Na koncert zespołu Cukunft w „Powiększeniu” (12.08) przyszli dosłownie wszyscy i kiwali się przy dźwiękach klarnetu bez względu na wiek i przynależność grupową. Zatem obserwacja uczestnicząca, jak widać, niewiele tu daje.
Co w kraju takim, jak Polska – u ludzi świadomych korzeni tego gatunku – wywołuje serię nostalgiczno-romantycznych skojarzeń?
Spójrzmy prawdzie w oczy – naszemu pokoleniu muzyka klezmerska nic historycznie prawdziwego nie mówi. Jest raczej melodyjną trampoliną dla naszych wyobrażeń o tym, co kiedyś mogła znaczyć i jakie doświadczenia opisywać.
Zdarzają się przez to artyści cynicznie idący na łatwiznę, z wyczuwalnym dystansem do muzycznego materiału. Produktem bywają koncerty o nieznośnie tkliwej atmosferze tęsknoty za czymś co jak się wydaje publiczność powinna sobie wyobrazić, aby doznać trans-kulturowego katharsis.
Dawniej za pomocą dostępnego ówcześnie instrumentarium, klezmerzy posługiwali się muzyką również po to, aby ułatwić chasydom wejście w stan religijnego uniesienia i osiągnięcie dwekut, stanu przylgnięcia do Najwyższego. W wykonaniu Cukunftu akurat dobrze było słyszalne to, iż w jednej ze swoich rozlicznych odmian muzyka klezmerska była muzyką transową.
Gdyby ciągłość życia żydowskiego w Polsce nie została przerwana, muzyka ta praktykowana byłaby i dzisiaj – jednak nie byłaby używana jako wehikuł do historycznego „tam, wtedy”, ale jako emanacja twórczego „tu, teraz”. Puszczając wodze prowokacyjnej fantazji, możemy sobie zatem wyobrazić, że „prawdziwi” klezmerzy z Polski, połączeni z tradycją stałym łączem aktywnego przekazu międzypokoleniowego, być może ciągnęliby ze sobą na koncerty swoje klarnety. Ale nie jest też wykluczone, że porzuciliby je na rzecz aktualnie dostępnego instrumentarium, w tym całkowicie elektronicznego. Czy nie byłoby świetnie pojawić się na takim koncercie, żeby sprawdzić, kto jeszcze przyszedł?
Cukunft („przyszłość” w jidysz), czyli Raphael Rogiński z kolegami, to nie tylko utalentowani muzycy. To także prawdziwi klezmerzy. Cukunft gra w wymiarze „tu, teraz”, świetnie się przy tym bawiąc, bez naciągania słuchaczy na nostalgiczny kredyt zaufania. Chciałoby się powiedzieć, że przedstawiony na koncercie materiał wykracza poza ramy muzyki klezmerskiej gdyby nie to, że ta muzyka, jak każdy gatunek uprawiany pierwotnie przez mniejszości żyjące na obrzeżu kulturowego mainstreamu, ma nieograniczoną pojemność i możliwości adaptowania wszystkiego, co napotka na swojej drodze. Interpretacje wyciągają publiczność z krainy „Ja-daj-daj” do przestrzeni, w której kanoniczne dla gatunku brzmienia splatają się z jazzem i funkiem, aż po (przyznacie, zaskakujące) skojarzenia z twórczością Toma Waitsa. Po raz pierwszy od bardzo dawna żałowałam, że moje zwyczajowe dwudziestominutowe spóźnienie pozbawiło mnie możliwości wysłuchania początku koncertu. Czekam zatem na płytę „Cukunftu”.
Koncert:
Cukunft, Klub Powiększenie, 12 sierpnia 2009. Skład zespołu: Raphael Rogiński – gitara, Paweł Szamburski – klarnet, Michał Górczyński – klarnet, Paweł Szpura – perkusja.