Roman Kuźniar
„Znaleziono ciało Prezydenta”
Późną jesienią 2008 roku w jednej z gazet opublikowałem tekst pod tytułem „Samoloty i polityka polska”. Było to wkrótce po samolotowych perypetiach prezydenta Lecha Kaczyńskiego w jego podróży do Azji. Prezent doleciał do Mongolii, a potem musiał latać lokalnymi liniami z powodu awarii naszego oficjalnego samolotu. Z tego samego powodu na ważny, klimatyczno-energetyczny szczyt w Brukseli omal nie spóźniła się delegacja rządowa. W odbiorze publicznym było to częścią wojny o krzesło, czyli kto ma pierwszeństwo w skorzystaniu z rządowego samolotu. Tak, samolotu, czyli jedynego naszego rządowego samolotu. Więcej samolotów do przewożenia ważnych osób w państwie nie mamy. To znaczy są jeszcze jakieś, ale tak samo stare i stale w remoncie lub zbyt małe albo o niewystarczającym zasięgu.
Polska szczyci się, że jest szóstą lub siódmą gospodarką w Europie oraz 21szą na świecie. Kupiliśmy na początku tej dekady 48 samolotów F-16 za niemal 5 miliardów dolarów. Ostatnio trafiły do nas wojskowe samoloty transportowe typu Herkules, których eksploatacja będzie bardzo kosztowna, bo liczą sobie kilkadziesiąt lat. Stać nas na to, bo chcemy uczestniczyć w operacjach militarnych, które nie mają bezpośredniego związku z naszym bezpieczeństwem, a już zwłaszcza korzyściami gospodarczymi. Jednocześnie nie było nas stać na wyłożenie 100-200 mln dolarów na zakup kilku maszyn, którymi mogłyby latać najważniejsze osoby w państwie. Pamiętam, że swój artykuł kończyłem apelem: „Rządzie RP, wstydu oszczędź i kup wreszcie tych kilka samolotów. Przecież to nie są samoloty dla ciebie, tylko dla Polski. Także po to, abyśmy, my Polacy, przestali się wstydzić”.
Stało się gorzej, najgorzej jak mogło. Zginął Prezydent RP. Zginęła niewyobrażalna liczba towarzyszących Mu polityków i wysokich urzędników państwowych. Zginęło sześciu najważniejszych generałów Sił Zbrojnych RP.
Trzeba mieć odwagę powiedzieć, że zawinili ludzie, nie sprzęt. I to nie była wina pilota, choć nie wiemy, jakie były konkretne powody tej katastrofy. Zawinili ludzie, którzy od piętnastu lat nie potrafili kupić samolotów dla VIP-ów. Tak, od 15 lat, ponieważ już od połowy lat 90. kolejne rządy zajmowały się kupnem tych samolotów i zawsze stało coś na przeszkodzie. Obawiano się populistycznej reakcji w rodzaju „rząd kupuje dla siebie samoloty, a szkołach brakuje na szklankę mleka dla biednych dzieci”. Kolejne przetargi były unieważniane, zmieniano rodzaj zamówienia (liczba i parametry samolotów), brakowało pieniędzy (w 2008 roku wybuchł kryzys i były potężne cięcia budżetowe). Właściciele wielkich firm latali w czasach kryzysu. Prezydent i premier musieli negocjować kto pierwszy i czym poleci. Nie pieniędzy brakowało, lecz odwagi i wyobraźni. Przekraczało granice wyobraźni ujrzeć pewnego popołudnia napis na pasku jednej z telewizji informacyjnych: „znaleziono ciało Prezydenta”. Znaleziono w siedem godzin po katastrofie jedynego samolotu rządowego w dużym kraju członkowskim NATO i UE. Samolotu sprawnego, ale jakże wysłużonego – ponad 5 tysięcy godzin lotu i niezdolnego do lądowania w każdych warunkach atmosferycznych.
Zawinili ludzie, którzy nie potrafili od 15 lat kupić tych samolotów, ale też nie bez winy byli ludzie, którzy z nich korzystali. Ze zdumieniem słuchałem oburzenia Prezydenta RP, który zapowiadał ukaranie pilota samolotu, który nie chciał wylądować, pomimo polecenia Prezydenta, w Tbilisi, w dniach konfliktu gruzińsko-rosyjskiego i zamiast tego wylądował w sąsiednim Baku. Karę miał również ponieść szef sztabu Wojska Polskiego. Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach z takim osobami na pokładzie.
Takiej katastrofy nie było w historii lotnictwa cywilnego. Kosztowny brak wyobraźni zaczyna się stawać polską specjalnością.
„Kultura Liberalna” nr 65 (15/2010) z 10 kwietnia 2010 r.
(wydanie specjalne)