– Tak sobie czasem myślę, czy miłość to w ogóle w życiu jest możliwa. Czy to w ogóle jest takie coś.
– Miłość?
– No miłość. Czy to w ogóle jest możliwe.
– No… W telewizji to często pokazują miłość. Jak jacyś tam się kochają. Albo mówią…

(„Miś”, reż. Stanisław Bareja, Polska 1980)

Szanowni Państwo,

„demokracja jest nudna, seks jest ekscytujący” ? A może odwrotnie? – zastanawiał się Anthony Giddens w swojej książce o przemianach intymności. Pytanie o to, jaki wpływ na sferę seksualności mają normy demokratyczne od dawna jest obecne w naukach społecznych. Giddens opisywał przemiany intymności – ku powiększającemu się obszarowi autonomii jednostek i ku coraz bardziej świadomemu ich udziałowi w podejmowaniu demokratycznych decyzji. Kontrowersyjne tezy angielskiego socjologa zwracają na pewno uwagę na to, że także naszej modernizacji towarzyszy swoiste „nowe oświecenie”, którego zasadniczym wyznacznikiem staje się stosunek do własnej seksualności. Pytanie o to, jak dziś Polacy się kochają i co o tym myślą, wypada zatem zadawać głośno. Czy można ryzykować twierdzenie, że dwudziestolecie po 1989 roku przypomina rewolucję seksualną na miarę lat 60. na Zachodzie? Czy – skoro 80 procent Polaków deklaruje się w badaniach jako katolicy – stosunek do seksu zmienia też polskie podejście do religii katolickiej? A może nadal – cytowane powyżej – drwiny Barei z podejścia do miłości i seksu w PRL są, o , zgrozo, najbardziej aktualne?

Na powyższe pytania – z fascynująco odmiennych perspektyw – odpowiadają dziś znakomici Autorzy: autor bestsellerowych poradników seksualnych dla katolików (i nie tylko) o. Ksawery Knotz, pisarka i publicystka Magdalena Miecznicka, a także badacze tej tematyki: Piotr Ciacek, współzałożyciel instytutu badawczego SMG/KRC Poland oraz Alicja Długołęcka, edukatorka seksualna, ekspert w sprawach seksu w „Wysokich Obcasach”. Autorzy podejmują różne aspekty powyższego tematu, niekoniecznie się ze sobą zgadzając. Zachęcamy Państwa do umieszczania komentarzy. Szczególnie zapraszamy także do lektury tekstu Agaty Bielik-Robson w zakładce „Czytając”, poświęconemu jednej z Autorek dzisiejszego Tematu Tygodnia, Magdalenie Miecznickiej.

Redakcja

Ojciec Ksawery Knotz

Demokracja, Kościół i seks

Podejście Polaków do seksu uległo istotnym przemianom w ciągu ostatnich dwóch dekad, przede wszystkim za sprawą dokonanej zmiany ustrojowej i wprowadzenia demokracji. Ustrój demokratyczny sprzyja przepływowi informacji, otwartości wyrażania poglądów, poczuciu wolności wyboru. Te czynniki mają wpływ na jedną bardzo ważną rzecz, która pojawiła się po 1989: o seksie się mówi – raz mądrze, raz głupio, ale się mówi. To tworzy klimat, który pozwala bardziej otwarcie poruszać tę ważną, choć bardzo intymną tematykę. Obecnie możemy się w sferze seksualnej poruszać względnie bezpiecznie, nie wstydząc się naszych poglądów, jakiekolwiek by one nie były. To bardzo znaczący postęp w stosunku do minionej epoki. Ludzie szukają rozwiązania swoich problemów seksualnych i są w stanie znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. Pokolenie wychowane po 1989 roku o wiele łatwiej mówi o seksie, o wiele bardziej naturalnie, szczerze. Nie jest on traktowany jako sfera tak bardzo intymna, że niemożliwa do wyrażenia i opisania. Wielu z nich trudniej mówić o Bogu niż o swojej aktywności seksualnej.

