Jerzy J. Kolarzowski

Przesuwanie granic świata

Leszek Kołakowskim był dobrym nauczycielem filozofii. Był nim wtedy gdy jeszcze jako partyjny filozof polemizował z ks. Kłósakiem. I był nim wtedy gdy z bardzo wąskim i elitarnym gronem studentów filozofii w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia dokonywał egzegezy Mikołaja z Kuzy.

W pierwszym przypadku, śmiem twierdzić, zadbał o poziom ufilozoficznienia środowisk około kościelnych. W salkach seminariów duchownych na niektórych obozach organizowanych przez Duszpasterstwa Akademickie czytano Husserla czy nawet Heideggera dokładając lekturę któregoś z teologów katolickich wydanych przez IW PAX, np. W. Kaspera (sam jeszcze w liceum na takie obozy jeździłem, zabierany przez starsze kuzynki).

Na zajęcia egzegetyczne poświęcone Mikołajowi z Kuzy wszedłem incognito, korzystając ze znajomości wśród wykładowców i studentów filozofii. Salka była tak mała, że młodzież z trudem się mieściła. Do dziś niepokoi mnie fakt, że ówczesne władze IF UW przydzieliły do tych zajęć tak skromne pomieszczenie.

Kołakowski nie był dobrym mówcą. Mówił cicho i mało wyraźnie. Debaty w Audytorium Maksimum na UW w roku 1981 należały do mniej udanych. Tłum ludzi, a przypadkowi goście w ostatnich rzędach mało słysząc i chyba jeszcze mniej rozumiejąc, między rzędami zaczynali w końcu rozlewać deficytową, (bo podówczas na kartki) wódkę. Nawet otwierając Kongres Filozoficzny w Szczecinie w roku 2004, Kołakowski czuł się nieswojo. Pozwolił sobie na dużą dawkę ironii, mówiąc o tym, że przemawia po grupie lokalnych przedstawicieli władz państwowych i administracyjnych i w związku z tym zastanawia się, na ile filozof, jako figura retoryczna, powinien mówić zrozumiale. Jeśli będzie niezrozumiały, ludzie od niego odejdą. Jeśli z kolei zacznie wypowiadać się w sposób potoczny, w końcu ktoś zawoła: „cóż to za filozof – mówi banały!”

Kołakowski Leszek napisał jednak kilka ważnych książek na temat religii. „O religii”, książka w Polsce wydawana pod tytułem: „Jeśli boga nie ma?” „ Horror metafisicus” i „Bóg nie jest nam nic winien. Pascal na tle jansenistów”. Czytając recenzje tych prac na łamach miesięcznika ZNAK, można było zacząć się uśmiechać. Recenzenci, nawet ojciec J. Kłoczowski OP, usiłowali przedstawić ich treść, oceniając, czy i w jakim stopniu mieszczą się one w granicach ortodoksji.

W londyńskich księgarniach w działach „Filozofia i socjologia” książki Z. Baumana zajmowały na centralnej półce długość ręki. Książki Kołakowskiego stawiano w kąciku.

Czy zatem epitet, który stanowi tytuł książki W. Mejbauma z początku lat osiemdziesiątych „Literat cywilizowanego świata. O Leszku Kołakowskim”, pozostaje prawomocny? Kołakowski nie był wieszczem. Nie ogłaszał też końca filozofii, jak czyniło to kilku poprzedników, uznanych za wielkich i równie głośnych myślicieli. Uważał, że wiele filozoficznych pytań, które postawiono przed wiekami, pozostaje ciągle aktualnych. Nawet tak banalny paradoks sofistów, mówiący o tym, że pytanie „Jak żyć?” można zawsze zastąpić pytaniem „gdzie żyć?”. I odpowiadał na nie w sposób swoiście sowizdrzalski. Wyrzućcie pytania – przesuwajcie granice. Siła cywilizacji znaczy więcej niż ideologie, nawet więcej niż konfesje, bo one są jak ta moja angielska laseczka.

* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych.