Szanowni Państwo, zaproponowany na jesieni 2009 roku przez ministra Bogdana Zdrojewskiego projekt uchylenia przepisów zakazujących łączenia bibliotek publicznych z innymi instytucjami wywołał burzę w środowisku ludzi książki (por. publikowany również na łamach Kultury Liberalnej list do premiera). Minister spotkał się z zarzutem, że projektowane zmiany spowodują wchłonięcie i zmarginalizowanie (lub wręcz likwidację) bibliotek przez domy kultury – szczególnie w małych miejscowościach.

Pytanie o łączenie lub niełączenie bibliotek z innymi instytucjami jest szalenie istotne, ale kryje się za nim kolejny, o wiele bardziej fundamentalny problem: jak ma wyglądać w Polsce mała biblioteka XXI wieku? Wszyscy wiedzą, że ma być nowoczesna. Na czym jednak ma polegać owa nowoczesność? Czy nie gubimy wówczas samej istoty biblioteki? Czy może się ona zmienić w miejsce, w którym korzysta się z Internetu, spotyka się, pije kawę i załatwia parę innych rzeczy – tylko nie wypożycza się książek? Być może taka jest przyszłość biblioteki książkowych regałów. Czy w takim razie – by wrócić do projektów ministra Zdrojewskiego – nie traktujemy zakazu łączenia bibliotek zbyt dogmatycznie?

Na pytania odpowiadają znakomici Autorzy: Beata Chmiel, Grzegorz Gauden, Jacek Wojnarowski, Tomasz Piątek, Marek Jurowski oraz Tomasz Makowski. Zapraszamy do lektury i komentowania !

Redakcja

Beata Chmiel

Bezsenność w Seattle…

…wszyscy znamy. Ale historię Yuhuy Cheng już nie. W roku 2008 ta nauczycielka z Szanghaju, która w 1999 roku przyjechała do córki w Seattle, miała 74 lata. I codziennie przychodziła do swojej biblioteki publicznej w Beacon Hill, gdzie siadała przy komputerze, spotykała się z sąsiadami, razem jedli obiady, brali udział w zajęciach językowych i bibliotecznych prowadzonych przez Sau Lai Chan z centrum działającego na rzecz chińskich emigrantów, ich dzieci i rodziców.

Dziesięć lat wcześniej Seattle ogłosiło program „Libraries For All” (biblioteka dla każdego). Za pozyskaną z obligacji publicznych kwotę 196,4 mln dolarów postawiono w tym samym miejscu pomiędzy 4. a 5. Aleją oraz Madison i Spring Street nowy gmach założonej w 1891 roku Biblioteki Głównej oraz zbudowano lub odnowiono 26 filii, zamieniając przestarzałe i zużyte budynki w centra życia lokalnego. Zanim doszło do ogłoszenia i zatwierdzenia programu w drodze referendum, w ciągu 3,5 miesiąca odbyło się ponad sto debat z lokalnymi społecznościami, których celem było poznanie potrzeb i zbudowanie obywatelskiego poparcia dla projektu. Ale udział mieszkańców na tym się nie kończył. Mieli wpływ na wybór lokalizacji, architektów, projekty, zakres usług towarzyszących działalności publicznych bibliotek. W zasadzie zostały zrealizowane wszystkie ich postulaty: Beacon Hill dostało swój punkt orientacyjny, Ballard – zielony dach, a Capitol Hill – przytulną czytelnię.

Biblioteka Główna została zaprojektowana przez słynnego holenderskiego architekta i urbanistę, laureata nagrody Pritzkera i Miesa van der Rohe, Remmenta Lucasa Koolhaasa. Otrzymała między innymi w 2005 roku nagrodę American Council of Engineering Companies (ACEC) za innowacje i rozwiązania strukturalne oraz AIA Honor Award for Architecture. Na powierzchni 34 tys. metrów kwadratowych udostępniono tam 1,45 mln książek (i innych nośników) oraz ponad 400 komputerów do użytku publicznego. Po otwarciu w 2004 roku przez pierwsze dwanaście miesięcy odwiedziło ją ponad dwa miliony użytkowników.