Taki stan rzeczy nie dziwi, ponieważ w publicznym dyskursie problem relacji między wiarą, a seksualnością nadal poruszany jest rzadko, szczególnie w łonie samego Kościoła. Katolicy nie są przyzwyczajeni, aby na kościelnym forum mówić o seksie, ale problem ten dotyczy przede wszystkim księży. Olbrzymia większość świeckich, którzy przecież są małżonkami, zdaje sobie sprawę, że nie można mówić o szczęśliwym małżeństwie bez poruszenia tematyki seksu. Coraz więcej księży dostrzega konieczność publicznego poruszania tej kwestii, jednak niestety wciąż powszechny jest lęk przed reakcjami osób starszych lub dewotek oraz ich możliwymi protestami i donosami do Kurii.

A przecież otwarta debata na temat ludzkiej seksualności, która rozpoczęła się wraz z nadejściem demokracji przyniosła korzyści także wielu katolikom, którzy uczestnicząc w życiu publicznym, nie chcą tracić swojej tożsamości i swoich poglądów. Polacy są w większości ludźmi religijnymi, ale niewierzącymi w sensie biblijnym i kościelnym. Są więc „katolikami” bardziej w sensie wychowania w kulturze, która ich oswoiła ze zwyczajami kościelnymi, świętami, odwołaniami do chrześcijańskiego sposobu wartościowania. Dobrze jest to powiedzieć, aby zrozumieć, dlaczego akurat w kwestiach dotyczących etyki seksualnej tylu Polaków ma inne poglądy niż nauka Kościoła. Nie ma co na siłę robić z nich katolików i oburzać się, że chcą żyć po swojemu. To rozróżnienie na ludzi religijnych i wierzących działa jednak również w drugą stronę – nie ma sensu przypisywać katolikom większości zła, jakie popełniają religijni Polacy.

Tymczasem zła związanego z seksem współcześnie nie brakuje. Każda zmiana niesie ze sobą jednocześnie pozytywne oraz negatywne skutki i nie inaczej jest także w odniesieniu do przeobrażeń, jakie dokonały się w Polsce. Powszechny stał się dostęp do pornografii, a przecież mężczyźni nagminnie oglądający filmy pornograficzne i masturbujący się przy tym, nie są ponętnym ideałem życia seksualnego. Wzrosła także liczba rozwodów, a rozwód to często jedna z większych traum, jakie przeżywają ludzie. Z drugiej jednak strony istnieje także inne oblicze owej zmiany i objawia się ono coraz częstszym doświadczeniem głębokiej jedności, miłości do drugiego człowieka i do Boga, jaka rodzi się podczas aktu seksualnego. Większa wiedza na temat seksu oraz różnic międzypłciowych w jego doświadczaniu niesie za sobą wiele ciekawych zmian również we wzajemnym podejściu do własnych ciał. Gdy ludzie rozmawiają o swoich miłościach, doświadczeniach seksualnych, problemach, widać, jak poważnie je traktują, jak im zależy na budowaniu więzi, relacji, szczęśliwym życiu seksualnym. Pojawia się także coraz więcej dylematów moralnych, co może być odczytane jako dobry znak, ponieważ stanowi dowód stawiania sobie ważnych pytań o sens i dobro własnego życia. Wielu ludzi szuka czegoś głębszego. Zmiany te przebiegają jednak stopniowo, dlatego nadal musimy uczyć się rozmawiać o seksie i poszerzać wiedzę ludzi w tym zakresie.

Edukacja seksualna nie może jednak dotyczyć wyłącznie wąsko rozumianej sprawności seksualnej oraz cielesnej satysfakcji własnej i partnera. Zawarte jest w niej także pytanie o to, jak rozumiemy sens naszego życia, jak rozumiemy swoje ciało, relacje między ludźmi, męskość, kobiecość; jaki mamy obraz Boga; co wiemy na temat ars amandi? Takie holistyczne ujęcie jest ciągle czymś dziwnym. Mam wrażenie, że wiedza, która spływa do nas z mediów, daje złudne poczucie, że dużo wiemy, ale nie jest ona przydatna do budowania więzi oraz prowadzenia głębszych rozmów o relacji, która się tworzy między ludźmi i wyraża przez seksualność.

* Ojciec Ksawery Knotz, doktor teologii pastoralnej, specjalizujący się w duszpasterstwie rodzin, autor książek „Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem”, „Seks, jakiego nie znacie” i „Nie bójcie się seksu”.

