Nie jest więc wówczas trudno zobaczyć i usłyszeć kilka różnych jego interpretacji. Mój wybór w tym roku to trzy niezwykle mocne, wyraziste i skrajnie różne produkcje: piętnastoletni już spektakl w reżyserii kontrowersyjnego Calixto Bieito w Stuttgarcie oraz dwie parsifalowskie ikony – mająca bez mała 70 lat „tradycyjna” produkcja w Mannheim, oraz hipnotyzujący, magiczny spektakl w reżyserii Achima Freyera w Hamburgu. 

„Parsifal” dla wielu niemieckich oper jest wiosną wyborem tradycyjnym i dość powszechnym. Przyroda rozkwita, przeżywamy odnowę świata, a tytułowy bohater staje się symbolem człowieka, który dzięki współczuciu i czystości serca przynosi światu odkupienie. Wagner zrobił tu prawdziwą Wielkanoc – od cudownego uzdrowienia, w zasadzie niemal zmartwychwstania Amfortasa, który opiekuje się świętym Graalem, przez wizję Maryi z dzieciątkiem, po literalnie der Karfreitag (czyli Wielki Piątek). Poza bogatą symboliką, w której metafizyczna natura Wagnera pomieszała trochę filozofii chrześcijańskiej i buddyjskiej, mamy tu nade wszystko liturgiczną, wręcz sakralną muzykę – medytacyjne interludia, podniosłe chóry i odświętne brzmienie dzwonów. Wagner nie nazwał „Parsifala” operą, lecz: Bühnenweihfestspiel, czyli misterium scenicznym, oraz festiwalowym oczywiście (ten aspekt został poruszony w innym tekście).

Już na początku „Parsifala” Gurnemanz, rycerz Graala, głos, którym przemawia mądrość i doświadczenie, uświadamia słuchaczy, że „Czas staje się przestrzenią” [Zum Raum wird hier die Zeit] i umiejscawia akcję poza logiką, w sferze sacrum. Słowami Gurnemanza Wagner przekazuje nam klucz do zrozumienia swojego ostatniego dzieła „Was du nicht erträumt, das wird dir der Gral nicht zeigen” [Czego nie potrafisz sobie wyobrazić, tego Graal ci nie pokaże] – na tę muzykę trzeba być gotowym, jak na objawienie.

Pewien amerykański publicysta powiedział kiedyś, że „Parsifal” to ten rodzaj opery, która zaczyna się o szóstej wieczorem, a po trzech godzinach, gdy spoglądasz na zegarek, jest 18.20. Ponadto należy on do najdłuższych oper w dorobku Wagnera. Zgodnie z tym, co powiedział Gurnemanz, żeby „Parsifal” miał więc szansę się objawić, potrzeba dyrygenta i reżysera z wielką wyobraźnią!

Misterium i magia teatru Achima Freyera / Hamburg

Bez wątpienia kimś takim jest Achim Freyer. Jego inscenizacja „Parsifala” w Hamburskiej Staatsoper z 2017 roku, mimo upływu zaledwie kilku lat, stała się kultowa. Freyer jak zawsze odpowiada nie tylko za reżyserię, ale również scenografię, oświetlenie, kostiumy – Gesamtkunstwerk. Dla przypomnienia – warszawska publiczność zna Freya z dwóch produkcji. Genialnego „Potępienia Fausta” Berlioza, który był chyba najlepszym spektaklem granym na stołecznej scenie w ostatnich 25 latach. Szkoda tylko, że jego żywot w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej był tak krótki. Drugim spektaklem Freyera w Warszawie był „Czarodziejski flet” Mozarta. Między tym „Fletem” a „Parsifalem” widać pewne pokrewieństwo – Sarastro i Gurnemanz są u Freyera zauważalnie podobnymi charakterami. Akcję „Parsifala” Freyer umieszcza w wielkiej mrocznej spirali, która ze względu na genialne użycie świateł jest domknięta także od strony widowni i wznosi się w nieskończoność, dzięki zastosowaniu luster, które w ostatnim akcie zmieniają rozgwieżdżone niebo w symboliczną wodę oczyszczenia. Ten spektakl składa się w mistyczną jedność z muzyką – mystischer Abgrund [otchłań mistyczna], z której bije wielobarwne światło i dźwięk. Wskazówki, symbole, słowa, wszystko układa się w całość. Można je kontemplować, ale można też zapomnieć o tych wszystkich ideach i dać się unieść muzyce przy hipnotyzującej grze świateł. 