W czasie trwania programu „Biblioteka dla każdego” zbiory bibliotek publicznych w Seattle wzbogaciły się o 1.871.825 książek i ponad 22 tysiące e-booków oraz audio-booków. Już w 2007 roku 11,6 mln realnych i wirtualnych użytkowników (w porównaniu z 4,5 mln w 2000) wypożyczyło w bibliotekach publicznych Seattle 9,3 mln książek i innych nośników.

Nie jest to bajka o żelaznym wilku. W Seattle, które od 2005 roku zajmuje pierwsze miejsca w zestawieniach America’s Most Literate Cities, 91,9 proc. mieszkańców powyżej 25. roku życia ukończyło co najmniej szkołę średnią, a 53,8 proc. ma w papierach co najmniej licencjat (przy średniej krajowej 27,4 proc.). Miasto zajmuje też pierwsze miejsce w dostępności bezprzewodowego Internetu, zamówieniach książek online i czytelnictwie prasy online wśród dorosłych. W Seattle ma też siedzibę Amazon.com, a w rozległym kampusie w podmiejskim Redmond rezyduje Microsoft.

W tym samym czasie w Polsce: z ostatnich badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową i TNS OBOP w 2008 roku wynika, że czytelnictwo w Polsce jest najniższe od 1992 roku. Już tylko 38 proc. Polaków miało przez ostatnie dwanaście miesięcy kontakt z co najmniej jedną książką (wliczając podręczniki), przy czym głównym źródłem książek dla nich były dla biblioteki (40 proc.) przy spadku znaczenia i księgozbiorów rodzinno-towarzyskich i – przede wszystkim – zakupów. Największy spadek czytelnictwa obserwuje się wśród mieszkańców małych i średnich miast.

Dalej, w tym samym czasie w Polsce: drastycznie zmniejszyła się liczba bibliotek i punktów bibliotecznych. W 1989 roku na terenie kraju działało 10.269 bibliotek publicznych i 22.091 punktów bibliotecznych. W roku 2008 – już tylko 8.489 i niecałe 1600 punktów bibliotecznych, z czego większość jest niedoinwestowana i potrzebuje wsparcia. Z badań, jakie przeprowadziła w ponad 500 bibliotekach Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, najgorsza sytuacja panuje właśnie w małych bibliotekach. 20 proc. nie ma toalety, często są problemy z ogrzewaniem, a ponad połowa nie udostępnia odwiedzającym komputerów. Jeśli je ma. Dużo do życzenia pozostawia też stan księgozbiorów, ale jeśli roczny fundusz biblioteki na uzupełnienie zbiorów wynosi na przykład 300 zł, łatwo możemy to przeliczyć na nowości w roku 2009.

Przez dwadzieścia lat wyeliminowaliśmy z programów szkolnych edukację kulturalną, zamykaliśmy czytelnie publiczne i nie uzupełnialiśmy dostatecznie zbiorów bibliotek. Niczego nie zmienią nowe technologie, jeżeli cała uwaga rządzących skierowana jest tylko na wymiary czysto ekonomiczne, takie jak praca czy kapitał, bez wzięcia pod uwagę edukacji i kultury. Przez te dwadzieścia lat kraj bogacił się o kilka procent PKB rocznie. Teraz, przy postępującym spadku czytelnictwa i groźbie powszechnego już funkcjonalnego analfabetyzmu, wszelkie deklaracje kończą się tak, jak w budżecie na 2010 rok: okazuje się, że Polski nie stać nawet na program walki z tymi zjawiskami.

Robert Putnam w „Demokracji w działaniu” pytał o związek pomiędzy obywatelskością społeczności a jakością jej zarządzania. Pokazywał też stopień jej rozwoju przez aktywny udział obywateli w życiu społeczności lokalnych, przez przynależność do różnych stowarzyszeń, w tym chórów, kółek literackich, związków łowieckich i klubów turystyki pieszej, amatorskich klubów piłkarskich (tak, tak, też), etc., także przez poziom czytelnictwa gazet oraz udział w wyborach i referendach. Wynik wydaje się oczywisty: regiony najbardziej rozwinięte pod względem gospodarczym posiadają skutecznie działające rządy, dlatego że są bardziej obywatelskie. Powoli się tego na nowo uczymy. Mam nadzieję, że rządzący nauczą się, że dla nich też edukacja jest lepsza niż ignorancja. Czyli: patrz pod „Seattle”.

* Beata Chmiel, krytyk literacki, dziennikarka.

