Odbywał się w Lozannie, bo rok wcześniej wygrała go dla Szwajcarii Celine Dion. W roku 1989 skoczną i kiczowatą piosnką zwycięstwo wywalczyła sobie Jugosławia, tak więc w 1990 roku konkurs odbywał się w Zagrzebiu – co było ciekawym podzwonnym dla umierającej Jugosławii.

Poźniej impreza się rozwijała. W roku 1994 z wielkim przytupem dołączyliśmy my, zaczęto głosować smsami.
Konkurs „Eurowizji” nie wnosi do europejskiej piosenki niczego nowego już od wielu lat. Jedynym elementem kultury obecnym w nim pozostaje angielszczyzna i francuszczyzna prezenterów.

Tegoroczny konkurs odbył się w Moskwie i szokował kiczem piosenki niemieckiej, elegancją piosenki angielskiej i francuskiej oraz politycznym ładunkiem reprezentacji izraelskiej czy białoruskością delegata Norwegii. Nawet sygnał do rozpoczęcia głosowania dawała załoga miedzynarodowej stacji kosmicznej (powołując się zresztą na samego Jurija Gagarina).

W Polsce często opowiada się mniej lub bardziej uzasadnione historie o spisku prawosławnych i postradzieckich krajów, które od niedawna zdominowały eurowizyjną scenę. Może to i prawda – faktem jest że zwłaszcza przestrzeń proradziecka odnalazła się tu doskonale i chyba w żadnym, wspólnym europejskim przedsięwzięciu nie odgrywa tak znaczącej roli.

Ogólnie rzecz biorąc, „Eurowizja” stała się byle jakim przedsięwzięciem radującym głównie występujących w niej artystów w Polsce pozwalającym (raz do roku) na swobodne wypowiedzi Artura Orzecha, będące nieczęstym przykładem ironii.