Artur Celiński

Usiądź na „Tarasie z uroczynem” Mario Couto

Sięgnąłem po książkę „Taras z uroczynem” Mio Couto i dałem się wciągnąć w magiczny świat smutnego przytułku dla starców w São Nicolau w Mozambiku. Urodzony w Maputo pisarz za narratora swojej opowieści wybrał nieboszczyka – cieślę Ermelindo Mucangę. Pochowano go niezgodnie z tradycją, co sprawia, że Ermelindo nie może zaznać pośmiertnego spokoju i jako xipico, zabłąkany duch, tuła się po ziemi. Jego jedyną nadzieją jest wejście w ciało człowieka, z którym będzie mógł powtórnie umrzeć. Po dwudziestu pięciu latach pojawia się okazja – do odgrodzonego od świata przytułku dla samotnych starców przybywa policjant Izdine Naíta. Celem jego wizyty jest wyjaśnienie śmierci Vasta Excelência, byłego dyrektora tego miejsca. Narrator-nieboszczyk wstępuje więc w policjanta i dzięki temu jest uczestnikiem śledztwa, w którym nie ma ciała, nie ma śladów, a wszyscy świadkowie przyznają się do winy…

Jestem tym policjantem. Utożsamiam się z nim jako czytelnik/podróżnik po świecie sportretowanym przez Couto. Przyjeżdżam do byłej portugalskiej fortecy wojskowej zamienionej w miejsce do umierania. Wkraczam w hermetyczny świat wierzeń i tradycji, o którym tak naprawdę nic nie wiem, i którego nie rozumiem. Świat, w którym nawet „to trawa zjada krowę, a nie odwrotnie”. Przede mną zagadka śmierci Excelência, ale jak się okaże, nie ona jest tu najważniejsza. Spotykam się z ludźmi, których słowa przyzwoity Europejczyk musiałby traktować jako pijackie bajdurzenie. Tutaj, w Mozambiku, wszystko jednak staje się bardzo prawdopodobne. Magia i czary, które wypływają z każdego miejsca odurzają czytelnika niczym zapach kwiatów tytułowego uroczynu.

Chodzę po świecie pełnym podwójnych znaczeń – symboli dekodowanych bogactwem tradycji i kultury tej części Afryki. Towarzysz Ermelindo, Pangolin, to zamieszkujący Azję i Afrykę nieduży ssak o ciele pokrytym łuskami. W Tanzanii wierzy się, że pangoliny potrafią przewidywać nadchodzące wydarzenia w świecie natury. Tytułowy uroczyn (łac. plumeria), to drzewo przez wiele kultur uznawane za cudowne lub powiązane ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. W Bangladeszu jest silnie kojarzone ze śmiercią i zmarłymi. Istotnym elementem są tu również obrzędy i tradycyjne rytuały. A u Couto nieprzestrzeganie odwiecznych reguł przynosi realne konsekwencje.

Jestem w świecie umierania i niewyobrażalnego smutku. Pustki, której nie można zapełnić. Wysłuchuję opowieści Navai Caetano, który „urodził się, wydoroślał i zestarzał się w jeden dzień”, a po wypowiedzeniu ostatniego zdania z historii swojego życia umrze. Poznaję starego Portugalczyka czekającego na śmierć Xidimingo, tkwiącego mentalnie pomiędzy ojczystą Portugalią a Mozambikiem i mającego tylko jedno pragnienie: „Chcę mieć święty spokój, należeć do jednego miejsca, mieć niepodzielne wspomnienia. Żyć jednym życiem. W rezultacie mieć pewność, że umrę za jednym razem”. Rozmawiam z Nãozinhą, miejscową czarownicą, która śpi w starej wannie, bo podczas snu zamienia się w wodę.

Sytuacje i historie, których jestem świadkiem sprawiają, że tajemnica zabójstwa dyrektora przytułku jest już tylko wisienką na torcie. Właściwe danie to przede wszystkim odkrywany przed czytelnikami Mozambik. Całość przypomina „Imię róży” Umberto Eco i misję Wilhelma z Baskerville. Tam jednak chodziło o przyszłość, tu zaś w centrum zainteresowania jest przeszłość. Warto zauważyć, że jest to jednak obraz przemijający – tkany ze wspomnień osób, które stoją na krawędzi życia. Dodatkowo pokrywają go gruzy wojny domowej – tu autor nawiązuje do jak najbardziej realnych wydarzeń, które doprowadziły kraj do ruiny. Policjant odwiedzający przytułek São Nicolau ze swoim dążeniem do ustalenia faktów i znalezieniu logicznych powiązań nie ma tam czego szukać.

„Taras pod uroczynem” to podróż po katakumbach pamięci – niech więc nie dziwi nieboszczyk robiący za przewodnika.

Książka:

Mia Couto, „Taraz z uroczynem”, przełożyła Elżbieta Milewska, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2009

* Artur Celiński, zastępca wydawcy kwartalnika „Res Publica Nowa”.