Martyniuka z grupy Akcent. Sprowadzenie całej historii gatunku do amerykańskiego snu lat 90. nie pozwala widzowi w pełni zrozumieć tego fenomenu, co w zestawieniu z groteskowo kiczowatą konwencją filmową siłą rzeczy wywołuje u widza szyderczy śmiech. W przypadku dźwięków słuchanych raczej dla zabawy i często wręcz nieuznawanych za pełnoprawną muzykę granica politycznej poprawności jest nadzwyczaj cienka. Trudniej zatem pozwolić tu sobie na przymrużenie oka w rodzaju „Polskiego Gówna”, wypuszczonego zresztą do kin niemal równocześnie przez tego samego dystrybutora.
Nakręcone z rozmachem „Disco Polo” łamie gatunkowe konwencje – zawiera elementy komedii, westernu, kina drogi, thrillera i pełnego barwnych kostiumów bollywoodzkiego musicalu. Mnogość lubianych przez widzów wątków (miłosnych, sensacyjnych, biznesowych, muzycznych) niekiedy przysłania odcienie tytułowego fenomenu kulturowego – od infantylnej peryferyjności po drapieżny szołbiznes. Większość z nich jednak w filmie występuje. Autorzy zwrócili uwagę m.in. na takie subtelności estetyczne jak popularne w discopolowych teledyskach jachty czy charakterystyczne krótkie, anglojęzyczne, zakończone spółgłoską nazwy zespołów (fikcyjne grupy: Laser, Gender, Atomic). Ścieżka dźwiękowa zawierająca 26 największych przebojów stanowi swojego rodzaju antologię disco polo. Mimo że żaden nie został skomponowany specjalnie na potrzeby filmu, większość z nich słyszymy w nowej aranżacji w wykonaniu aktorów. W oczy kole playback, kiedy to skaczący po scenie bohaterowie „śpiewają” krystalicznym głosem, bez żadnej zadyszki. To jednak można usprawiedliwić faktem, że na polskich scenach playback był na porządku dziennym. Na Gali Piosenki Popularnej i Chodnikowej w warszawskiej Sali Kongresowej można przecież było np. podziwiać Mariusza Czajkę z głosem Marka Kondrata.
Trudniej uzasadnić za to sceniczną ekspresję Dawida Ogrodnika, którego pewne siebie ruchy od początku mają więcej wspólnego z doskonale wytrenowanymi gwiazdami pop z ówczesnych boysbandów niż wyróżniającymi się niekłamaną niewinnością discopolowymi samoukami. Być może Ogrodnik, obserwując artystów, którzy dziś mają już wieloletnie doświadczenie estradowe, przygotował się do roli aż nazbyt solidnie. Niewinności pozbawiona jest również Gensonina. Kiedy zmysłowo wykonuje „Oczy czornyje”, przypomina bardziej przedwojenną damę z telewizyjnego spektaklu „Pamiętnik pani Hanki” w reżyserii Borysa Lankosza (gdzie Kulig grała tytułową rolę) niż zachwycającą prostotą diwę muzyki tanecznej, Shazzę. Zresztą inspirację dla tej postaci stanowiła nie Shazza (której nie usłyszymy w filmie), lecz Katarzyna Zawadzka z La Strady. Skromność cechuje za to postawę Rudego, granego przez Piotra Głowackiego, który wraz ze spontaniczną chłopczycą, Mikserem, stanowią przeciwwagę dla Tomka – coraz bardziej zuchwałego i spełniającego jedynie własne marzenia.
Disco polo lat 90. to sprawa wagi państwowej. W filmie cały naród ogląda odpowiednik „Disco Relaxu” (prowadzony przez wodzireja o zbieżnym z marką keyboardów imieniu Roland, do roli którego przeteatralizowany jak zwykle Mariusz Drężek tym razem świetnie pasował). Politycy najwyższego szczebla nie mogli tego zignorować: wątek piosenki wyborczej dla kandydata na prezydenta, Ryśka, bezpośrednio nawiązuje do „Ole, Olek!” Top One z kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. Przy okazji wątku politycznego przemycono do fabuły (mimo że nie dość wyraźnie) inny znamienny problem discopolowego rynku. W wyniku posiadania przez producentów praw do nazwy zespołu na scenę jako Laser ma wyjść nie Tomek, lecz inny wokalista (grany przez lidera Weekendu, Radosława Liszewskiego).
Twarde zasady discopolowego przemysłu najlepiej obrazuje prezes wytwórni Alfa, Daniel Polak w wykonaniu Tomasza Kota. To postać wzorowana zapewne na Sławomirze Skręcie – założycielu firmy Blue Star i byłym piłkarzu – który w znacznej mierze odpowiada za ogólnopolski fenomen disco polo. Od Polaka zależy, co „się wszystkim Polakom spodoba”. Chociaż impulsywny, steruje potężnym interesem. Nie zapomina przy tym, że wywodzi się ze środowiska prostych ludzi, a swoją pozycję zawdzięcza nieugiętej postawie wobec rynkowych reguł gry. „Swój chłop” w rodzaju Witka (Janusz Chabior) może co najwyżej prowadzić małe studio nagraniowe ze ścianami wyłożonymi wytłaczankami do jaj. W warunkach raczkującego kapitalizmu jedynie trzeźwe spojrzenie pozwala spełniać marzenia.