* * *

Magdalena Miecznicka

Anielska niewinność playboyów

Kiedy myślę o seksie pokolenia moich rodziców, do głowy przychodzi mi pewna historia, którą opowiedzieli mi w zamierzchłej przeszłości. Otóż wśród ich znajomych gdzieś w latach 70. była pewna młoda kobieta, która przychodziła na imprezę (czy też prywatkę, jak to się wtedy niewinnie nazywało) i mówiła: „Dzisiaj jestem jeszcze z moją Anią, ale jutro będę już sama”. W ten figlarny sposób dawała do zrozumienia, że właśnie zaszła w ciążę, ale już nazajutrz umówiona jest na zabieg aborcji. Ania – to było imię, które planowała dać kiedyś swojej córeczce, jeśli zdecyduje się na jej zachowanie. Podobno imię zostało wybrane na cześć Anny Kareniny – znajoma była bowiem oczytaną i kulturalną młodą kobietą.

Zapewne właśnie z powodu tej opowieści pokolenie moich rodziców wydawało mi się zawsze skażone dziwną i straszną niemoralnością, na której tle moi znajomi, choć prowadzący raczej bujne życie seksualne, wypadali jak aniołki. Potwierdzenie tego wrażenia znajdowałam zresztą w wielu utworach traktujących o tamtych latach. W „Psach” Pasikowskiego mamy na przykład młodą dziewczynę z domu dziecka, która w sposób wyrachowany i lodowaty zdradza bohatera z jego najlepszym przyjacielem i nie widzi w tym nic strasznego – przyjaciel zresztą też, a i sam zdradzony nie wydaje się przesadnie zdziwiony. Z kolei w niedawnym filmie „Mniejsze zło” według Janusza Andermana, opowiadającym o schyłkowej epoce komunizmu, kobiety zachowują się w sposób ostentacyjnie wulgarny: witają mężczyzn w progu nago i wypowiadają kwestie w rodzaju „bierz mnie”, a w dodatku roznoszą trypra. Można się co prawda zastanawiać, ile w tych scenach prawdy o moralności tamtych lat, a ile fantazji autorów scenariuszy – ale tak czy owak znaczące jest, że w wyobraźni tych twórców seks, choć niby tak łatwy i wyzwolony, pozostał czymś grzesznym i złym. A przecież wyzwolenie idące w parze z niemoralnością i brudem to wyzwolenie, którego nie zdołano jeszcze oswoić; a więc, wyzwolenie pozorne.

Myślę, że opowieści o seksie mojego pokolenia będą już zupełnie inne. Wyzwolenie seksualne, choć może nie przejawia się tak spektakularnie jak w anegdotach moich rodziców lub reżyserów wspominających lata 80., stało się dla pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków czymś normalnym, a więc moralnym, i nie wymaga już wyuzdania, wulgarności i podłości. À propos tej kwestii, przypomina mi się komentarz pewnego pisarza z pokolenia dzisiejszych sześćdziesięciolatków, który po przeczytaniu mojej książki („Cudowna kariera Magdy M.”) powiedział: „od strony obyczajowej mnie to nie szokuje, ja i gorsze rzeczy widziałem”. Ta uwaga długo nie dawała mi spokoju i dopiero czytając esej Agaty Bielik-Robson poświęcony „Cudownej karierze Magdy M.”, zdałam sobie sprawę, dlaczego. Otóż dlatego, że owa strona obyczajowa, pokazująca pewną rozwiązłość tego pokolenia, wcale nie ma szokować – ludzie ci, w przeciwieństwie do swoich rodziców, nie uważają własnej wolności seksualnej za coś szokującego.

