Kastraci największe tryumfy święcili w XVII stuleciu. Ich głosy były dobrze znane Mozartowi. Bardziej dociekliwy człowiek współczesny także ma szansę usłyszeć próbkę śpiewu owego monstra humani generis. Pierwszych dni fonografii doczekał Alessandro Moreschi, ostatni, co zawodził z taką miękkością. Porusza on nie tyle ekspresją, co skargą bijącą spomiędzy dźwięków „Ave Maria”.

A Cecilia Bartoli raz jeszcze wydała prawdziwy ALBUM. Jej najnowszej płycie „Sacrificium” towarzyszy bowiem barwna publikacja, która w fascynujący sposób opowiada o tym, jak piękno karmiło się cierpieniem tysięcy chłopców, których okaleczano, by ocalić ich anielskie głosy.

Bartoli skarżyć się nie ma na co, a muzykę pisaną dla „operowych kapłonów” wykorzystuje, by popisać się swoją niewiarygodną techniką.

Chwilami ma się wrażenie, że jej język, rozdrabniając nuty niczym ostrze malaksera*, osiąga to, co niemożliwe – prędkość naddźwiękową. Są takie momenty, gdy Cecilia niczym sterowana laserem frezarka wycina w powietrzu wykwintne ozdobniki.

Ironista mógłby sprowokować jej wyznawców, pisząc, że Madama Bartoli operując głosem, daje się ponieść iście kynologicznej fantazji. Ale z wyznawcami lepiej nie zadzierać. Miau!

Nagranie:

„Sacrificium”
Cecilia Bartoli. Il Giardino Armonico
Giovanni Antonini dyrygent

* Jak spostrzegła S.