Staatsoper Hamburg © Hans Jörg Michel

Patrick Hahn, wschodząca gwiazda dyrygentury, proponuje miejscami bardzo szybkie tempa; finał I aktu wydaje się wręcz zagoniony. Dzwony nie mają szansy wybrzmieć. Czy to Freyer zainspirował młodego dyrygenta do swoistego zerwania z starymi ideami i pomysłami wykonawczymi? Czy też może jest to chęć bycia oryginalnym za cenę tego, że będzie trochę nierówno? Kwangchul Youn, który od niemal trzydziestu lat śpiewa w Bayreuth, użycza głosu Gurnemanzowi – zna tę partię jak własną kieszeń i dostarcza interpretacji na najwyższym poziomie, również aktorskim. To szczęście, że mamy obecnie dwóch tak wspaniałych śpiewaków do tej roli jak Youn i Georg Zeppenfeld. Dobrodziejstw jest jeszcze więcej. Benjamin Bruns to kolejny tenor Wagnerowski, którego słucha się z dużym zainteresowaniem. Wciela się w Parsifala i nie boi się śpiewać piano. Irene Theorin jako Kundry wygląda jak zmutowane dziecko Czubaki i Buki – śpiewanie w tym kostiumie to prawdziwe wyzwanie. Mimo to śpiewaczka nadaje tej postaci bardzo dużo wyrazu. Choć co do zasady trudno zrozumieć, dlaczego wykonuje tę partię – nigdy nie była mezzosopranem i nie będzie. Po rolach Klingsora (Mark Stone) i Amfortasa (Christoph Pohl) zostaje wokalny niedosyt, a w zasadzie trzeba powiedzieć niedostatek. Za to zaczarowane w kwiaty dziewczęta (tak jest u Wagnera, u Freyera przypominają kuzynki Świnki Peppy pracujące w klubie ze striptizem) brzmiały czarująco. 

Ten spektakl to teatralny majstersztyk, jak się go widziało raz, to natychmiast ma się ochotę na kolejny.

Bezdomni rycerze Graala / Stuttgart

Jakże inny jest spektakl w reżyserii Calixto Bieito, który powstał piętnaście lat temu w Stuttgarcie. Bieito to reżyser, który od początku swojej kariery za cel stawia sobie wysiudanie widza z jego strefy komfortu. Często jego pomysły odbierane są jako tania prowokacja, którą w istocie są. Czasem jednak nie można odmówić mu trafnych pomysłów, wprawdzie na dłuższą metę zwykle niewykorzystanych lub nudnych. Bieito umieszcza akcję „Parsifala” w postapokaliptycznej przyszłości: większość sceny zajmuje zawalony fragment mostu, którego degradacja postępuje w kolejnych aktach. To świat bezdomnych, świat przemocy, wyzysku, rządzony przez jakąś mafię. Wielką siłą tej inscenizacji jest wstrząsający realizm, z jakim zbudowany jest obraz. Jakbyśmy oglądali bezdomnych żyjących na przedmieściach Los Angeles czy Detroit, a ich Graalem jest znaleziony na wysypisku towar ze sklepu z dewocjonaliami. Jeden wariat lata cały czas z siekierą, drugi (Gurnemanz) to podły ksiądz sadysta. Kundry oczywiście jest prostytutką, do tego mocno niezrównoważoną, a Amfortas to typ z mafii. Próba odpowiedzi na stawiane przez reżysera pytania o wybawienie i boga jest po prostu śmieszna, a przy okazji destrukcyjna. W wykreowanym przez reżysera świecie znajdują się ludzie, którzy przemocą narzucają innym odpowiedzi na te pytania. Chcąc nie chcąc, „Parsifal” w reżyserii Bieito sprowadza się do krytyki religii i kapitalizmu.