Agata Bielik-Robson pisząc o zatraceniu w pracy i karierze, któremu oddali się ludzie z pokolenia trzydziestolatków pokazani w książce, uznała, że nie wynika ono wcale z prostego pragnienia konsumpcji, lecz przeciwnie – z ascezy, w której chodzi o to, by utrzymać w ryzach chaotyczne, a więc ryzykowne życie. Krótko mówiąc, haruje się po to, by uchronić się przed przypadkowością życia – oraz przed samym sobą. Filozofka ma rację – i tej samej kontroli, dającej poczucie bezpieczeństwa, służą, jak sądzę, reguły rządzące relacjami z ludźmi, w tym relacjami seksualnymi. Pokolenie to jest pokoleniem ludzi, którzy nie tylko pracują tak zapamiętale i bezwzględnie, jak średniowieczne mniszki modliły się i głodziły, lecz podobnie uprawiają miłość – zgodnie z żelaznymi zasadami, które pozwalają im utrzymać w ryzach żywioł miłości. Zasady są dowodem siły i samowystarczalności – ponieważ ten, kto nie pozwala sobie na łamanie zasad, doskonale panuje nad swoim życiem. Z takiego spostrzeżenia wynika właśnie owa współczesna moralność, która pozwoliła oswoić wyzwolenie seksualne, trzydzieści lat temu uznawane jeszcze za tak złe i brudne (choć przecież szeroko praktykowane i kuszące). Moralność ta zasadza się na przestrzeganiu reguł, których podstawą jest stuprocentowa przejrzystość i niezależność. Jeśli tylko mówimy wprost, ile możemy dać (najczęściej niewiele albo nic) i tyle samo spodziewamy się po naszych partnerach, jesteśmy całkowicie bezpieczni.

Dosadnym i brutalnym, lecz przez to ciekawym przykładem tego, jak manifestuje się nowoczesna moralność seksualna, jest sposób podejścia do całkiem realnego zagrożenia HIV. Otóż w co bardziej oświeconych środowiskach problem ten został dziś całkowicie oswojony – zapewne dzięki masowym pielgrzymkom tego pokolenia na studia za granicę. Algorytm postępowania jest prosty i jasny: przy przelotnych historiach miłosnych używamy zabezpieczeń. Kiedy natomiast relacja przeradza się w coś trwalszego, po trzech miesiącach wyłączności seksualnej (ze stosowaniem zabezpieczeń) partnerzy idą razem do laboratorium medycznego i robią test na obecność przeciwciał HIV. Trzy miesiące to czas, którego potrzebuje choroba na ujawnienie się – jeśli więc przez te 3 miesiące grali zgodnie z regułami i byli sobie wierni (a tego wymaga od nich nowoczesna moralność), jest to czas dający całkowitą pewność. Odtąd związek może wejść w inny etap. Niektórzy są zbulwersowani tą chłodną, racjonalną zasadą postępowania, tłumacząc, że przecież chodzi o miłość i namiętność, a więc rzeczy, które nie powinny podlegać takim kalkulacjom. Ale ich nowocześniejsi koledzy odpowiadają: chodzi o coś większego niż miłość – o zabezpieczenie przed przykrymi niespodziankami życia.

Ta dzisiejsza moralność seksualna polega bowiem na doskonałej szczerości i przejrzystości w ustalaniu reguł – a nie na miłości i litości. Polega na prawdzie, a nie na dobru. Ale ten, kto zrozumie jej reguły, może pozwolić sobie na wszystkie, najbardziej nawet szalone przyjemności seksualne, pozostając zarazem czystym jak aniołek.

* Magdalena Miecznicka, pisarka, publicystka „Dziennika”. Niedawno opublikowała powieść „Cudowna kariera Magdy M.”

* * *

Piotr Ciacek

Polski seks w wydaniu katolickim

Wokół życia seksualnego Polaków narosło wiele stereotypów, przede wszystkim ze względu na powszechnie deklarowaną przez naszych rodaków wiarę katolicką i przynależność do Kościoła Katolickiego. Sprzeczności pomiędzy jasnymi i surowymi wytycznymi Kościoła w sferze seksualnej oraz rzeczywistymi praktykami seksualnymi Polaków sprawiają, że często sami siebie określamy mianem hipokrytów. Większość z nas deklaruje bowiem przynależność do Kościoła i uważa się za katolików, ale jednocześnie nie przestrzega podstawowych zasad i dogmatów. Czy rzeczywiście Polacy to naród seksualnych schizofreników?

