Joanna Kusiak

Malcesine. Lunetycy znad jeziora Garda

W porcie w Malcesine stoi luneta. Naturalnie korzystają z niej tylko turyści – wystarczy wrzucić jednoeurówkę, by zaczepić oko na horyzoncie jeziora, czyli powiększyć nieco kreskę oddzielającą wodę od nieba i wreszcie dotknąć okiem wypukłości muru na drugim brzegu. Zapada zmrok, a kolejka się powiększa, aż zaczynam wątpić, czy chodzi tylko o horyzont. Odchodzący od lunety rzadko od razu opuszczają port.

Tymczasem inni, przedsezonowi turyści włoskiego kurortu nad jeziorem Garda wraz z zapadającym zmrokiem znikają, a światła ujawniają wnętrza prawdziwych mieszkań. Z uchylonych okien, tarasów, uliczek słychać gwar. Z pozoru nie ma w tym nic niezwykłego, lecz to, co w innych językach konsekwentnie pozostaje miłym acz zwyczajnym rozhoworem, w dźwięczności la lingua italiana stopniowo układa się w harmonię muzyki. Tarasy kawiarń po przeciwnych stronach via Casella uzgadniają rytm toczących się pogawędek, Powietrze rozpięte nad tą uliczką tętni niezakłóconym rytmem: ta ta, ta taa, ta taa tam. Na każde uderzenie dwa brzęknięcia łyżeczki o filiżankę.

Nagle rozkwita dźwiękiem solo donośnej kłótni, wysnuwającej się arią z okna nad lewym tarasem. Aria urywa się szklanym trzaśnięciem perkusji, rytm na chwilę zakłóca się, przyspiesza, po czym wraca do motywu przewodniego. Muzyka tej mowy spływa w dół ulicy, na Piazza Turazza wzmaga się do mezzo forte, utrzymuje natężenie i rytm aż do Porto Vecchio i niesie się po jeziorze, niknąc na linii horyzontu, którą dostrzec można tylko wrzucając do mechanizmu lunety jednoeurówkę.

* Joanna Kusiak, doktorantka Instytutu Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 62 (12/2010) z 23 marca 2010 r.