Polski dystrybutor filmu Daniela Augusto, czyli Kino Świat, przyzwyczaił widzów do tego, że oferuje nie tylko proste, rozrywkowe produkcje, ale i dzieła bardziej ambitne, takie jak „Ostatnia rodzina”, „Atlas chmur”, „Imagine”, „Kamerdyner” czy „Kolekcjoner”. Niestety, „Paulo Coelho. Niesamowita historia”, biograficzna opowieść o życiu pisarza, raczej do tej chlubnej klasyki należeć nie będzie. Brazylijsko-hiszpańska koprodukcja z 2014 r., która na polskie ekrany wchodzi dopiero teraz, nie błaga może widza o szybkie zapomnienie, ale w czasie projekcji wyczerpuje go oczywistościami, narzuca dydaktyzm i banalne rozwiązania techniczne (np. dobór i kolejność montowanych obrazów), służące jednej idei – wyniesienia pisarza na piedestał.

Fot. materiały prasowe Kino Świat
Fot. materiały prasowe Kino Świat

Serce i memy

Niebywała popularność pisarstwa Paula Coelha nie podlega dyskusji, stanowi wręcz fascynujące zjawisko z pogranicza literatury, socjologii i psychologii – niezależnie od obecnych w książkach Brazylijczyka banalnych rozwiązań i uproszczeń, które drażnią sporą część krytyków i „zwykłych” odbiorców. Można nad tym ubolewać, cieszyć się, fascynować, dziwić, lecz fakt pozostaje faktem. Zresztą w zakończeniu filmu przypomniane zostaje widzom, którzy to wiedzą, i uświadomione widzom, którzy nie wiedzą, lecz wiedzieć już teraz powinni, że: „Paulo Coelho jest jedynym żyjącym pisarzem tłumaczonym na obce języki częściej niż Szekspir”.

Szczyt popularności książek Coelha przypadł na lata tuż po wydaniu „Alchemika” (1988), ale od tego czasu zapowiedź każdej kolejnej książki to ważny news medialny, a ich premierom towarzyszą zarówno kolejki fanów ustawiających się nocą przed księgarniami, jak i fantastyczny sukces wydawniczy. Ponad trzydzieści jego dzieł wydała jedna z największych oficyn w USA – HarperCollins – przez UNESCO został uznany za wizjonera XX w., a przez francuski magazyn „Lire” za jednego z dwóch najpopularniejszych pisarzy na świecie (obok Johna Grishama). Sprzedał ponad 210 mln książek w 170 krajach, a do tego jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych i jako bloger.

Powieści Coelha można nazwać „książkami do poduszki” lub „lekturą na jeden wieczór”. Nie wymagają one od odbiorcy intelektualnej ekwilibrystyki. Czytaniu towarzyszy najczęściej emocjonalna i intelektualna satysfakcja płynąca z obcowania z maksymalnie prostym językiem, ze znaczeniami znajdującymi potwierdzenie w indywidualnym doświadczeniu – we wrażliwości odbiorcy oraz przejrzystości nieskomplikowanej fabuły. Czytelnik książek Coelha korzysta z komfortu uczestniczenia w historii, która bierze na warsztat cały arsenał ogranych literackich chwytów, motywów, schematów, kulturowych stereotypów i uruchamia sferę znaczeń o ogromnej rozpiętości: od banału po prawdziwą duchową głębię.

Jednak wielkiej popularności wśród czytelników towarzyszy sceptycyzm lub, delikatnie mówiąc, chłód ze strony krytyków oraz fala prześmiewczych komentarzy oraz złośliwych memów powstających na bazie twórczości Coelha. Wykpiwane są jego „złote myśli” (np. „Człowiek jest jak stolarz. Stolarz żyje, żyje, a potem umiera. Podobnie jest z człowiekiem…”), nadmierna prostota sformułowań, psychologizujący styl. Facebookowy profil „Żenujący cytat z Paulo Coelho na dziś” ma coraz więcej polubień, a żartobliwe strony opatrzone informacją w rodzaju „Paulo Coelho – mądrości” święcą w sieci triumfy i rozbawiają do łez. Istniejący od samego początku drogi twórczej Coelha konflikt na linii czytelnicy–krytycy/internauci można by było metaforycznie ująć jako spór między sercem i rozumem. Biorąc pod uwagę wyniki sprzedaży książek pisarza, wpisy na portalach społecznościowych i cały fenomen jego obecności we współczesnej rzeczywistości, jest to bezwarunkowy triumf serca.

Fot. materiały prasowe Kino Świat
Fot. materiały prasowe Kino Świat

Wieczny zwycięzca

Nic dziwnego, że ów sukces czytelniczy i medialny musiał doczekać się pointy w postaci filmu biograficznego. Jednak – choć zabrzmi to może radykalnie – obraz Daniela Augusto niekoniecznie należy traktować jako samodzielne dzieło sztuki. Jego funkcją jest próba przedłużenia i utrwalenia owej popularności, a może i ma być cegiełką współtworzącą mit autora.

