Katarzyna Kazimierowska

Żyć, podróżować, pisać. O „Podróży bez końca” Claudio Magrisa

Zbiór esejów Claudio Magrisa z lat 1981 – 2001, zawarty w niewielkiej książeczce, jest pozycją niezwykłą. Z jednej strony to spojrzenie na niedaleką przeszłość, którą można jeszcze dostrzec kątem oka, gdy zerkniemy za siebie. Z drugiej – to filozoficzny traktat, w którym pisarz stara się uchwycić fenomen podróży.

„…to w domu rozgrywa się nasze życie, szczęście i nieszczęście, namiętność, los. Podróż, nawet najciekawsza, jest zawsze pauzą, ucieczką, doświadczeniem braku odpowiedzialności, odpoczynkiem od wszelkiego prawdziwego ryzyka”. Pisze to człowiek, który spędził całe życie w drodze, a który w swoich esejach najchętniej odwołuje się i powraca myślami do Triestu, miasta, w którym się urodził i z którego wyjechał, by już nigdy w żadnym miejscu nie zatrzymać się na dłużej. Dlatego Magris to piewca przewrotności i zgrzytających w zębach jak piasek La Manchy niuansów codzienności. Każdy z jego esejów to nieoczywista puenta nudnej historii, czerwona kropka na monotonnym widoczku.

Podróż Magrisa zaczynamy od La Manchy (choć nie jest to chronologicznie pierwszy z esejów), a kończymy w Hanoi. Pisarz – obywatel świata, przeskakuje kontynenty i granice, by w każdym z miejsc odkryć niepowtarzalny mikrokosmos. I tak w szwedzkim Lundzie zabiera nas do salki z dziecięcymi zabawkami w muzeum historii kultury. Z Wysp Kanaryjskich wraca z opowieścią o Don Serafinie (cóż za znaczące nazwisko!), który odbył pierwszą i ostatnią podróż samolotem, by przed śmiercią pożegnać się z przyjaciółmi. Przy okazji raczy nas anegdotą, że choć morze w języku hiszpańskim jest rodzaju męskiego, to ludzie wybrzeża mówią „la mar” na ten żywioł nieustannie obecny w ich życiu. Część esejów to historie z obszaru najbliższego Magrisowi, czyli Mitteleuropy: idei, której już nie ma. Z sentymentem Magris pokazuje Pragę, Warszawę (jest tu w 1981 i 1989 roku!), zagląda do Wiednia. Opowiada o Europie przemian, w której miejsce społeczności żydowskiej zajęli emigranci. Zdradza historię pewnego zdjęcia, odtwarza chwile, kluczowe momenty, jak napięcie panujące w Warszawie w 1981 roku, własne refleksje. Te fragmenty są jak rzut oka na stare kartki pamiętnika, w którym historie intymne, indywidualne, mieszają się ze wspólnotowymi, narodowymi, by stać się częścią europejskiej układanki.

„Podróż bez końca” to przede wszystkim jednak rozważania Magrisa o fenomenie i cudzie podróży. Pisze on o podróżowaniu, „nie po to, aby dotrzeć do celu, lecz aby dojechać jak najpóźniej, aby nie dojechać – o ile to możliwe – nigdy”, a swoją książkę dedykuje przyjaciołom, towarzyszom – wędrowcom napotkanym w życiu, „którzy dotarli już na miejsce”. Podróż nie jako ucieczka, ale nieustanne witanie się ze światem. Podróżnik, w dodatku z notesem w ręku, to oczy, uszy i pamięć świata. Świata, który z każdą chwilą odchodzi lub zmienia się na naszych oczach. W końcu pamięć podróżnika to pamięć miejsc, ale też języków, biografii i sposobów życia, pamięć bliskiej i dalekiej przeszłości. Utrwalić przemijające? Nie, raczej zachwycać się życiem we wszystkich jego przejawach, bo choć nie uchwycimy świata jako całości, to zarejestrujemy to, co nas w nim urzeka. Jak przewrotnie pisze Magris, dziecko bawiące się zabawką wie więcej o życiu, niż przejęty myśleniem o śmierci dorosły. Tym samym, poprzez swoje eseje, Magris staje się piewcą życia, podążając drogą zachwycającego się światem Ryszarda Kapuścińskiego. Pozostaje pójść za postawionym przez obu wyzwaniem lub wrócić do „Podróży bez końca”, bo przecież literatura to nieustanna przeprowadzka w miejscu i czasie.

Książka:
Claudio Magris, „Podróż bez końca”, tłum. Joanna Ugniewska, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2009.

* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.