Szanowni Państwo,
jeśli określenie „partnerstwo wschodnie” ma w przyszłości z tyleż pięknej, co niejasnej idei zmienić się w umacniającą pozycję Polski w polityce europejskiej praktykę polityczną, zagadnienia związane z wschodnimi sąsiadami naszego kraju domagają się ożywionej i merytorycznej dyskusji. W „Kulturze Liberalnej” publikowaliśmy niedawno analizy poświęcone Białorusi i Ukrainie. Dziś przyszedł czas na stosunki litewsko-polskie.
Od dwudziestu lat najpoważniejsze konflikty, jakie wydarzają się na linii Polacy – Litwini, maja podłoże historyczne. Chodzi tu zarówno spory o tzw. pamięć historyczną, jak też o język, prawa mniejszości narodowych czy też elementy dziedzictwa kulturowego. Dlaczego pojednanie polsko-litewskie, mimo wspólnej przynależności tych krajów do Unii Europejskiej – zwłaszcza na niwie historycznej – pozostaje daleko w tyle choćby za pojednaniem polsko-niemieckim? Czy to historia jest dla Polaków i Litwinów pułapką, czy może raczej współczesna, nieumiejętnie prowadzona, dyplomacja? Co można zrobić, by Litwa z marginesu polskiego zainteresowania przesunęła się choć trochę w stronę centrum? I na odwrót – jak promować dobre stosunki z Polską na Litwie? Na pytania odpowiadają znakomici Autorzy: Andrzej B. Zakrzewski, Łukasz Jasina oraz Michał Kozłowski.
Ponadto w zakładce „Spacerując” Krzysztof Rutkowski opowiada o tym, jak widzi Paryż, Giorgio Agambena książkę o Świętym Pawle analizuje w „Czytając” Paweł Marczewski, a w „Słuchając” Paweł Majewski przypomina wyjątkową jubileuszową inscenizację „Pierścienia Nibelunga” Patrice Chéreau z 1976 roku. Zapraszamy do lektury i komentowania !
Redakcja
Andrzej B. Zakrzewski
Badanie tego, co dzieli
Litwini mają znakomity ciemny chleb. Jednym z gatunków godnych polecenia jest bočių duona – chleb przodków. Ponieważ długie lata był w Polsce niedostępny, litewscy przyjaciele przywozili mi półtorakilogramowe bochenki. Gdy wreszcie w nieodległym supermarkecie znalazłem ciemne bochny, niezwłocznie powiadomiłem ich o tym, w trosce o nieprzeciążanie kręgosłupa na trasie Wilno – Warszawa. Otrzymałem odpowiedź: „Wiem, że chleb można kupić w Supersamie na placu Unii Lubelskiej, ale jaki prawdziwy Litwin z przyjemnością pójdzie na plac o takiej nazwie”.
Konflikty polsko-litewskie i litewsko-polskie mają oczywiście tło historyczne. Jednak od dawna u ich podłoża nie leży żal o unię lubelską. Unia lubelska była aktem niezbędnym dla Wielkiego Księstwa Litewskiego, usiłującego przynajmniej od schyłku XV stulecia powstrzymać ekspansję Moskwy. Ponieważ Litwa była za słaba, niezbędna była pomoc Korony. Polska wspomagała więc obronę, pragnęła jednak zacieśnienia więzów. I tak doszło do związku obu państw w Lublinie, poprzedzonego jednak przyłączeniem do Korony ziem ukrainnych.
Następstwem tego związku była zupełnie dobrowolna – choć aż do początków XIX wieku tylko językowa – polonizacja elit. Dlatego też, gdy w XIX stuleciu zaczął się kształtować nowoczesny naród litewski, podstawą jego byli chłopscy synowie: głównie księża i lekarze. Musieli oni, obawiając się kolejnych strat na jej rzecz, stanąć w opozycji do kultury polskiej. Pojawiła się wówczas zrozumiała z powodów taktycznych teza: Polacy na Litwie to Litwini, którzy zatracili swój język i świadomość narodową – należy więc zrobić wszystko, aby im je przywrócić. W już niepodległej czasowo Republice Litewskiej służył temu nacisk administracyjny na polską mniejszość. Rzeczpospolita nie pozostawała dłużna, stosując retorsje wobec mniejszości litewskiej na swym terytorium.