Zamysł towarzyszący tej produkcji jest jasny już po kilkunastu minutach. Trzysegmentowa fabuła, opatrzona podpisami „Lata 60.” (wczesna młodość Coelha), „Lata 80.” (burzliwe lata hippisowskiej samodzielności, pierwszych sukcesów na niwie prasowej i muzycznej), „Rok 2013” (obchody 25. rocznicy pierwszego wydania „Alchemika”), wyręcza odbiorcę w domyślaniu się, a czasem nawet w myśleniu. Pełna jest ona oczywistości i nużącego banału. Oto widzimy na ekranie burzliwe losy młodego, wrażliwego, utalentowanego chłopaka, który wychował się w konserwatywnej, katolickiej, brazylijskiej rodzinie pod okiem surowego i praktycznego ojca oraz matki wiecznie zatroskanej o los syna. Młodzieńcowi od samego początku towarzyszy przeświadczenie, że chce zostać pisarzem, co staje się główną przyczyną jego problemów. Otoczenie nie traktuje jego pomysłów poważnie, a wrażliwość i determinacja doprowadzają go do próby samobójczej i trzykrotnego przymusowego osadzenia w szpitalu psychiatrycznym. W tym momencie rozpoczyna się fabuła filmu. Każdy jej epizod nasycony jest pasją, determinacją, buntem, energią, wrażliwością, nonkonformizmem, niezależnością głównego bohatera. Dotyczy to niemal każdej ukazanej sytuacji – poczynając od rozmowy z psychiatrą, przez hippisowską swobodę wydawanego przez Coelha pisma czy tekstów piosenek, których był autorem, kończąc na zabawnym „porwaniu” samochodu i wyprowadzeniu w pole kierowcy wiozącego pisarza na przyjęcie zorganizowane na jego cześć.

Oto mamy więc przed sobą historię niezależnego ducha, którego nie złamały żadne przeciwności, zakazy, niepowodzenia. A dlaczego? Odpowiedź jest prosta – bo zawsze towarzyszyło mu jedno marzenie. Musiało się ono spełnić, albowiem „kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu” („Alchemik”). Ten cytat pojawia się na ekranie w ważnych dla bohatera momentach, by odbiorca nie musiał się trudzić domyślaniem, jak wyraziście połączyć życie i twórczość Coelha. Uniwersalna okazuje się myśl Kochanowskiego: „Ja inaczej nie piszę, jeno jako żyję”, jednak w przypadku omawianego filmu mamy do czynienia z jawną przesadą oraz ideowym retuszem.

Zdumiewa naiwność prezentacji i jednowymiarowość znaczeń. Coelho z filmu w każdej sytuacji jest moralnym triumfatorem, co z życiowym prawdopodobieństwem niewiele ma wspólnego i wystawia na próbę cierpliwość odbiorcy. Bohater zawsze wyrasta ponad ograniczoną mentalność rodziców, ponad lekceważących go szkolnych kolegów, ponad niszczący wolność oraz indywidualność system społeczny, ponad nieuczciwość przyjaciół, którzy go zdradzają i zawodzą. Takiej wykładni znaczeniowej towarzyszą banalne rozwiązania techniczno-sytuacyjne: wzruszenie ojca przy piosenkach syna (gdy ten odnosi sukces i staje się rozpoznawalny) w zestawieniu z refleksją nad własnym życiem; nieprzygotowane logicznie i fabularnie, a przez to mało wiarygodne rodzinne pojednanie. Ma to oczywiście swoje uzasadnienie. Prostota filmowego obrazu buduje paralelę dla prostoty literackich opowieści Coelha i – można nawet posunąć się dalej – ma sprzęgać się z jego życiem.

Fot. materiały prasowe Kino Świat
Fot. materiały prasowe Kino Świat

***

Filmowy obraz ratuje dobra, mocna gra latynoamerykańskich aktorów (Júlio i Ravel Andrade, Enrique Díaz, Fabíula Nascimento, Lucci Ferreira, Fabiana Gugli) i wspierająca wiarygodność postaci charakteryzacja. Trzeba też wspomnieć o podbijającej emocje muzyce (Pascal Gaigne), która porusza zarówno wtedy, gdy ingeruje w obszar stanów wewnętrznych bohatera, jak i wtedy, gdy buduje pejzażową nastrojowość, osadzoną w zapierających dech w piersiach hiszpańskich krajobrazach. W stylizację „epoki” trafnie wpisują się zdjęcia Jacoba Solitrenicka. Skupienie na wyjątkowej urody detalach (rzeźbione pudełko, wnętrze kawiarni, witryny sklepowe, kamienne domy i uliczki Santiago de Compostella) buduje niepowtarzalną atmosferę zanurzenia w przeszłości.

Osiągnięcia te jednak nie ratują samej koncepcji filmu, która w ogólnym rozrachunku idealizuje, a nie uwiarygadnia, a jej narzucający się dydaktyzm – zniechęca, gdyż zamiast prawdziwego człowieka otrzymujemy wyniesionego na piedestał bohatera.

 

Film:
„Paulo Coelho. Niesamowita historia”, reż. Daniel Augusto, Brazylia, Hiszpania 2014.

 

*Ikona wpisu: fot. materiały prasowe Kino Świat