Staatsoper Stuttgart © Martin Sigmund

Jakże niekompatybilny z inscenizacją wydaje się tutaj świat muzyczny! Cornelius Meister tka z motywów przewodnich subtelności harmonicznych obraz gęsty, lecz wyrazisty, a wszystko wydaje się logiczne, czasem tylko brakuje w tej logice wynikania, płynności. W taki poszatkowany sposób brzmi wstęp do I aktu. A może ten swego rodzaju rozpad to jest właśnie próba zintegrowania się z inscenizacją?

Śpiewacy są tu jakimś pomostem, łącznikiem między tymi światami, a odgrywaniem ról są dość zaaferowani. Wszyscy główni wykonawcy debiutują tutaj w swoich rolach. Taki spektakl wymaga od nich dużego skupienia. Rosie Aldridge dobrze śpiewa Kundry, a Peter Lobert naprawdę brzmi imponująco w roli Titurela. Samuel Sakker miejscami robi dobry użytek ze swojego głosu, ale jednocześnie daje się słyszeć u niego brak doświadczenia i pewną uwierającą „ciasność” w jego głosie, której wrażenie potęguje brak panowania nad barwą. Brak doświadczenia pokonał Davida Steffensa, który wcielał się w postać Gurnemanza. Ten w trzecim akcie już prawie mówił zamiast śpiewać. Paweł Konik odpowiednim doborem środków wokalnych w połączeniu z naturalną barwą głosu przekonująco zbudował postać Amfortasa, który bynajmniej nie jest tu pozytywnym typem. Cała obsada miała duży potencjał, który prawdopodobnie stopniowo uwalniała na kolejnych spektaklach. 

Estetyka „Nowego Bayreuth” / Mannheim

W kilku odległych od siebie niemieckich miastach poznałem ludzi, którzy jeżdżą zobaczyć „Parsifala” do Mannheim, ilekroć pojawia się na afiszu. Pojechałem i ja, żeby się przekonać, jak działa nowoczesny teatr z lat pięćdziesiątych tworzony w estetyce Nowego Bayreuth. Teatr Narodowy w Mannheim został odbudowany po wojnie w 1957 roku, wtedy też jedną z pierwszych inscenizacji był „Parsifal” w reżyserii Hansa Schülera, jego wczesnego dyrektora. Jest to piękna, nostalgiczna, lecz pozbawiona historyzującej monumentalności wizja teatru wagnerowskiego. Rekwizyty ograniczone są do niezbędnych, scenografia istnieje w formie namalowanego tła, a atmosfera kreowana jest w dużej mierze światłem, które wydobywa z owego tła wiele pastelowo-wiosennych odcieni. Niemal wszystko tak jak w didaskaliach i w zgodzie z literą partytury. Niebywale rzadko widuje się dzisiaj tak dobry, wysmakowany wizualnie teatr sprzed dziesięcioleci. W niemal siedemdziesięcioletniej historii tej inscenizacji, a zagrano ją już ponad 150 razy, wystąpiła cała plejada wagnerowskich śpiewaków: Bernd Weikl, Sigmund Nimsgern, Martti Talvella, Hans Sotin, Karl Ridderbusch, Jean Cox, Rene Kollo, Peter Hofmann, Aatrid Varnay, Janis Martin, Ludmila Dvorakova, Leonie Rysanek, Gabriele Schnaut czy Waltraud Meier.

Nationaltheater Mannheim © Hans Jörg Michel

Mimo stażu inscenizacja ta wydaje się cały czas świeża. Przygasł jednak trochę dawny splendor orkiestry w Mannheim. Przydałoby się nieco wzmocnić sekcję blachy, zwłaszcza rogów, podobnie kwintet smyczkowy, który ma słabą średnicę. Mimo to zagrano „Parsifala”, miejscami wznosząc się ponad zwyczajną poprawność. Alexander Joel wyraźnie wie, czego chce jako dyrygent, i potrafi to wyegzekwować od orkiestry. Nie ma tu miejsca na instynktowne szaleństwo, jest więc opanowanie i kalkulacja obliczona w pierwszej kolejności na skuteczność, w dalszej na efekt.