Wydawało się, że ucywilizowanie współżycia przyniesie, brutalnie wymuszone przez Polskę, nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Litwą w 1938 roku. Tak się jednak nie stało: wkrótce wybuchła wojna. Litwini zachowali neutralność, życzliwie przyjęli rzesze polskich uchodźców, jednak jesienią (10 października 1939 roku) zmuszeni byli do podpisania układu z ZSRR. W zamian za zgodę na radzieckie bazy wojskowe otrzymali Wilno i niemałą część Wileńszczyzny. Tam usiłowali kontynuować politykę lituanizacji, co doprowadzało do zatargów z polską większością. Zajęcie wiosną 1940 roku Litwy i Wileńszczyzny przez ZSRR było jednakowo dolegliwe dla – poddanych działaniom NKWD – Polaków i Litwinów. Dlatego też ci ostatni postawili na współpracę z Niemcami, licząc na otrzymanie względnej niezależności. Byli członkami sił porządkowych, urzędnikami w okupacyjnej administracji, stworzyli własne jednostki wojskowe, a stosunkowo nieliczna grupa brała udział w niemieckiej polityce wyniszczania ludności polskiej i żydowskiej. To – oczywiście – doprowadzało po konfliktów z Polakami.
Zajęcie w 1944 roku Wileńszczyzny i całej Litwy przez Armię Czerwoną spowodowało exodus części ludności litewskiej – do Niemiec, i polskiej – na ziemie centralne. Większość jednak pozostała na miejscu, narażona na kolejne represje NKWD. Polityka Moskwy na terenie Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej stosowała zasadę divide et impera: ludność polska miała tam zapewnione pewne udogodnienia (prasę, szkolnictwo, amatorskie teatry), nieprzyznane jej ani na Białorusi, ani – przynajmniej w takiej skali – na Ukrainie. Gdy komuniści litewscy, czując się najpierw Litwinami, później zaś komunistami, usiłowali je ograniczyć, Polacy alarmowali Moskwę. Ta zaś, odgrywając rolę strażnika „leninowskiej polityki narodowościowej”, powściągała Litwinów. Była więc arbitrem w sporze polsko-litewskim.
Postawy obydwu społeczności uległy wówczas swoistemu zakonserwowaniu, wedle stanu z lat 1938-1945. Początek ostatniej dekady XX wieku charakteryzowało ujawnienie się owych resentymentów. Gdy Litwa odzyskiwała niepodległość, część litewskich Polaków, obawiając się odrodzenia również przymusowej lituanizacji, przyjęła politykę Sajūdisu ze sporymi obawami. Spowodowało to m.in. sprzeczne z ówczesnym prawem rozwiązanie organów samorządu terytorialnego na zamieszkanych przez polską większość terenach Wileńszczyzny. Litwini, odzyskując własne państwo, obawiali się nie tylko własnych współobywateli – Rosjan i ich „ojczyzny ideologicznej”, ale również Polaków i Rzeczypospolitej. Dążyli do szybkiego odtworzenia państwa narodowego w kształcie – najlepiej – z roku 1938. Musieli też – jako społeczeństwo – odreagować okres radziecki, gdy we własnym państwie byli de facto obywatelami drugiej kategorii. Nie bardzo zdawali sobie sprawę – lub: nie chcieli sobie zdać sprawy – z rozwoju międzynarodowych zasad ochrony uprawnień mniejszości narodowych. Pojawiły się więc problemy związanie ze szkolnictwem mniejszości polskiej, zapisem jej nazwisk, polskich nazw miejscowości i ulic oraz z odzyskaniem nieprawnie odebranej ziemi. Bezpośrednio z niedawną przeszłością powiązany był spór o rolę Armii Krajowej na Wileńszczyźnie.
Niektóre z tych kwestii zdołano rozwiązać, inne na zadowalające rozwiązanie czekają, jedna zaś nie da się już naprawić. Jeśli chodzi o stosunek do wspólnej przeszłości: obecnie zarówno badacze, jak i coraz szersze kręgi litewskiego społeczeństwa zdają sobie sprawę, że w połowie XVI wieku istniał wybór: klęska w starciu z Moskwą albo związek z Koroną. Stąd rozwiązanie przyjęte w 1569 roku było dla Litwy mniejszym złem, a Moskwa zajęła Wilno dopiero dwa i pól wieku później. Historycy obydwu nacji (ale również białoruscy i ukraińscy) zgodni są, ze dorobek dawnej Rzeczypospolitej, ten pozytywny i negatywny, jest wspólnym dziedzictwem współczesnych narodów zamieszkujących jej obszary. Dlatego kilka lat temu Republika Litewska ogłosiła dzień 3 maja dniem pamiętnym, co pewna część jej społeczeństwa przyjęła z mieszanymi uczuciami: przecież – w powszechnym mniemaniu – ustawa rządowa znosiła odrębność Wielkiego Księstwa. Historycy, jak i zainteresowane kręgi różnią się wyraźnie w ocenie wspólnej historii XX wieku, co do stuleci wcześniejszych, różnice zdań dotyczą niuansów. Na zadowalające rozwiązanie czeka zwłaszcza sprawa uprawnień językowych.
