W wiekach religijnie żarliwych nie godzono się na to, by rozumiane jedynie literalnie słowa Pieśni uzasadniały jej obecność w Świętej Księdze. Mowa przecież o miłości Boga do Jego ludu (Izraela), Chrystusa do Kościoła, Chrystusa do Duszy.
W średniowieczu położono akcent na kult maryjny. Kompozytorzy nieraz swobodnie traktowali słowa Biblii, pisząc swoje pochwalne hymny do Najświętszej Panny. Słucham ich w zadumie. Przed oczami stają mi obrazy włoskich mistrzów, którzy tak chętnie nadawali Dziewicy rysy swych kochanek. Twórcy muzyki mieliby być gorsi i w dźwiękach religijnej ekstazy nie przemycić ni jednej ziemskiej nuty?
Zaglądam do książeczki. Obok łacińskiego tekstu są tłumaczenia na angielski, francuski i niemiecki. Wyobrażam sobie, co napisałby Britten:
Arise, my love, my dove, my fair one, and come.
Debussy:
Lève-toi, mon amie, ma colombe, ma belle, et viens!
I Schubert albo, lepiej, Schumann:
Stehe auf, meine Freundin, und komm, meine Schöne, komm her!
Stile Antico śpiewają, stojąc w kole. Dźwięki układają im się w aureolę, która zyskawszy trzeci wymiar, zmienia się w kopułę Świątyni. Potem zyskuje czwarty, zasysa mnie ku górze, odrywa od ziemi. Im wyżej się wznoszę, tym lepiej widzę ziemskie sprawy. I także zaczynam śpiewać:
Surge, propera amica mea, columba mea, formosa mea, et veni.
Płyta nagle się kończy. A ja, niczym gazela, młody jeleń, biegnę kupić truskawki.
Nagranie:
Stile Antico „Song of Songs”
Palestrina, Gombert, Lassus, Victoria
Harmonia Mundi 2009