Ireneusz Krzemiński

Polityka i ludzki los

Wypadek samolotu pod Smoleńskiem, śmierć kilkudziesięciu osób, tworzących znaczącą część polskiej elity politycznej i społecznej na czele z Prezydentem i jego żoną – jak właściwie opisać, co się stało? Kiedy doszła mnie wiadomość, przekazana przez kolegę, nie do końca pewnego, czy wszyscy wraz z prezydentem zginęli, właśnie przygotowywałem się do wykładu. Między innymi miałem mówić o naukowym przewidywaniu. Miałem powiedzieć, że należy wątpić w możliwość trafnego przewidywania w naukach społecznych. I oto niespodziewane, zaskakujące wydarzenie dotknęło nas wszystkich, będąc dramatyczną ilustracją metodologicznych wywodów. Wydarzenie to dotknęło nas wszystkich jako społeczną wspólnotę i to całkowicie niezależnie od tego, czy prezydent i politycy, którzy mu towarzyszyli byli nam sympatyczni, czy nie. Wydarzenie to nie tylko nas dotknęło, ale z całą pewnością w sposób nie dający się nawet jeszcze do końca określić zmieni nasze życie społeczne i polityczne. To tragiczne wydarzenie uświadamia nam jednak coś niezwykle ważnego, o czym – czy to w perspektywie życia osobistego, czy tym bardziej społecznego – zapominamy na co dzień. Zapominamy o kruchości naszego ludzkiego życia i o tym, że ludzka egzystencja nasycona jest cierpieniem. „Stary” Papież, Jan Paweł II wypominał współczesności, że o tym cierpieniu, które jest od ludzkiego losu nieodłączne – zapominamy. Tragedia pod Smoleńskiem uświadamia nam, jak bardzo cierpienia – bolesnego, niespodziewanego – uniknąć nie można także w życiu zbiorowym.

Dziennikarze pytali mnie już o to, jakie będą skutki tragicznego wypadku pod Smoleńskiem. Ale nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć, bo nie potrafię zebrać myśli: emocje i przeżycia związane z ludzkim wymiarem tej tragedii nie dają się przebić analitycznemu namysłowi. Nie chciałbym być w skórze czy to premiera, czy marszałka Sejmu i Senatu, albo innym wysokim urzędnikiem państwa. Bo oni muszą zebrać myśli i podjąć różne decyzje, ważne dla działania państwa i zatem naszego wspólnego losu. Trudno jednak ten czysto ludzki aspekt tragicznego wypadku oddalić od siebie.

Jestem bardzo poruszony tą tragedią i trudno, żebym nie myślał ze smutkiem i żalem o tych, których znałem, a którzy zginęli wraz z prezydentem. Trudno nie wspomnieć tu o Grażynie Gęsickiej, koleżance i przyjaciółce w pewnym okresie, która z wielkim i mądrym zaangażowaniem używała socjologii dla dobra społecznego. Kariera Grażyny w PiS-ie rodziła nadzieję, że – chociaż znalazła się w przeciwnym obozie politycznym – jej działania na pewno nie będą szkodzić Polsce i Polakom, a że na pewno będzie odwrotnie. Wspominam też inną osobę, także nie z mojego obozu politycznego, panią poseł Izabelę Jarugę – Nowacką, niezwykle miłą kobietę i naprawdę wielokrotnie podejmującą kwestie, które dalece wykraczały poza partyjne czy ideologiczne granice. Nie znałem osobiście Prezydenta Lecha Kaczyńskiego ani jego żony, ale pani Maria budziła we mnie nieustająco sympatię.

Trudno sobie wyobrazić, jak wielką stratę przyniosła katastrofa pod Smoleńskiem. Wbrew niezbyt mądremu porzekadłu, ludzie – zwłaszcza ludzie, którzy naprawdę stają się osobowościami znaczącymi – są niezastępowalni. Tej straty nic nie nadrobi. Nikt nie może zastąpić osób, które straciliśmy – które stracili ich bliscy, ale też i my jako społeczna wspólnota. Można tylko mieć nadzieję, że choć na jakiś czas to straszne wydarzenie uświadomi wszystkim – także politykom – iż warto pamiętać, by raczej powściągać zażartość codziennych, politycznych bojów, pamiętając o tym, że wszystkich nas łączy ludzka wspólnota, wspólnota losu, której nie warto poświęcić wzajemnej niechęci i walce.

„Kultura Liberalna” nr 65 (15/2010) z 10 kwietnia 2010 r.

(wydanie specjalne)