***

Grzegorz Gauden

Marzy mi się biblioteka jak 100 lat temu

Mieszkaniec polskiego miasteczka wie dokładnie, gdzie mieści się urząd gminy, gdzie urzęduje wójt lub prezydent. Wie dlatego, że często musi załatwiać swoje sprawy w urzędzie. A także dlatego, że budynek mieści się zawsze w centrum i jest okazały. Władza okazuje swój majestat.

Przez dziesięć lat mieszkałem w Szwecji, w miejscowości Lund. Może zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale do dziś nie wiem, gdzie mieści się tamtejszy urząd gminy. Za to po kilku dniach od przyjazdu wiedziałem, gdzie w Lund znajduje się biblioteka miejska. Było to bowiem ścisłe centrum miasteczka, a budynek okazały i informujący o tym, co się w nim mieści. Tym właśnie szczyciły się władze gminy, które bibliotekę utrzymywały.

Podróżując po Szwecji i przejeżdżając przez różne inne miasteczka, z łatwością dostrzegałem biblioteki. Bo były widoczne. Bo były dowodem, że władze starają się racjonalnie wydawać pieniądze ku pożytkowi ogółu mieszkańców, a więc swoich wyborców.

To mi się właśnie marzy. Aby polskie władze samorządowe chciały chwalić się biblioteką, zlokalizowaną w samym centrum, o przyjaznej architekturze i wystroju, otwartą, kiedy potrzebują tego mieszkańcy, z atrakcyjnym księgozbiorem, z dostępem do najnowszych technologii upowszechniania treści. Aby była to biblioteka, w której tak samo dobrze czuje się młody człowiek z kolegami, jak i samotna emerytka. By dzięki bibliotece czuli się równoprawnymi obywatelami nie tylko Polski, ale świata, gdyż w bibliotece położnej nawet w odległym miasteczku dostęp do książki, wiedzy i do świata powinni mieć taki sam, jak mieszkaniec Lund, Sztokholmu albo Nowego Jorku. To umożliwia współczesna technologia. Tylko wtedy biblioteka – tak jak 100 lat temu – dawać będzie taką szansę każdemu, nawet najbiedniejszemu. A bibliotekarz – tak jak 100 lat temu –będzie przyjaznym przewodnikiem po współczesnym świecie.

* Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.

***

Jacek Wojnarowski

Dialektyka polskiej biblioteki XXI wieku, czyli dokąd zmierzamy?

Bezpieczeństwo, spokój, cisza. W ciszy bibliotekarka krąży wśród regałów pełnych książek. A czytelników coraz mniej…

Taki obraz współczesnej biblioteki – zwłaszcza tej małej, położonej na wsi lub w niewielkim mieście – ma na szczęście coraz mniej osób. Biblioteki rozwijają się, w miarę możliwości dostosowując do oczekiwań użytkowników. A ci chcą już nie tylko wypożyczać w bibliotece książki, lecz również mieć dostęp do innych źródeł wiedzy i informacji, skorzystać z komputera, spotkać się i porozmawiać z sąsiadami. Zmienia się również wyobrażenie roli samego bibliotekarza, który z doradcy wyłącznie w świecie książek przeistacza się w przewodnika po rzeczywistości multimediów.

Czy to właściwa droga? Odpowiedzi udzielają sami bibliotekarze, modernizujący swoje placówki, proponujący nowe formy działalności tak, aby do bibliotek wciąż przyciągać nowych użytkowników. Jednocześnie magia książki, a także autorytet i kompetencje bibliotekarzy w połączeniu z ich nowymi umiejętnościami sprawiają, że tradycyjne funkcje biblioteki pozostają niezagrożone. To, że książka pozostaje w niej najważniejsza i nie schodzi na drugi plan, nabiera jeszcze większego znaczenia, gdy uświadomimy sobie, jak gęsta jest sieć polskich bibliotek. Cieszy, że coraz szersze grono – zarówno polityków, jak i ekspertów – dostrzega ich potencjał. Wystarczy przypomnieć, jak istotne miejsce w polityce rozwojowej naszego kraju właśnie bibliotekom przypisał Minister Michał Boni.