„I chcę cię bardzo, i nie mogę chcieć” (Akcent)
Twórcy filmu zatytułowanego po prostu „Disco Polo” postanowili zapewnić rozrywkę dla każdego, co i rusz puszczając oko do widza określonego typu. I dla miłośników tanecznych rytmów, w których utrzymane zostało żwawe tempo całego filmu, i dla amatorów intertekstualności (występują tu m.in. sadyści z „Funny Games” Michaela Hanekego czy właściciel dyskoteki à la Don Corleone). Postawili na aktualny dowcip i udział gwiazd. W epizodach pojawiają się: „król disco” Tomasz Niecik jako lider grupy o nazwie – i tu pora na żart – Gender, a także znany z Youtube’a Rogers Cole-Wilson [4] czy żywy symbol propagandy stanu wojennego w roli prominentnego więźnia, dla którego Laser ma wykonać uwielbiane niegdyś przez osadzonych „Wolność i swobodę”. Do współpracy zaproszono także Roberta Klatta z zespołu Classic – jednego z najbardziej doświadczonych muzyków, producentów i popularyzatorów gatunku. Nie zabrakło tu również efektów specjalnych.
Disco polo lat 90. to sprawa wagi państwowej. W filmie cały naród ogląda odpowiednik „Disco Relaxu”. | Wiktor Uhlig
Widz na tym filmie nie uśnie. Bajkowa konwencja trafnie oddaje charakter disco polo jako muzyki tych, dla których – jak śpiewa Akcent – „życie to są chwile”. Westernowa sceneria, kolorowe kostiumy, nierealistyczne zwroty akcji, a także oryginalna muzyka Pawła Lucewicza, momentami nasuwająca „magiczne” skojarzenie ze ścieżką dźwiękową do „Harry’ego Pottera”, wskazują, że disco polo to muzyka marzeń. 25 lat po upadku komunizmu, w czasach, kiedy sentyment do raczkujących lat 90. zaczyna wypierać poczucie ich „obciachowości”, fantazja mówi więcej o tym fenomenie niż realistyczny dramat. Jednakże ze względu na zbyt dużą kampowość twórcom nie udało się pozbawić discopolowej subkultury elementu śmieszności. Z punktu widzenia mimowolnej wyższości nie sposób dojrzeć wszystkich wymagających refleksji aspektów.
Tymczasem disco polo gra coraz głośniej, na co w filmie zwrócono uwagę za późno. Tym samym ominięto okres pomiędzy pacholęcymi latami 90. a współczesną dojrzałością i rzeczywistą gotowością do zdobywania Zachodu. Tomek i Gensonina wykonują utwór „Wszyscy Polacy” grupy Bayer Full, który łączy naród w patriotycznym uniesieniu. Wreszcie pod flagą biało-czerwoną; wreszcie disco polo może być naszą dumą! Bohaterka przekręca jednak początek pierwszej zwrotki („Wieczorem, kiedy gwiazdy mocno lśnią”), śpiewając: „kiedy gwiazdy mocno śpią” (wydaje się, że ta pomyłka nie była zamierzona i wynikła z niedopatrzenia realizatorów). Wieczorem gwiazdy zazwyczaj się budzą. Żeby lśnić. Mocno lśnić chcą młodzi twórcy DISCO POLO – zarówno disco polo, jak i „Disco Polo”. Ci pierwsi odnaleźli w muzyce jedyną szansę wybicia się w posocjalistycznej rzeczywistości. Z kolei drudzy postanowili po raz pierwszy pokazać amerykański sen tych pierwszych. Lata 90. to już historia, podczas gdy w filmie Bochniaka historia występuje raczej według logiki marzeń sennych. Czy aby czegoś nie prześniono?
Przypisy:
[1] Wszystkie użyte w tytule i śródtytułach cytaty pochodzą z wykorzystanych w filmie przebojów.
[2] W latach 90. w Polsacie „Strażnika Teksasu” nadawano co niedzielę – zaledwie kilka godzin po audycji „Disco Relax”.
[3] Renesans disco polo został ogłoszony i zilustrowany piosenką Weekendu pt. „Na fali” już w 2006 r. w TVN-owskim programie „Uwaga”, a swoją pełnię uzyskał 6 lat później dzięki youtube’owemu hitowi tego samego zespołu.
[4] Rogers Cole-Wilson to pochodzący ze Sierra Leone, słabo mówiący po polsku prezenter prognozy pogody w lokalnej stacji telewizyjnej z okrzykniętego stolicą disco polo Białegostoku.
Film:
„Disco Polo”, reż. Maciej Bochniak, Polska 2015.
[yt]-vMdN0nv7Ow[/yt]