Marta Bucholc
O wilkołakach i Hellingerze
Mała dziewczynka dostaje ciężką, cuchnącą, ale przytulnie ciepłą pelerynę ze skóry wilczycy. Ubrana w nią, idzie pewnego razu na polecenie matki do lasu, gdzie spotyka obcego mężczyznę siedzącego na drzewie. Ten próbuje ją dopaść i zgwałcić, dziewczynka wymyka mu się jednak, a dotarłszy do domu opowiada wszystko matce. W nocy matka idzie do lasu i znaczy pnie drzew zapachem zabitej wilczycy. W jakiś czas później dziewczynka znajduje ciało mężczyzny zagryzionego przez wilka, który węszył wokół, szukając towarzyszki. „Może komuś siedzącemu wysoko na drzewie wydał się dziewczynką odzianą w wilczą skórę. Może wyglądał jak ja. Wyobrażam sobie, jak mężczyzna zeskoczył.”
Oto jedna z historii wplecionych w narrację „Gdybym ci kiedyś powiedziała”. Nasyconych znaczeniami opowieści jest tam wiele: o parkach wieszczących pogromy, o syberyjskim odpowiedniku pięknej Remedios, znikających w ciemności portach i beznogiej śniącej piękności o bezkresnych włosach. Myślę jednak, że przypowieść o wilczej skórze najlepiej oddaje i nastrój, i sens książki Judy Budnitz, którą zupełnie słusznie (acz boleśnie pretensjonalnie) wydawca opisał jako „powieść-lustro, która pokazuje prawdziwą twarz kobiety”.
Kobiety są wilkołakami.
Kobiecy wilkołak czyha zasadniczo na dwa rodzaje ofiar: mężczyzn i własne córki. Dziewczynka wychodzi na polowanie – mężczyzna pada ofiarą żądzy, którą wyzyskuje matka, podsuwając na miejsce córki nieodróżnialnego od niej wilka. Dziewczynka również pada ofiarą wilczej żądzy mężczyzny, własnego strachu i potrzeby kontroli matki.
Moment zwilkołaczenia dziewczynki ma w fabule powieści kluczowe znaczenie: w tej chwili decyduje się ona opuścić dom i oderwać się od matki. Właśnie ta decyzja utrwala w niej wilkołaka. Odchodząc od matki i jej zwierzęcości, dziewczynka niesie ze sobą w świat bagaż wilczej skóry, spalonej w akcie ekspiacji, niezniszczalnej.
Dziewczynka ma na imię Ilana i jest pierwszą z czterech narratorek powieści: czterech kobiet, których życie polega na czujnym ustawianiu się wobec siebie, okrążaniu się nawzajem, czatowaniu na słaby ruch przeciwniczki, nieustającym wyczekiwaniu na sprzyjający moment, by wreszcie odejść. Pierwszym, założycielskim odejściem jest decyzja Ilany, która przebywa ocean, by oderwać się od krwawych baśni Starego Kraju. To odejście nadaje nowe znaczenie jej życiu: Ilana staje się pojemnikiem, w którym odziedziczona po matce magia Starego Kraju przechowuje się w antymagicznej amerykańskiej rzeczywistości. Sens tej magii nie przystaje do form nowego życia (kanalizacji, ulicy, miasta). Jest rażący estetycznie i odstręczający moralnie, co autorka oddaje z dużą przenikliwością, kontrastując ciasnotę, kurz i brutalność wiejskiego bricolage’u egzystencji Ilany z wysprzątanym, uporządkowanym i nowoczesnym amerykańskim otoczeniem. Na przecięciu tych dwóch światów żyją Sashie, Mara i Nomi.
Paradoks losów córki, wnuczki i prawnuczki Ilany polega na tym, że ich świat (w przeciwieństwie do pełnego dziwów, zaklęć i bajań świata Ilany) naznaczony jest nieusuwalnym, głębokim pęknięciem. „Gdybym ci kiedyś powiedziała” to w gruncie rzeczy opowieść o fałszywej świadomości. Tylko Ilana wie, od czego ucieka. Wilcza natura matki jest początkiem jej życia i miarą jej czynów. Ilana to wie i godzi się z tym. Ilana pamięta o swojej wilczej skórze, którą dzięki mądrości matki dane jej było zobaczyć. Być może dlatego jako jedyna uchodzi z życia cało.
Kolejne pokolenia, oddzielone od pramatki-wilczycy wielką wodą, są ślepe; w Ameryce nie ma wilków. Próbują się wyzwolić, odejść, dorosnąć, ale źle lokalizują źródło swego zniewolenia, bo nie unaoczniły sobie swojej ukrytej natury. Próbują więc żyć pomimo wilka w sobie, rozdzierając na pół własne dusze – z katastrofalnymi skutkami. Dopiero najmłodsza, Nomi, zaczyna na powrót robić to, co wypełniało całe życie Ilany w Starym Kraju: słuchać. Przez holograficzne nakładanie się kolejnych warstw szeptanych Nomi opowieści system rodzinny zaczyna się ukazywać czytelnikowi w całej swojej złożoności.
Konstrukcja opowieści Judy Budnitz jest bardzo subtelna. Wielogłosowa pierwszoosobowa narracja traci co prawda pod koniec na intensywności, ale autorce udaje się przekazać to, co najważniejsze: obrazy własnej biografii każdej z bohaterek muszą być współczytane i współopowiadane, aby można je było zrozumieć. Niewysłuchana opowieść – zapomniana osoba, zanegowane życie, wyparta wilcza natura – mszczą się, rwąc tkankę istnienia. Zrozumienie siebie wymaga przyjęcia i uznania cząstki Starego Kraju, która tkwi w każdym człowieku: wątków mrocznych klechd i pajęczych nici, na których zawieszone jest nasze pracowicie oczyszczone ujednostkowienie. Stawką nie jest tu zdrowie psychiczne, wygoda czy poczucie bezpieczeństwa. Judy Budnitz nie zabiera głosu w dyskusji, czy ze świadomością bycia wilkołakiem czujemy się lepiej, czy gorzej. Mówi tylko, że odrzucając tę świadomość, skazujemy na śmierć siebie i wszystkie noszone w sobie opowieści.
Judy Budnitz, Gdybym ci kiedyś powiedziała, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.
* Marta Bucholc,
doktor socjologii.