Powstają także programy, które wspierają rozwój bibliotek. Ich przykładem jest choćby niezwykle udana inicjatywa MKiDN „Infrastruktura bibliotek”. Jednak aby nie stracić zarówno zapału bibliotekarzy do działania, jak i lokalnych samorządów do współfinansowania, wymaga ona pilnej kontynuacji na znacznie większą skalę. Czas bowiem najwyższy, by wizje zamienić w działania. W XXI wieku nie możemy mieć w Polsce 30 proc. filii bibliotecznych bez dostępu do toalety i niedogrzanych, czy też 40 proc. placówek na wsi bez dostępu do Internetu dla użytkowników. Jedynie wówczas, gdy wciąż więcej osób będzie dostrzegać nie tylko możliwości, lecz również potrzeby bibliotek, placówki te – dzięki odpowiedniemu wsparciu – mogą zapewnić dostęp do wiedzy i nowoczesnych technologii, pełniąc jednocześnie swe tradycyjne funkcje.

* Jacek Wojnarowski, prezes Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, która realizuje w Polsce Program Rozwoju Bibliotek Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.

***

Tomasz Piątek

Sytuacja jest rozpaczliwa. Ale nie jest poważna

Mamy zapaść czytelnictwa. W roku 2008 prawie dwie trzecie Polaków nie miało książki w ręce. Książki są drogie, media ich nie promują. Robią to tylko lokalne biblioteki. Tych jest coraz mniej (w roku 1990 było ich 10269, teraz – 8489). Powinniśmy je chronić. Ale Ministerstwo Kultury zapowiada zmiany prawne pozwalające na łączenie bibliotek z innymi instytucjami. Organizacje bibliotekarzy protestują, podając, że:

– takie łączenie bibliotek prowadzi do ich marginalizacji (tzw. biblioteki publiczno-szkolne były porażką);
– podobne zmiany prawne wprowadzono na stałe tylko w Rosji (efekt: likwidacja 12 000 bibliotek);
– USA i Niemcy z takich zmian szybko się wycofały.

Inne doniesienia potwierdzają te obawy. Po połączeniu pewnej biblioteki z ośrodkiem kultury, szef tego ośrodka zarządził usunięcie stolików do czytania z czytelni (!). Obcina się etaty, niektóre placówki są czynne tylko przez kilka godzin w tygodniu.

Przypomnę więc stary dowcip: sytuacja jest rozpaczliwa, ale nie jest poważna.

– Minister Zdrojewski mówi, że zna zagrożenia i będzie bronił bibliotek przed łączeniem (TOK FM), ale równocześnie ministerstwo lansuje zmiany w prawie pozwalające na łączenie;
– Ministerstwo ma wielki plan dotacji dla bibliotek: 300 mln zł, ale przyznanie tych pieniędzy zależy od ewentualnej zgody premiera i/lub ministra finansów, od współfinansowania każdej inwestycji przez gminę i przez – najsłabsze ogniwo – władze wojewódzkie. Jak widać, jest to plan antyrealizacyjny;
– Konkrety natomiast są takie, że ministerstwo obcięło np. dotacje na zakup książek dla bibliotek: z 28,5 mln zł do 10 milionów!

Bardzo bym chciał, żeby ministerstwo zrealizowało swój plan dla bibliotek. Ale ten plan, o którym mówi, a nie ten, który – jak się zdaje – realizuje.

* Tomasz Piątek, pisarz. Obywatelskie Forum Dostępu do Książki.

***

Marek Jurowski

Mała biblioteka XXI wieku

Mówiąc o małej bibliotece, musimy mieć świadomość, że jest to placówka zlokalizowana najczęściej w niewielkiej miejscowości, do 10-15 tys. mieszkańców. Mówimy zatem o bibliotekach położonych na obszarach wiejskich. Założenie to jest bardzo istotne, ponieważ pozwala nam w pewnym stopniu określić potencjalnych klientów. Klientów, którzy w walce z codzienną rzeczywistością nie zawsze mają czas na korzystanie z bibliotek – i zapewne nie zawsze mają na to również ochotę. Co zatem zrobić, aby mała biblioteka była atrakcyjna, nowoczesna i dzięki temu przyciągała klientów? Rozwiązań może być wiele. Tak wiele, jak dużo jest w Polsce bibliotek. Dodatkową trudność stanowi to, że we współczesnej Polsce brakuje badań jakościowych, jak taka mała biblioteka powinna wyglądać i co powinna oferować. Co zatem należy zrobić?

