Szanowni Państwo!

Rumunia przeżywa szok – skrajnie prawicowy, prorosyjski kandydat Călin Georgescu, który nieoczekiwanie zdobył najwyższy wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich, a po ich unieważnieniu przez Trybunał Konstytucyjny znowu miał szansę wygrać w majowych wyborach, właśnie został skreślony z listy kandydatów.

Centralne Biuro Wyborcze Rumunii w niedzielę wieczorem unieważniło jego kandydaturę – jednak po ogłoszeniu tej decyzji w Bukareszcie wybuchły zamieszki. O tym, dlaczego liberalno-demokratyczna oferta ku zdziwieniu jej twórców przegrywa z nieoczekiwanym faworytem rumuńskiego społeczeństwa, pisaliśmy tu. Jednak inne wydarzenia zachęcają do tego, aby przynajmniej spróbować zrozumieć prawicowy, nacjonalistyczny czy prorosyjski albo po prostu nieliberalny zwrot w Europie.

W Polsce prawicowy, nacjonalistyczny kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen wyprzedził właśnie w jednym z sondaży kandydata Prawa i Sprawiedliwości Karola Nawrockiego, który prowadzi fatalną kampanię. 

Świetne sondaże Mentzena narzucają antyukraiński ton, który trudno lekceważyć innym partiom. Do tego jeszcze dochodzi zauroczenie polskiej prawicy Donaldem Trumpem i jej wiara w to, że to, co teraz robi amerykański i ewidentnie prorosyjski prezydent, to tylko doskonała technika negocjacyjna. Z kolei strona liberalno-demokratyczna w całej (prawie) wspólnocie europejskiej naradza się właśnie, jak przetrwać bez ewentualnego amerykańskiego wsparcia militarnego.

Oba te wyzwania – wzrost prawicowego populizmu i konieczność opracowania planu na wypadek wycofania się Stanów Zjednoczonych z obowiązków sojuszniczych w NATO – sprawiają, że słowa Elona Muska do Europejczyków, czyli „Make Europe Great Again”, nabierają podwójnego znaczenia. 

Pierwsze jest takie jak w Ameryce – obejmuje wizję silnej, niezależnej Europy. Ale Musk kierował to wyzwanie do tutejszej prawicy, kwestionującej dotychczasowe wartości. Drugie znaczenie „MEGA” może być wyzwaniem dla elit liberalno-demokratycznych, by zawalczyły o przetrwanie takiego właśnie modelu Europy, oraz utrzymanie jej siły militarnej i politycznej. Paradoksalnie i pewnie niezamierzenie ekipa Trumpa może doprowadzić do tego, że „MEGA” będzie oznaczało odrodzenie europejskiego znaczenia, siły i wartości – wbrew oczekiwaniom trumpistów.

Konieczne jest jednak zrozumienie, dlaczego w czasie, kiedy trzeba zewrzeć szyki i wzmocnić europejską obronność, w poszczególnych państwach rosną nastroje nacjonalistyczne, niewspólnotowe, a w Polsce – antyukraińskie. Jakby zagrożenie rosyjskie nie było realne albo nas nie dotyczyło.

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” profesor Ben Stanley, badacz populizmu i demokracji, stały współpracownik „Kultury Liberalnej”, pisze o tym, jak to się dzieje, że prawicowe, niedemokratyczne procesy rozwijają się niepostrzeżenie, by stać się problemem i silnym nurtem. 

Jednym ze sposobów prawicowych populistów jest nie tylko bazowanie na istniejących kryzysach, ale i kreowanie ich. Stąd „kryzys migracyjny”, także wtedy, gdy liczba migrantów nie rośnie, czy zagrożenie „ideologią gender”. „Sztucznie wytwarzane kryzysy systematycznie rekalibrują to, co społeczeństwa uważają za normalne. Robią to, tworząc środowiska polityczne, w których demokratyczny regres zachodzi bez zauważalnych dramatycznych zmian, normy niegdyś uważane za nienaruszalne ślizgają się we wszystkich kierunkach, a mierniki, które definiowały akceptowalne zachowanie, są kwestionowane” – pisze Stanley.

Kwestionowanie „kryzysów” to z kolei dla ich twórców powód, by nazwać kogoś zdrajcą czy kimś, kto nie widzi zagrożeń. Czytając ten tekst, łatwiej więc zrozumieć, dlaczego liberalno-demokratyczni politycy w Polsce mówią nagle niemal chórem jak konfederaci. Czy polityk, który nie widzi zagrożenia na granicy, zasługuje na stanowisko, o które się stara? Nie, i to nie tylko dlatego, że nie dostrzega zagrożenia, ale nie wskazuje, co nim jest – a robią to ci, którzy zagrożenie widzą w ofiarach wojny hybrydowej Łukaszenki.

Karolina Wigura i Jarosław Kuisz z „Kultury Liberalnej” piszą o bezpieczeństwie zewnętrznym wspólnoty europejskiej i krajów zagrożonych realnym atakiem. „Jeszcze przed tym, kiedy szokująco potraktowano Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym, Stany Zjednoczone głosowały razem z Rosją w ONZ. Dzwony alarmowe dotyczące zagrożenia bezpieczeństwa Europy biły już w lutym, podczas przemówienia JD Vance’a w Monachium, gdy kwestionował sens obrony europejskich liberalnych demokracji przed Rosją. Dla krajów sąsiadujących z Rosją nie chodzi tu tylko o arogancję czy nieudaną dyplomację, ale o realne ryzyko zniknięcia z mapy”. Publikujemy tekst, który pierwotnie ukazał się w brytyjskim dzienniku „The Guardian”.

Polecam Państwu te i inne teksty z najnowszego numeru,

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”.