Nie da się natomiast naprawić kwestii zwrotu ziemi. Przepisy umożliwiały rekompensatę: za ziemię skonfiskowaną przez władzę radziecką na Żmudzi można było uzyskać ekwiwalent na przedmieściach Wilna – terenie znacznie atrakcyjniejszym. Ponadto administracja mnożyła przeszkody, których ludność podwileńska, niejednokrotnie słabo wykształcona i nieznająca języka państwowego, pokonać nie mogła. W efekcie wokół stolicy nastąpiło wzmocnienie żywiołu litewskiego. W procesie zwrotu ziemi nie można było wykluczyć również korupcji, ponad jakimikolwiek podziałami narodowymi…
Natomiast stosunki międzypaństwowe, zarówno na szczeblu prezydentów, rządów, parlamentów, jak i współpracy ekonomicznej czy naukowej są – z pewnymi wyjątkami – wzorowe. Ponieważ jednak obydwa państwa nie należą do najwyżej rozwiniętych gospodarczo członków Unii Europejskiej, zakres wzajemnych inwestycji jest stosunkowo skromny: z jednej strony rafineria, z drugiej – sieć aptek. Na poważniejsze inwestycje trzeba poważniejszych środków.
Historia w coraz mniejszym stopniu rzutuje na teraźniejszość obu narodów. Nie można – jak sądzę – mówić, na wzór polsko-niemiecki, o pojednaniu z Litwą. Nie jest ono potrzebne. Inne było tło kontaktów, znacznie mniejsza skala konfliktów i rozmiar zbrodni. Obydwa społeczeństwa stają się coraz bardziej otwarte, kładą coraz większy nacisk, na to, co je łączy. Również w przeszłości. To, co dzieli, trzeba po prostu badać, a wyniki – rzetelnie upowszechniać.
Dopiero od roku, może dwóch lat, przestali się 3 maja pojawiać w polskiej telewizji publicznej utytułowani mędrcy głoszący, że Sejm Wielki zlikwidował odrębność Litwy we wspólnej Rzeczypospolitej. Wyniki badań wykazujące coś innego już przed kilkunastu laty pojawiły się w podręcznikach akademickich, do powszechnej świadomości przenikają jednak – jak widać – z dużym trudem. Bez tego nie da się jednak zmienić społecznej świadomości.
* Andrzej B. Zakrzewski, historyk prawa, specjalizuje się w dziejach ustroju i prawa Litwy.
* * *
Łukasz Jasina
Polsko-litewska komedia pomyłek, czyli nieudane związki praprawnuków Jadwigi i Jagiełły
Znaczna część obywateli naszego kraju czytała „Dziady” albo przynajmniej poznała jakieś opracowanie na ich temat. Nie było zresztą innego wyjścia, jako że jest to lektura obowiązkowa w liceum. Jak więc można było zapamiętać, pada tam (w „Salonie Warszawskim”) zdanie:
„O Litwie, dalibóg, wiem mniej niż o Chinach”.
Z przykrością konstatuję, że niewiele się w ciągu ostatnich dwóch stuleci zmieniło.
Od blisko dwudziestu lat Litwa jest państwem niepodległym, kształtującym swoje narodowo-państwowe istnienie, kulturę, sposób życia, narodowe legendy i mity. Stolica tego kraju, Wilno, jest chyba jedyną poza Warszawą stolicą europejską, gdzie na ulicy powszechnie usłyszeć można język polski. Polacy są mocno wrośnięci w krajobraz tego miasta i są większością we wszystkich regionach je otaczających.
Nasze narodowe fobie opierają się na wspólnej historii wytworzonej w okresie bytowania polsko-litewskiej unii. Natomiast stosunki polsko-litewskie ostatniego dwudziestolecia niejednokrotnie nawiązywały do mało pożądanej tradycji okresu międzywojennego. Bardzo często była to zwykła komedia pomyłek. Władze litewskie zajmowały się walką z polskimi tradycjami i polską mniejszością narodową, zapominając o roli Polski jako potencjalnego sojusznika w stosunkach międzynarodowych. Do niezbyt szczytnej polityki lituanizacyjnej przyłączył się nawet litewski episkopat. W końcu to na Polaków wydawano wyroki za zdradę i to polski napis „Jezu, ufam tobie” zniknął nagle z obrazu czczonego przez wileńskich wiernych.