Katolik nie musi być święty

Osoby definiujące problem jako zerojedynkowy „grzeszą” prymitywną znajomością dogmatów Kościoła rzymsko-katolickiego. Mam wrażenie, że oczekują, by każdy identyfikujący się z Kościołem był zarazem jego świętym (gdyby tak było, już dawno wszyscy żylibyśmy w Raju). Prawdą jest, że według dogmatu Kościoła każdy człowiek – nie tylko osoby stanu duchownego – jest przeznaczony do świętości. Ta sama nauka mówi jednak, że wszyscy ludzie są grzeszni. Kościół uznaje nieuchronność ludzkiej grzeszności – każdy człowiek jest bowiem skażony grzechem pierworodnym. Jego życie toczy się w konieczności ciągłych wyborów pomiędzy dobrem a złem. I walka ta odbywa się w każdej minucie, każdej sytuacji i każdej chwili ludzkiego życia. Wolna wola jest z jednej strony obok życia największym darem Boga dla człowieka, z drugiej strony wyrazem najwyższej miłości Boga do człowieka, który pozwala mu na suwerenne dokonywanie wyboru w duchu całkowitej wolności.

Z tych powodów zakładanie przez wielu krytyków, że katolik przez sam fakt bycia nim nie ma prawa popełniać błędów i że jako taki w sposób absolutny i bezwzględny przestrzega wszystkich dogmatów religii i wiary, jest założeniem fałszywym. Istotą chrześcijaństwa jest walka, jaką toczy każdy człowiek (w tym święci – ci nawet częściej i ostrzej) każdego dnia ze swoimi słabościami, pokusami prowadzącymi go do grzechu, oddalającymi go od Boga. Wola jest tu podstawą – wola czynienia dobra i wypełniania owych zasad oraz wiara w ich słuszność i motywy za nimi stojące. W tym kontekście należy patrzeć także na życie seksualne katolików – na ile jest ono bliskie doktrynie i zasadom głoszonym przez Kościół rzymsko-katolicki.

Jak to jest naprawdę? Jak wygląda to polsko-katolickie życie seksualne w świetle badań? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie, opierając się na wynikach dwóch badań zrealizowanych przez SMG/KRC na ogólnopolskich reprezentatywnych próbach Polaków i posługujących się identycznym kwestionariuszem. Pierwsze badanie realizowane było w roku 1992, zaś drugie dokładnie 10 lat później.

Zmiany

Odzyskana wolność, obok wielu zmian natury ekonomicznej, dokonała rewolucji na dwóch innych poziomach. Pierwsza z nich wynikała z upowszechnienia dostępności do wszelkiego rodzaju dóbr i to w niespotykanej dotąd liczbie, a co za tym idzie zwiększonej wprost proporcjonalnie liczby koniecznych codziennych wyborów.

Zmiany te przyniosły rewolucję także w sferze obyczajowo-seksualnej. Oto okazało się, że i tu działa wolny rynek i że seks, erotyka, życie intymne, dotąd ukrywane, stają się wystawionym na sprzedaż towarem. Zjawisko to ilustruje nie tylko wielka liczba powszechnie dostępnych w kioskach pism erotycznych, ale także wielka liczba agencji towarzyskich, sklepów erotycznych, jak również przekazów reklamowych o podtekstach seksualnych. Wydawało się, że to gwałtowne upowszechnienie erotyki i sprowadzenie jej do jeszcze jednego obszaru wolnego handlu i wolnej konkurencji zachwieje dotychczasowymi wartościami, obyczajami Polaków w sferze seksualnej. Czy tak się istotnie stało? W niektórych sferach możemy mówić o istotnych zmianach, w innych wręcz przeciwnie. Z całą jednak pewnością po 14 latach wolności (ostatni pomiar był robiony w 2002) o rewolucji trudno mówić. W dalszym ciągu będę odnosił się do całej populacji, a nie tylko katolików. Należy jednak pamiętać, że blisko 90 proc. badanych przyznało się do wiary rzymsko-katolickiej.

Małżeństwo – tradycyjna nuda?