Julia Faylenbogen jest wielkim zaskoczeniem – nie bardzo ciemna, lecz wyraźnie mezzosopranowa barwa i solidnie osadzone na oddechu góry, a do tego wyczucie stylu. Nie jest to Kundry na wielką scenę, jak na przykład Irene Roberts o potężnym i bogatym brzmieniu. Faylenbogen interpretuje tę postać w delikatny sposób, idealny do średniej wielkości teatrów. Kolejną niespodzianką był Jonathan Stoughton w roli Parsifala – bardzo dobrze prowadzony głos z dużymi możliwościami ekspresji. Dzięki temu, że dysponuje on głosem świeżym i lekkim o naturze lirycznej zmiksowanym z ciemniejszym, gęstszym tenorem, jako Parsifal może nasycić takie partie wszystkimi pożądanymi cechami. Produkcja w Mannheim wygrywa w konkurencji „dziewczyny-kwiaty” jako najlepiej dobrany i dostrojony zespół – to naprawdę piękne śpiewanie. Nikola Diskić był kameralnym w brzmieniu Amfortasem o bardzo skromnej powierzchowności. Thomas Berau z kolei, dysponujący ciekawym w brzmieniu głosem, miał niestety problemy intonacyjne, z których nie mógł się wykaraskać, a partia Klingsora, jak na złość, pod względem zawiłości harmonicznych, naprawdę nie należy pod tym względem do najłatwiejszych. Na koniec Sung Ha, który bardzo odpowiedzialnie z pieśniarską wrażliwością na słowo i barwę wcielił się w rolę Gurnemanza, który w jego ujęciu przy całej powściągliwości śpiewaka był poruszającą postacią.

Bynajmniej nie jest to koniec „Parsifali” w tym sezonie, kolejne już niedługo, bowiem Opera we Frankfurcie właśnie pracuje nad nową inscenizacją, którą reżyseruje Birgitte Fasebaender, a dyrygował będzie Thomas Guggeis. Oczekiwania są więc naprawdę wysokie.

Ryszard Wagner „Parsifal”

Staatsoper Hamburg

reżyseria, scenografia, światło i kostiumy: Achim Freyer
dyrygent: Patrick Hahn
soliści: Christoph Pohl (Amfortas), Han Kim (Titurel), Kwangchul Youn (Gurnemanz), Benjamin Bruns (Pasifal), Mark Stone (Klingsor), Irene Theorin (Kundry) i inni

Chor der Staatsoper Hamburg
Philharmonisches Staatorchester Hamburg
(recenzowany spektakl odbył się 18 kwietnia 2025)

Staatsoper Stuttgart

reżyseria: Calixto Bieito
dyrygent: Cornelius Meister
soliści: Paweł Konik (Amfortas), Peter Lobert (Titurel), David Steffens (Gurnemanz), Samuel Sakker (Pasifal), Shigeo Ishino (Klingsor), Rosie Aldridge (Kundry) i inni

Staatopernchor Stuttgart
Staatorchester Stuttgart
(recenzowany spektakl odbył się 6 kwietnia 2025)

Nationaltheater Mannheim

reżyseria: Hans Schüler
dyrygent: Alexander Joel
soliści: Nikola Diskić (Amfortas), Bartosz Urbanowicz (Titurel), Sung Ha (Gurnemanz), Jonathan Stoughton (Pasifal), Thomas Berau (Klingsor), Julia Faylenbogen (Kundry), Neža Vasle, Jaara Attias, Szachar Lavi, Seunghee Kho, Ruth Häde, Slavica Bozic (dziewczyny-kwiaty), i inni

Orchester, Chor des Nationaltheaters Mannheim
(recenzowany spektakl odbył się 21 kwietnia 2025)