Joanna Kusiak

Tirana: tryktrak, kokaina i przestrzeń publiczna

Kiedy idę ulicą Tirany, stolicy oficjalnie najbiedniejszego kraju Europy, drugi raz mija mnie ten sam czarny rolls-royce. Nie dziwi to nikogo, kto zna Blokku, zamkniętą niegdyś dzielnicę, która dzisiaj, po latach wolności, stała się przestrzenią ekscesu, zgodnie z zasadą Freuda, że to, co wyparte, wraca ze zdwojoną siłą. Blokku była grodzonym osiedlem dyktatorskiej władzy, osiedlem-parkiem chroniącym prywatność Hodży i jego partii przed publicznym wzrokiem ludu. Na samym środku regularnego prostokąta „dzielnicy” stała wspaniała willa dyktatora, rozbudowywana wraz z powiększaniem się jego rodziny. Okoliczne domy, zamieszkiwane przez zaufanych towarzyszy partyjnych, odwrotnie – pustoszały, w miarę jak towarzysze stawali się coraz mniej zaufani. O dzielnicy ukrytej za murami krążyły legendy powtarzane szeptem przy włączonej muzyce, przynoszone przez sprzątaczki i kucharzy. Dwadzieścia lat temu rewolucyjny tłum rozwalający mury w całej Europie rozwalił w końcu także mury Blokku i uczynił dzielnicę publiczną.

We wtorek około jedenastej przed południem nad Blokku unosi się chmura dymu i drogich perfum. W głębi, przy ciemnym kontuarze baru, brunet w ciemnych okularach sącząc drinka, taksuje wzrokiem moje turystyczne szorty. Pomiędzy porośniętymi kwiatem tirańskich elit wyspami drogich barów, z których jeden mieści się obok szkoły językowej bezpośrednio w willi Hodży, przemieszczają się nieco mniej defiladowo grupki studentów okolicznych szkół i uniwersytetów. Blokku uznawane jest za najbardziej publiczną przestrzeń Tirany, o każdej porze tłumną i gwarną. Wyzwolone Blokku, pełne nie tylko pretensji, ale przede wszystkim życia, jest dumą Tirany, spóźnioną ucztą pomniejszych bogów po śmierci Dyktatora, twórcy pierwszego ateistycznego kraju na świecie. Wszystkich cudzoziemców lokalni zaraz ciągną do Blokku, by poznali nocne życie stolicy. Pójść do Blokku to pójść w miasto, chociaż niegdyś właśnie Blokku było jako jedyne z miasta wyłączone.

Mówi się, skądinąd chyba słusznie, że twarda dyktatura zabiła w Tiranie poczucie przestrzeni publicznej, które teraz należy mozolnie odbudowywać. Na rozległych, w dużej części nielegalnych, choć nie slumsowych przedmieściach niewiele się już mówi o Blokku. Starsi ludzie chodzą tam nie częściej, niż kiedy było zamknięte. Zresztą trochę do tej przestrzeni publicznej nie pasują. Pomiędzy domami, na skwerach albo przy targu, na postumentach pomników rysują kredą planszę do tryktraka albo młynka. Siedzą skupieni na skrzynkach do piwa albo stosach cegieł i rozmyślają nad kolejnym ruchem. Można fotografować, a jeśli się zna zasady, można się od razu przyłączyć.

* Joanna Kusiak, doktorantka Instytutu Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 52 (2/2010) z dn. 12 stycznia 2010 r.