Dialog historyczny także od lat stoi w martwym punkcie. Pomimo uznania na Litwie 3 maja za dzień pamiętny, tradycje unijne dalej nie cieszą się tam przesadnym uznaniem. W Polsce z kolei w ciągu ostatnich dwóch dekad zwiększyło się zainteresowanie tradycjami wielonarodowej Rzeczypospolitej, czego przykładem może być działalność takich instytucji jak lubelski Instytut Europy Środkowo-Wschodniej. Ale nawet ze stroną ukraińską dialog historyczny jest zdecydowanie lepszy. Nie jest przypadkiem, że w lubelskiej serii syntez historii krajów wchodzących niegdyś w skład Rzeczypospolitej (a pisanych przez autorów z tychże krajów) zabrakło historii Litwy*.
Historia jest dla Polaków i Litwinów pułapką. W litewskim społeczeństwie wciąż dominuje postrzeganie Polaków jako potencjalnych zaborców i naród dominujący. Takie myślenie rzutuje na współczesne stosunki Litwinów i Polaków (zarówno tych z Polski, jak i obywateli Litwy). Z kolei wielu Polaków, a zwłaszcza część elity intelektualnej, wciąż tkwi w historycznych stereotypach „Obojga narodów”.
Wspólne działania i deklaracje polityczne nie przerażają paletą bogactwa i pomysłów. Współpraca gospodarcza i polityczna Polski i Litwy również nie jest jakimś przesadnie gigantycznym przedsięwzięciem.
A zatem, jeżeli pominiemy specyficzny casus Białorusi, Litwa jest tym sąsiadem Polski, w wypadku którego nasze elity i obywateli czeka wciąż najwięcej pracy. Dyskusji nad problematyką wspólnej historii pozbawionej uprzedzeń i stereotypów. Docenienie wspólnego balastu może się nam jedynie przysłużyć.
* Szerzej: http://www.iesw.lublin.pl/wydawnictwo/ksiazka_seria.php?serid=1
** Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
***
Michał Kozłowski
Polska – Litwa. Polacy – Litwini. Historia wzajemną pułapką?
Powołaniem historii jest uwolnienie przeszłości od kłamstw, jakimi pokryła ją teraźniejszość – pisał francuski historyk Pierre Chaunu. Jego kolega po fachu Philippe Ariès twierdził, że nauka historii straciła kontakt z szerszą publicznością i stała się technicznym materiałem dla specjalistów zamkniętych w swojej dyscyplinie. Stosunki Polski z Litwą postrzega się przede wszystkim przez pryzmat historii. Polacy przez lata żyli w przeświadczeniu, że unia Polski i Litwy była wzorem polityki pokojowej opartej na tolerancji. Często też idealizowali Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Z kolei Litwini mieli dość słabe rozeznanie w historii Polski, zwłaszcza najnowszej, co spowodowane było wpływem sowieckiej edukacji.
Historia stosunków polsko-litewskich ostatnich dwudziestu lat (zresztą jak w całym XX wieku) nie układała się idealnie. Deklaracja niepodległości przyjęta przez Radę Najwyższą 11 marca 1990 roku spotkała się z wstrzemięźliwością ze strony Polski. Można było to tłumaczyć różnymi przyczynami – obecnością wojsk radzieckich na terenie naszego kraju czy chęcią zachowania poprawnych stosunków z ZSRR. Nie usprawiedliwia to jednak polskiej dyplomacji. Czechy i Słowacja, będąc w podobnej sytuacji jak Polska, działały bardziej zdecydowanie. Polska uznała niepodległość Litwy dopiero jako siedemnaste państwo.
Litwini z kolei podjęli kroki przeciw mniejszości polskiej na Litwie (która liczyła 235 tys. ludzi, co stanowi 6,7 proc. populacji całego kraju). Było to spowodowane dążeniami do autonomii polskiej (inspirowanymi przez Moskwę). Trzeba pamiętać, że mniejszość polska na Litwie opowiedziała się w referendum przeciwko niepodległości Litwy. Problemem, który został zakończony ostatecznie (mimo deklaracji litewskich) niepomyślnie dla Polaków w tym kraju, jest pisownia imion i nazwisk według zasad języka litewskiego. Innym problemem była reforma administracyjna, która spowodowała niekorzystny udział polskiej mniejszości w samorządach na Wileńszczyźnie. Reprywatyzacja ziemi odbyła się przy dyskryminacji Polaków. Nakładano kary na polskie gazety za stosowanie polskich nazw miejscowości. Dążenia Republiki Litewskiej do integracji z Zachodem spowodowały, że rząd polski nie zdecydował się na przeniesienie kwestii polskiej mniejszości u naszego sąsiada na forum OBWE czy Rady Europy.