Myślę, że przede wszystkim nie powinniśmy zapominać o podstawowej funkcji biblioteki, którą jest gromadzenie i udostępnianie zbiorów. Książka była, jest i powinna być w każdej bibliotece najważniejsza. A bywa z tym różnie. Przy rocznym budżecie rzędu 120 tys. zł (w tym 6500 zł na zakup zbiorów), trudno mówić o kształtowaniu kultury literackiej w małej społeczności. Nie wierzę i nie uwierzę, że nowoczesne media zastąpią tradycyjną książkę. Zatem książka powinna być tą podstawą, tym medium, które kojarzy się i powinno się kojarzyć z biblioteką.

Co można zrobić poza tym? Właściwie wszystko, co sprawi, że ludzie zechcą przyjść do biblioteki. Świetnym rozwiązaniem jest zapewnienie dostępu do komputerów i Internetu (tym bardziej, że jak wskazują badania, z nowoczesnymi technologiami IT na obszarach wiejskich nie jest najlepiej). Jednak ta sfera współczesnego świata powinna być dodatkiem do usług oferowanych przez nowoczesną bibliotekę – na pewno w zakresie działalności informacyjnej, wsparcia systemu oświaty, a nie w zastępstwie książki jako medium mniej atrakcyjnego (?).

Ważne są również działania związane ze wszystkim, co pozwoli na kształtowanie kultury, ze szczególnym uwzględnieniem kultury literackiej. A zatem spotkania autorskie, tworzenie klubów książki, imprezy czytelnicze. Krótko pisząc, nowoczesna biblioteka powinna stać się centrum aktywności lokalnej, centrum dostępu do wiedzy (książka, Internet), centrum kultury (przede wszystkim kultury literackiej, ale również tych obszarów kultury, które będą odpowiedzią na potrzeby społeczności i pozwolą ludziom nie tylko młodym realizować swoje zainteresowania i pasje. Ważne jest więc gromadzenie zbiorów alternatywnych: filmów, muzyki, wydawnictw multimedialnych), centrum życia społecznego (biblioteka powinna zarówno inicjować działania, jak i umożliwiać realizację własnych pomysłów grupom społecznym, które tego chcą i oczekują).

Patrząc na współczesne małe polskie biblioteki, można skądinąd stwierdzić, że wszystko to już się dzieje. Może są to na razie nieśmiałe, czasem nieudolne próby, nie mniej jednak są podejmowane. Trzeba tylko uwierzyć, że jedynie konsekwentne działanie i dążenie do celu podejmowane przez zaangażowanych, wierzących w sukces i odpowiednio przygotowanych do pracy bibliotekarzy pozwoli na to, że małe polskie biblioteki przejdą w najbliższym czasie przemianę, która uczyni je ciekawymi dla wszystkich grup społecznych.

W takim razie być może zmiany planowane w ustawie o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej nie są takie złe. Nie od dziś wiadomo, że duży może więcej. Czy będzie to biblioteka publiczna, dysponująca ograniczonymi możliwościami biblioteka szkolna i działający obok dom kultury, pewne jest, że wszystkie te instytucje działają na rzecz tej samej społeczności lokalnej. To powinno być najważniejsze i o tym nie powinniśmy zapominać. Poza tym wszystkie te instytucje działają w sferze usług. A zatem klient każdej z nich powinien być na szczególnym miejscu. I to on powinien być zadowolony i znaleźć swoje miejsce w szeroko pojętej kulturze!

* Dane liczbowe zaczerpnięto ze sprawozdania z działalności bibliotek publicznych podregionu toruńsko-włocławskiego województwa kujawsko-pomorskiego za rok 2008.

** Marek Jurowski, kierownik Działu Współpracy i Promocji Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu.

***

Tomasz Makowski

Dwa najważniejsze pytania

Jak zwykle w sporach opartych na emocjach wysoki jest poziom nieporozumień. Z jednej strony mamy słuszną obawę o przyszłość bibliotek, którą podzielają wszyscy. Któż się nie oburzy na likwidowanie bibliotek! Z drugiej różnie określane są warunki ich przetrwania/rozwoju. Dla protestujących jest to dofinansowanie istniejących bibliotek, jednak w strukturze ukształtowanej w erze przedinternetowej. Dla samorządowców jest to umożliwienie władzom lokalnym samodzielnego ich łączenia i dzielenia, zgodnie z potrzebami społeczności lokalnej, warunkami miejscowymi oraz możliwościami finansowymi, ale bez głosu decydującego bibliotekarzy. W dyskusji brak postawienia dwóch zasadniczych pytań. Odpowiedź na nie będzie faktycznie rozwiązaniem kwestii wprowadzenia lub nie zakazu łączenia.