Ponad 60 proc. badanej populacji oceniło związek swoich rodziców jako udany (w tym 20 proc. jako bardzo udany). To bardzo wysoki wskaźnik w skali europejskiej, świadczący o stabilnej pozycji rodziny. Warto zauważyć, że pomiędzy falami badania nie zauważono tutaj żadnych zmian. W kolejnych badaniach młodzieży prowadzonych także przez SMG/KRC jedną z podstawowych wartości wymienianych przez młodych jest rodzina.

W tym kontekście akceptacja na poziomie 32 proc. stwierdzenia, że „seks pozamałżeński to nic złego”, z jednej strony wydaje się być oczywista – możemy mieć tu do czynienia ze zjawiskiem przeniesienia i uzasadnienia, podobnie jak dzieci z rodzin alkoholików mają wyższą akceptacje dla picia alkoholu – z drugiej strony, jako że w tej populacji przeważają młodzi, może być wyrazem pewnej trwalszej tendencji.

Cały czas na niskim poziomie w populacji Polaków utrzymuje się odsetek osób współżyjących przed ślubem – 24 proc. deklaruje 1 partnera, 24 proc. zaś 2 – 4 partnerów. 59 proc. badanych w 2002 osób pozostających w związkach małżeńskich przyznało, że nie miało kontaktów przedmałżeńskich. Znaczący udział w motywacji do rozpoczęcia życia seksualnego ma miłość i ta pozostaje na niezmiennym poziomie 55 proc. Dla 27 proc. populacji pierwszy partner seksualny stał się równocześnie małżonkiem, zaś w wypadku 17 proc. badanych pozostawali w długoletnim związku. Ta znacząca konwersja jest wskaźnikiem stabilnym i znacznie wyższym niż w innych krajach Unii Europejskiej. Co więcej, związki emocjonalne Polaków są bardziej stabilne niż w roku 1992, kiedy to wzajemność uczuciową deklarowało 72 proc. par prowadzących aktywne życie seksualne wobec 81 proc. w roku 2002. Aż 79 proc. osób pozostających w małżeństwie deklarowało brak związków pozamałżeńskich, co stanowi wzrost w stosunku do 1992 roku aż o 8 proc.! W sferze deklaracji 66 proc. pozostających w związkach wierzy, że będą zawsze razem, a 25 proc., że pozostaną ze sobą tak długo, jak długo oboje będą o to zabiegać.

Niewątpliwe małżeństwo mimo zmian pozostaje fundamentem życia społecznego Polaków i jako takie stanowi jedną z podstawowych wartości młodego pokolenia. Małżeństwo to także podstawowa wartość, na której opiera się katolicki model rodziny i wychowania – gdzie tu zatem można mówić o hipokryzji?

A jednak coś się zmienia…

Seks staje się coraz bardziej sferą otwartą i powszednią. Tendencję tę można zauważyć zarówno we wskaźnikach dotyczących przekonania o mniejszej grzeszności ciała i seksu, ale także wyższego poziomu libido u kobiet i wzrostu częstości współżycia seksualnego.

Zmieniają się także i to bardzo wyraźnie stosowane metody zapobiegania ciąży. Stosowanie prezerwatyw wzrosło z 37 proc. do 54 proc., zaś stosowanie środków hormonalnych z 6 proc. do 18 proc. Zmniejszył się odsetek osób zapobiegających ciąży stosunkiem przerywanym z 57 proc. do 52 proc. Z drugiej jednak strony zmniejszył się również odsetek osób uważających, że sex-shopy są potrzebne – taki pogląd w 2002 podzielało 45 proc. badanych.

Niewątpliwie na zmianę zachowań Polaków na tym polu miała wpływ wolność, ale także nowoczesne i coraz bezpieczniejsze metody zapobiegania ciąży oraz zagrożenie AIDS i znaczący wzrost świadomości tego zagrożenia. Także wzrost libido u kobiet i ich poczucia równości praw co do oczekiwań satysfakcji w życiu seksualnym to wyraz zmian i trendów właściwych Europie Zachodniej. Czy te zmiany świadczą jednak o jakiejkolwiek hipokryzji?

Blisko kościoła…

Raczej tak. Niewątpliwie pozostajemy nadal tradycyjni i bliscy nauce Kościoła. Chociaż 5 proc. badanych przyznawało się do kontaktów homoseksualnych/lesbijskich, jedynie 51 proc. Polaków było zdania, że homoseksualistów należy traktować dokładnie tak samo jak heteroseksualnych, przy czym niestety w badaniu nie było dookreślone, jakich sfer zachowań owo stwierdzenie dotyczy.

