Katarzyna Kazimierowska

Jeszcze nie wieczór, jeszcze nie finał… O filmie Bławuta po raz wtóry**

„Chwilo, trwaj, jesteś piękna”, mówi w dramacie tytułowy Faust. W tym momencie umowa z Mefistolesem wypełnia się, bohater umiera. Właśnie „Fausta”, opowieść o potrzebie zatrzymania czasu i pragnieniu wiecznego życia, przygotowują bohaterowie paradokumentu Jacka Bławuta, „Jeszcze nie wieczór”. Oni też nie chcą oddać się zniedołężniałej starości, samotności i pukającej co chwila do drzwi śmierci.

Rytm dnia w Domu Aktora w Skolimowie wyznaczają posiłki, rytm tygodnia – wieczorki kulturalne i artystyczne. Ale w rutynę życia wpisują się także częste przyjazdy ambulansu, którym towarzyszy pytanie: „Po kogo tym razem?”. Przygnębiająca jest świadomość upływającego czasu. Tego, jak niewiele go pozostało. W Skolimowie mieszkają tuzy polskiego aktorstwa, tam znikają po zagraniu swojego ostatniego przedstawienia. Tylko czasami o kogoś upomni się odważny reżyser, przypomni sobie telewizja. Jacek Bławut – dla którego pełnometrażowy „Jeszcze nie wieczór” jest debiutem w karierze dokumentalisty – nie wyciągnął aktorów poza Skolimów. Zamiast tego wkroczył z kamerą do domu ludzi, którzy swoje życie mają już za sobą i został. Nakręcił bajkę o tym, że choć nie można zatrzymać czasu, to warto o niego powalczyć. Gdy do Skolimowa przyjeżdża filmowy Jerzy (grany przez Jana Nowickiego), spokojne życie pensjonariuszy zostaje wywrócone do góry nogami. Przerażony rutyną i marazmem, postanawia wystawić „Fausta” i, co więcej, zagrać go dla mieszkańców pobliskiego więzienia. Zaczynają się próby, zabawa. Wyzwania, których dawno nie stawiano przed mieszkańcami. W przygotowania włączona zostaje kucharka, miejscowy raper i wytatuowany więzień. A wokół bohaterów krąży czarny Pudel, nazwany przez Jerzego Mefistem.

Fabuła jest jednak jedynie pretekstem by pokazać życie aktorów, którzy do niedawna święcili triumfy w swoim zawodzie. By przyjrzeć się ścianom ich pokoi, obwieszonych zdjęciami z młodości, by posłuchać słów, których nie ma w scenariuszu. Ale jest też przypowieścią o chęci zatrzymania czasu, o niezgodzie na starość i o tęsknocie za młodością. Obserwujemy starego aktora, który w swoich staraniach o śliczną kuchareczkę przegrywa z młodym raperem; aktorkę, która nie wychodzi ze swego pokoju. Walczy z upływem czasu, zakładając na dłonie rękawiczki i w półmroku wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, a jednocześnie zachwyca się tatuażami przynoszącego jej posiłki więźnia. Bławut z czułością i rozwagą pochyla się nad zimą życia, która za chwilę stanie się naszym udziałem. Dawno nikt w polskim kinie nie opowiedział w taki sposób o przemijaniu i jednocześnie, o nieśmiałej, ale ogromnej, potrzebie życia w pełni. Gdy starość patrzy na młodość – przegrywa, u Bławuta starość wybiera wyzwanie, przypomina sobie o swoim prawie do szczęścia i radości. Jakby mówiła: warto się dobrze zabawić, nim dogoni nas czas. I wygrywa. A póki co, chwilo, trwaj, jesteś piękna.

Film:

Jeszcze nie wieczór, reż. Jacek Bławut, Polska 2008.

* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.
** Poprzednia recenzja filmu, patrz: S. Wachowska, Mann w Skolimowie.