Muzycznie był bardzo udany, szczególnie w warstwie orkiestrowej. Wiedeńscy Symfonicy prowadzeni przez Marka Eldera grali Szymanowskiego z jedynie lekkim odchyleniem Straussowsko-Wagnerowskim. Na wokalnym firmamencie lśniła Roksana Olgi Pasiecznik.

W czasach kryzysu receptą na załatanie budżetu są koprodukcje, dlatego ta sama inscenizacja trafiła do barcelońskiego Gran Teatre del Liceu. Tam w ciekawy sposób wpisała się w kontekst miasta. Krzyż uformowany z chórzystów na schodach sceny, który pojawia się na samym początku opery, wieńczą po bokach świetliste postaci Archierieosa i Dyakonissy. Ich nieregularne rysy wdzięcznie uśmiechają się do architektury Antonia Gaudiego.

W akcie trzecim krwawe bachanalia – wszyscy chórzyści równocześnie podcinają sobie żyły – mogą zaszokować, zwłaszcza wegetarianów. Tych na widowni było jednak niewielu. Zbyt ceni się tu jamon serrano, której niezliczone gicze wiszą w każdym barze.

Niestety chyba mniej ceni się jakość muzyki. Orkiestra teatru prowadzona przez Josepa Ponsa zdawała się kierować zasadą, że skoro Szymanowski Polak, to trzeba na wschód. Szkoda, że zajechała tylko nad „Morze” Debussy’ego, zbytnio się w nie zresztą nie zagłębiając. Muzycy zadowolili się wejściem po kolana w fale mętnych dźwięków, tak by dynamika ostrożnie kołysała się między mezzo piano a mezzo forte.

Ciekawie zaprezentował się Francisco Vas jako arabski mędrzec Edrisi. Udało mu się bowiem tak głęboko wniknąć w kulturę arabskiej mądrości, iż słuchaczowi zdawało się, że nauczył się on – Edrisi – tekstu Iwaszkiewicza czytanego od prawej do lewej.

Z kolej Anne Schwanewilms jako Roksana przeżyła wzlot głęboko oniryczny. Śniła, że śpiewa. Niestety obudziwszy się, nie wiedziała w jakiej tonacji.

Spektakl:

Król Roger
Gran Teatre del Liceu, Barcelona
Reżyseria David Pountney
2 listopada 2009