…i „blisko paradoksów”

37 proc. respondentów zgadzało się ze stwierdzeniem, że „moje przekonania religijne zdecydowały o moich zachowaniach seksualnych” (znacznie więcej kobiet – 47 proc. i 26 proc. mężczyzn). Równocześnie jednak 51 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że „wszystko, co się zdarza człowiekowi, dobre czy złe, wynika z Boskiego planu”, i aż 61 proc. wierzy, że „życie doczesne to tylko chwila, na Sądzie Ostatecznym trzeba będzie odpowiadać za każdy czyn”.

Oto mocna dawka pozornych sprzeczności – pozornych, bowiem jak napisałem we wstępie, katolik nie jest i nie musi być obrazem doskonałości. Być katolikiem to uznawać zasady wiary i starać się tak żyć, by je wypełniać. Na koniec, aby już całkiem zamieszać, jeszcze jeden wynik. 84 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że „każdy jest kowalem swojego losu i sam wie najlepiej, co jest dobre, a co złe”. Zapytać tylko wypada, czy zdajemy sobie sprawę, jaka wobec tego wielka odpowiedzialność na nas ciąży?

* Badanie zostało przeprowadzone w grudniu 2001 i styczniu 2002 przez Medical Research Center, autonomiczny dział wyspecjalizowany w badaniach rynku medycznego i farmaceutycznego, funkcjonujący w ramach struktur Instytutu Badawczego SMG/KRC Poland Media S.A., na reprezentatywnej ogólnopolskiej próbie Polaków w wieku 15-75 lat. Badanie zostało przeprowadzone jako moduł badania Omnibus przeprowadzanego cyklicznie przez SMG/KRC Poland Media S.A. Respondentów w krótkim wywiadzie ankieterskim „face-to-face” na inny temat pytano, czy zgodzą się na udział w badaniu dotyczącym życia seksualnego Polaków, zapewniając zarazem o anonimowości ich odpowiedzi. Osobom, które wyraziły zgodę, wręczano kopertę z kwestionariuszem do samodzielnego wypełnienia. Wypełnione przez respondentów ankiety były wrzucane do urny.

** Piotr Ciacek, współzałożyciel instytutu badawczego SMG/KRC Poland. Obecnie dyrektor zespołu badawczego w SMG/KRC Millwardbrown. Specjalizuje się w badaniach społecznych i strategicznych.

* * *

Alicja Długołęcka

Niecierpliwi, narcystyczni, niewyedukowani, leniwi

W ostatnich latach nie brakowało badań ilościowych dotyczących seksualności Polaków. Na przykład z badań Durexu wynika, że Polacy kochają się średnio 91 razy w roku, czyli mniej niż wynosi światowa średnia (96 razy, dla porównania – Amerykanie kochają się 132 razy w roku), i że w porównaniu z nimi znacznie bardziej aktywni są choćby Amerykanie, Rosjanie, Francuzi i Węgrzy. Co prawda inne badania sprzed roku, firmy Bayer Schering Pharma, wykazały, że Polacy oceniają się w roli kochanków najlepiej w całej Europie i deklaratywnie uprawiają seks najczęściej, ale przecież nie tylko o ilość stosunków w ciągu roku chodzi. Wniosek jest jeden – choć zmiany nie są radykalne, kochamy się dziś zapewne częściej niż dawniej. Również w dziedzinie, która zawodowo interesuje mnie najbardziej, a więc gdy chodzi o seksualność kobiet, badania wskazują na zmiany w ostatnim dwudziestoleciu. Polki nie mają co prawda tak wielu partnerów jak Niemki i Brytyjki, ale na pewno więcej niż kiedyś. Później rodzą dzieci, częściej decydują się na zdrady.