Pierwsze z tych pytań brzmi: jaką rolę ma pełnić biblioteka publiczna w świecie, w którym pierwszym, a najczęściej jedynym, miejscem poszukiwania informacji jest wyszukiwarka Google? Nie znając odpowiedzi na dane pytanie, nie mówimy dziś „spytaj w bibliotece”, ale „sprawdź w Internecie”. Paradoksalnie dzięki niemu każdy ma dziś dostęp do powszechnej „biblioteki”, jaką rzeczywiście Internet jest.

Biblioteki powinny zatem po raz kolejny przeformułować swoje funkcje i obowiązki wobec użytkowników i społeczności lokalnej. Zaszła nie tylko zmiana technologiczna, która winna znaleźć odpowiedź w bibliotekach nie tylko przez dostawienie terminali komputerowych, ale zmieniła się filozofia tworzenia i udostępniania wiedzy oraz partycypacji w kulturze. W moim przekonaniu rola biblioteki nie zostanie ograniczona do wypożyczalni książek papierowych, płyt z muzyką itd. dla wszystkich. Często niesłusznie deprecjonuje się ją wtedy, dołączając „tylko”. Tymczasem jest to niezwykle cenna funkcja, dzięki której podtrzymuje się lub pobudza potrzebę do alternatywnego wobec Internetu i telewizji spędzania czasu oraz niweluje nierówny dostęp do dóbr kultury.

Czytelnictwo książek zwiększa kreatywność, poszerza wyobraźnię, daje możliwość spotkania z tym, czego istnienia nawet nie zakładaliśmy. Dlatego należy apelować do samorządów, które są odpowiedzialne za utrzymanie bibliotek, aby zwiększały dotacje na ten cel. Z tym związana jest również kwestia roli budynku biblioteki w przestrzeni miasta lub wsi: czy powinien to być gmach w centrum, będący znakiem aspiracji kulturalnych społeczności lokalnej, czy raczej sieć filii-wypożyczalni (samodzielnych lub połączonych z bibliotekami szkolnymi).

Drugim zasadniczym pytaniem jest: jaką rolę ma pełnić biblioteka szkolna? Czy uczestniczyć w procesie dydaktycznym, blisko współpracując z nauczycielami? A może biblioteka szkolna powinna pełnić głównie funkcję wypożyczalni książek? Wówczas należy zadać pytanie, czy rzeczywiście uczniowie powinni spędzać przerwy stojąc w kolejce po książki w szkole, zamiast pożyczyć je po lekcjach w bibliotece publicznej? Może pytając o rolę biblioteki szkolnej, odpowiemy również, dlaczego z ukończeniem edukacji zanika w użytkownikach chęć odwiedzania biblioteki?

Od odpowiedzi na te pytania powinna rozpocząć się dyskusja o zakazie łączenia. Należy pamiętać, że biblioteki od swojego powstania zmieniały się, zawsze coś tracąc i coś zyskując. Najwięcej traciły te, które dogmatycznie broniły status quo.

W całej dyskusji niemało jest też niewzruszonego przekonania o własnej racji. Część samorządowców uważa, że lepiej od bibliotekarzy wie, jak organizować biblioteki. Zaś część bibliotekarzy ignoruje drastycznie spadający odsetek odwiedzin w bibliotekach oraz w ogóle osób czytających i broni stanu obecnego. Wobec powyższego poważnie brzmi głos Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który stawia modernizacyjny program Biblioteka Plus jako jeden z priorytetów resortu. Ponadto zapowiada oddanie decyzji o ewentualnym łączeniu konkretnych bibliotek w ręce Krajowej Rady Bibliotecznej, czyli bibliotekarzy.

* Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej.

** Autor koncepcji numeru: Piotr Kieżun
*** Autor fotografii: Rafał Kucharczuk

„Kultura Liberalna” nr 52 (2/2010) z dn. 12 stycznia 2010 r.