Rezultat był taki, że choć publiczność uwielbiała jego utwory, to część krytyków i kompozytorów miała go po prostu gdzieś. Jak to zwykle bywa, krytycy nie mieli racji – sto lat później twórczość Sibeliusa przenosi kolejne pokolenie w krainę fińskich krajobrazów i legend. Oto krótki przewodnik po muzyce jednego z najważniejszych kompozytorów końca XIX i pierwszej połowy XX wieku.

Najbardziej znany utwór Jeana Sibeliusa to „Finlandia” (1899). Napisany na kolanie na potrzebę jakiegoś marszu, stał się w pewnym momencie hymnem walki Finów o niezależność od Rosji. Podobno za publiczne nucenie którejś z jego licznych melodii można było zostać aresztowanym. Prawie równie popularny jest poemat „Łabędź z Tuoneli” (1895) – fragment „Suity Lemminkäinena”, opartej na zaczerpniętych z księgi „Kalevala” fińskich legendach. Te bajkowe siedem minut to być może najlepsze wprowadzenie do muzyki Sibeliusa. Jeśli spodoba wam się „Łabędź”, koniecznie sięgnijcie jeszcze po opartą na tym samym źródle „Córkę Pohjola”. Z utworów w podobnym klimacie polecam jeszcze dwudziestominutową opowieść muzyczną „En Saga” i suitę wykrojoną z muzyki do dramatu „Peleas i Melisanda”.

Sibelius był mistrzem muzyki programowej i ilustracyjnej, ale za trzon twórczości Fina uważa się jego siedem symfonii. Najważniejsze z nich to II (1902) i V (1915). II Symfonia to złożony utwór, któremu trzeba poświęcić kilka przesłuchań. V Symfonia to rzecz o wiele przystępniejsza. Ich wspólne cechy to atmosfera kojarząca się z reklamą linii lotniczych Finnair (lasy i jeziora z lotu ptaka) oraz to, że w obu wypadkach kompozytor zostawia najbardziej chwytliwą melodię na deser. Ciekawa jest też barwna I Symfonia oraz ambitna, napisana w formie jednego, dwudziestokilkuminutowego fragmentu, VII Symfonia. Amatorom trudniejszych dzieł polecam IV Symfonię, powstałą w wyjątkowo trudnym dla artysty okresie.

Obok poematów symfonicznych i symfonii Jeana Sibeliusa warto jeszcze posłuchać jego „Koncertu skrzypcowego” – najczęściej wykonywanego dwudziestowiecznego utworu tego typu. Zupełnie odmienną propozycją jest zaś nietypowy i niezwykle osobisty kwartet smyczkowy „Voces intimae”. Powolna, środkowa część kwartetu to być może najbardziej przejmująca chwila w całym dorobku kompozytora.