Obraz polskiej seksualności, który wyłania się z bardziej pogłębionych badań jakościowych, które m.in. sama prowadzę, jest jednak o wiele bardziej złożony, niż ten wynikający z badań ilościowych – ankietowych. O przykłady nietrudno. Jeżeli zbadamy, ile zwykle trwa gra wstępna w polskim łóżku, okaże się, że zależy to od wielu czynników: fazy życia, od tego, czy kilka lat temu ktoś miał romans, czy nie, czy przechodzi właśnie przez fazę namiętności, jakim jest partnerem, czy kobieta urodziła dziecko, itd. W dodatku jeśli w ankietach respondenci deklarują średnio 20 minut gry wstępnej, to prawdopodobnie sobie dodają. Wiemy to, bo polskie kobiety bardzo narzekają na niedostatek pieszczot. Rok temu dużo pisano z kolei o tym, że dobry seks może trwać zaledwie 5 minut. I to też jest prawda. Bo w życiu nie ma jednej reguły w tej kwestii – czasami lepiej, gdy jest pięciominutowy, a czasami dwugodzinny, bo przecież zależy od sytuacji i fantazji! (Tu ciekawostka: co 30. respondent twierdzi, że nie zawraca sobie głowy grą wstępną w ogóle. Zapytani o to, co w seksie nam przeszkadza, często wymieniamy nieestetyczną bieliznę, obecność zwierzaka i włączony telewizor…)

Gdy spojrzymy dokładniej w dane jakościowe, okaże się, niestety, że swoboda obyczajowa Polaków jest w wielkiej mierze pozorna. W rzeczywistości jesteśmy narodem niecierpliwym, bardzo zadowolonym z siebie, a przy tym niewyedukowanym, leniwym i patriarchalnym. Jak to wytłumaczyć? Przede wszystkim raczej niewiele wynika z tego, że Polacy mają wiele stosunków w ciągu roku. Myśląc o ilości, bardzo często zapominamy o jakości. Nie mamy, niestety, takich tradycji, kultury seksualnej jak we Francji czy nawet we Włoszech. Otwartość seksualna nie wiąże się u nas z radością wynikającą z tzw. swobody psychologicznej: Polacy w łóżku wchodzą albo w styl zabawowo-przaśny, albo śmiertelnie poważny. Z drugiej strony panuje pozorna swoboda obyczajowa, ale przy negatywnej atmosferze, jaka jest związana z edukacją seksualną, konsekwencja jest taka, że młodzież bardzo szybko decyduje się na kontakty seksualne, zanim jeszcze nauczyła się swojego ciała i np. przerobiła pierwszą wizytę u ginekologa. Także polskie kobiety mają ciągle fatalny stosunek do swojej cielesności. Może rozpoczynają życie seksualne nieco wcześniej niż dawniej, ale tak naprawdę obawiają się wyrażania potrzeb i emocji w łóżku, a ich polscy partnerzy nie są wylewni i mają problemy komunikacyjne, co w oczywisty sposób prowadzi do obniżenia poziomu satysfakcji z seksu.

Sprawę komplikuje dodatkowo sytuacja w państwie polskim, w którym stosunek do seksu, antykoncepcji i edukacji seksualnej jest paradoksalnie mniej liberalny niż przed 1989 rokiem. W tym sensie, w ostatnim dwudziestoleciu zdecydowanie się cofamy, panuje nie tylko atmosfera ogólnej obłudy (życie idzie swoim torem, a polityczny oficjalny nurt swoim), ale i swoista ideologiczna cenzura. W tych okolicznościach dość trudno jest pracować w dziedzinie, jaką jest edukacja seksualna i promować tzw. zdrowie seksualne. A Polacy niewątpliwie mają problemy z seksem. Zwłaszcza młodzi – np. badań wynika, że w dobie transformacji przepracowani trzydziestolatkowie nie mają siły się kochać. W dodatku coraz więcej osób żyje w pojedynkę, a ich życie zawodowe dostarcza im tylu rozrywek, że seks nie jest dla nich tak atrakcyjny, jak choćby dla ich rodziców, gdy byli w tym samym wieku.

* Alicja Długołęcka, doktor nauk humanistycznych, edukatorka seksualna, ekspert w sprawach seksu w „Wysokich Obcasach”.

** Autor fotografii: Rafał Kucharczuk

„Kultura Liberalna” nr 58 (8/2010) z 23 lutego 2010 r.