Łukasz Kowalczyk
Tolle lege!
„Nie to najciężej wyznać, co w nas jest zbrodnicze,
ale co wstydliwe i śmieszne.”
Jan Jakub Rouseau
Annette Insdorf, autorka książki „Indelible Shadows: Film and the Holocaust”, twierdzi, że filmów o Holokauście nakręcono około trzystu. Twórca biorący się za ten temat nie może liczyć na premię dla pioniera. To rodzi pokusę obrazoburstwa. Z uwagi na format problemu nieznaczna zmiana ogniskowej, usunięcie jakiegoś zastanego pryzmatu odkształci obraz na tyle, że wywoła u widza upragnione osłupienie. Osłupienie może przesłonić brak precyzji skutkujący psychologicznym czy narracyjnym chaosem. Przykładem takiej zabawy w gabinet krzywych luster może być „Nocny portier” Liliany Cavani. Wychodzimy i okazuje się, że byliśmy w lunaparku.
„Lektor” Stephena Daldry’ego jest inny. To świetny film, zrobiony z zupełnie niekanonicznej perspektywy. Hanna Schmitz (Kate Winslet) zdobywa naszą sympatię jako trzydziestokilkuletnia konduktorka w powojennym niemieckim mieście, gdy troszczy się o chorego piętnastolatka Michaela. Następnie wdaje się z nim w romans. A potem sympatii tej nie traci, okazując się byłą strażniczką zatrudnioną przez SS w Auschwitz. Oglądam oczyma Michaela, teraz studenta prawa (Ralph Fiennes), proces Hanny oskarżonej między innymi o doprowadzenie do spalenia żywcem grupy Żydów uczestniczących w Marszu Śmierci. I mam nadzieję, że się okaże, że to nie była jej wina. Że jej nie skażą. I cieszę się, że w RFN znieśli karę śmierci tuż po wojnie.
Zmiana optyki jest diametralna. Ale nie jest aberracją rodem z lunaparku. Służy czemuś innemu niż tylko wprowadzaniu w osłupienie.
Dlaczego akurat temu filmowi o Holokauście to się udało? Dlatego, że to nie jest film o Holokauście.
Oczywiście, że opowiada historię z Holokaustem ścisłe związaną. Oczywiście, że cień Holokaustu pada na losy filmowych bohaterów. Ale to nie fenomen Holokaustu jest zasadą organizującą tego filmu. To nie z uwagi na Holokaust tak a nie inaczej ustalono perspektywę, rozmieszczono lustra, zogniskowano obraz, ustalono pryzmaty. Według mnie fenomeny, z uwagi na które to uczyniono, to fenomen Wstydu i fenomen Odczytania.
Wstyd kiełkuje w tym filmie powoli. Najpierw to niewinny wstyd własnego pożądania. Potem wstyd skrywanego romansu. A potem orientujemy się, że wstyd w życiu Hanny zakorzenił się dużo głębiej i dużo wcześniej. Hanna zapłaci cenę za swój wstyd dwukrotnie. I dwukrotnie odda swemu wstydowi to, co w danej chwili ma najcenniejszego. Najpierw poświęci miłość. Dziesięć lat później – wolność.
Wstydzi się też Michael. On jest w sytuacji psychologicznie tragicznej w klasycznym tego słowa rozumieniu. Z jednej strony wstydzi się tego, że zadawał się z Hanną. Z drugiej wstydzi się tego, że się wstydzi jedynej prawdziwej miłości w swoim życiu. Jest szanowanym obywatelem, przystojnym mężczyzną, jeździ Mercedesem. Niestety, tak naprawdę jest złapanym w sieć wstydu stworzeniem o nieobecnym, niepotrzebnym nikomu uśmiechu. Jest wydrążony, pusty. Pomaga innym, nawet do pewnego stopnia pomoże Hannie, ale nie sobie. Dla niego nie ma nadziei.
Gdzieś na obrzeżach głównego wątku wstydzą się jeszcze młodzi Niemcy za przewiny ojców. Wstydzi się łagodny profesor prawa, która nie potrafi dać odpowiedzi na tyle dobrej, by pomóc młodzieży ten wstyd zmazać.
Ale wróćmy do Hanny i do pytania, które pojawia się samo: „Czy Hanna wstydzi się swojego udziału w ludobójstwie?”. Tu nie ma wyjaśnienia, ale są poszlaki. To, czego wstydzi się Hanna, to nieumiejętność Odczytywania. Odczytywanie zdaje się być w filmie pojęciem kluczowym. Michael odczytuje Hannie opowieść po opowieści literaturę światową. I to dwukrotnie. Pierwszy raz będąc jej kochankiem, czyta jej godzinami w łóżku. Drugi raz, też godzinami, w pustym mieszkaniu czyta te same książki do mikrofonu.
Odczytywanie (zarówno komuś, jak i samemu sobie) jest tu ciągle obecne. Po pierwsze, sam proces sądowy jest kwintesencją Odczytywania działań ludzkich na płaszczyźnie moralnej. Banalniej – Hanna zostaje skazana na podstawie wspomnień spisanych i odczytanych na rozprawie przez jedną z ofiar, które przeżyły Marsz Śmierci. Spisane, Odczytane, Osądzone. To budzi sprzeciw studenta – idealisty. Tysiące zbrodni niezauważonych, nie osądzonych, bo nikt o nich nie napisał. Co warta taka sprawiedliwość? Tu się otwiera perspektywa rozważań nad znaczeniem Słowa, nad Logosem, nad Świadectwem, wreszcie nad Literą. Także Literą Prawa. Nad Halachą i Hagadą.
Powróćmy do Hanny. Czy potrafi odczytać znaczenie swoich czynów? Michael stwarza jej taką możliwość: mozolnie uczy ją czytać. Gdy Hanna pozyska tę umiejętność, uzyska też rozeznanie i będzie mogła dokonać świadomego wyboru.
Jest też drugie, równie ważne, zakończenie tej historii: wizyta Michaela u ofiary Holokaustu, na podstawie zeznań której skazano Hannę. Oboje są smutni. Micheal wykonuje w imieniu Hanny symboliczny gest, przynosi przebłagalny dar. Żydówka wyjaśnia Michaelowi, że katharsis jest możliwe tylko w teatrze, nie w realnym życiu. Godzi się jednak, by dar został spożytkowany na walkę z analfabetyzmem, choć wyjaśnia, że analfabetyzm nigdy nie był problemem Żydów. Rzeczywiście, wygnańcy nie mogą sobie pozwolić na komfort analfabetyzmu. Nie mają Miejsca więc niosą swoją tożsamość zapakowaną w Słowo. „Lektor” pokazuje, jak ciężkim brzemieniem potrafi być taki pakunek.
Lektor (The Reader, 2008), reżyseria: Stephen Daldry, data polskiej premiery: 13 marca 2009
* Łukasz Kowalczyk,
radca prawny.