Wejście naszych krajów do UE i NATO nie spowodowało zbyt wielu wspólnych inicjatyw. Nasze kraje uczestniczyły razem w misjach w Iraku i Afganistanie. Dodatkowo należy zaznaczyć, że polskie F-16 bronią także litewskiego nieba. Bezpieczeństwo energetyczne obu krajów wynika ze wspólnego zagrożenia, lecz nie wyszło poza deklaracje. Największa polska inwestycja zagraniczna – zakup przez PKN Orlen rafinerii w Możejkach – zaostrzyła stosunki z Rosją, nie przyniosła natomiast wymiernych korzyści obu stronom.
Wiele było inicjatyw w zakresie polityki międzynarodowej. Do takich należy mediacja prezydentów obu krajów w okresie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Przywódcy Polski i Litwy popierają euroantlantyckie aspiracje Ukrainy i Gruzji. Moralnym wymiarem solidarności z tym ostatnim krajem była wizyta prezydentów obu krajów w Tbilisi podczas wojny z Rosją w sierpniu 2008 roku.
Litwini mają nadal słabe rozeznanie w historii Polski, zwłaszcza najnowszej, co do niedawna tłumaczono wpływem sowieckiej edukacji. Kolaboracja Litwinów z Niemcami do niedawna była tam domowym sekretem. W ruchu kombatanckim na Litwie nie ma miejsca dla żołnierzy AK.
Pół tysiąca lat wspólnej historii nie wytworzyło wielu wspólnych pozytywnych dla obu narodów tradycji. Wspólna wizja historii jest niestety niemożliwa. Polski punkt widzenia na wspólną przeszłość nigdy nie będzie zbliżał się do litewskiego. Nie ma nawet wspólnego świętowania sukcesów ze wspólnej przeszłości. Polska szkoła do tej pory mylnie informuje młodzież o unii lubelskiej. Polski obraz Wielkiego Księstwa Litewskiego jako integralnej części państwa polskiego został przyjęty przez historiografię innych krajów europejskich. Jeszcze większe problemy przynosi historia XX wieku. Jeżeli totalitarne doświadczenie zbliża oba narody, to cała reszta dzieli. Okres stosunków z lat 1918-1939 jest do tej pory smutną zadrą. II wojna światowa na Litwie to obraz zupełnie niepasujący do polskich realiów. Wystarczy poczytać książki Józefa Mackiewicza, aby się o tym przekonać. Ponary – miejsce zagłady Żydów przy współudziale kolaboranckich jednostek litewskich – nie mają porównania z głoszonymi czasami tezami o polskim współudziale w Holokauście. Polacy nawet nie są świadomi istniejących na Litwie uprzedzeń dotyczących wspólnej historii.
Dziś co prawda stereotypy i uprzedzenia we wzajemnych stosunkach powoli znikają. Milczenie polskich władz natomiast daje przyzwolenie dla litewskich działań wobec mniejszości polskiej w tym kraju. Jest to zastanawiające, gdyż Litwini w Polsce mają wszelkie możliwe prawa jak mniejszości. Ordynacja wyborcza na Litwie ma na celu, aby w parlamencie zasiadało jak najmniej przedstawicieli mniejszości polskiej. Ostatnie szykany wobec europarlamentarzysty z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie tylko to potwierdzają. Karta Polaka może służyć jako pretekst do odebrania mandatów polskim deputowanym. Dodajmy jeszcze, że dzieje się to w sytuacji, kiedy oba kraje należą do Rady Europy i UE. Do tego należy wspomnieć o takich kwestiach spornych jak: polskie szkoły, kościoły i pisownia polskich nazwisk.
W sferze deklaracji rządów obu państw stosunki są tradycyjnie bardzo dobre. W porównaniu z początkiem lat 90. widać spory postęp. Trudno jednak udawać, że problemy nie istnieją, i opierać stosunki wyłącznie na spotkaniach, gestach i deklaracjach.
Unormowanie problemów, które istnieją w stosunkach polsko-litewskich, ma głęboki sens. Paradoksalnie, omawiane problemy nie mają wpływu na polityczne stosunki polsko- litewskie. Te są najlepsze od lat. Należy się natomiast zastanowić, czy działania litewskie wobec mniejszości nie są spowodowane zwykłym strachem spowodowanym doświadczeniami historycznymi.
* Michał Kozłowski, historyk i publicysta.
** Autor koncepcji numeru: Łukasz Jasina
*** Autor fotografii: Rafał Kucharczuk
„Kultura Liberalna” nr 53 (3/2010) z dn. 19 stycznia 2010 r.