Uważnie wsłuchiwałem się w kolejne utwory tej płyty i nie znalazłem śladu melancholii, smutku, przygnębienia – jakby na przekór tego wszystkiego, co zwykło się kojarzyć z Holiday – mocny i zdecydowany głos Dee Dee Bridgewater, podbijając większość utworów do swingującego up-tempa, w sposób pewny prowadzi przez kolejne standardy.
Najsmutniejsze znane interpretacje utworów na płycie są w najgorszym przypadku „zaledwie” pogodnie zamyślone lub nieco manierystycznie udramatyzowane (Strange Fruit). Dee Dee Bridgewater jest zdrowa, syta i trzeźwa i chyba już tym tylko zasługiwałaby na przydomek „Lady Day” (nadany – przypomnę – Billie Holiday przez Lestera Younga w uznaniu zupełnie innych zasług). Dee Dee Bridgwater wypuszcza się wprawdzie tu i ówdzie rozedrganym wibratem w rejony Holiday (Don’t Explain, Strange Fruit), ale nieliczne te chwile potwierdzają tylko całkowitą odrębność i brak jakichkolwiek kompleksów czy czołobitności Bridgewater wobec Holiday. Być może słusznie przypuszcza, że tego rodzaju świętokradztwo zostanie jej wybaczone.
Niewdzięczną w gruncie rzeczy rolę nawiązań stylistycznych przejął na dęciakach James Carter – pobrzmiewając i Sydney’em Bechetem na sopranie, i na tenorze wpadając w Lestera Younga; trudno też nie pomyśleć o miękkich brzmieniach big bandów ery swingu, gdy gra na klarnecie basowym. Carter to jednak muzyk w ogóle skłonny do popisywania się niezwykłą sprawnością i łatwością przechodzenia pomiędzy stylami (każdy, kto był na jego koncercie, coś o tym wie); pewnie więc już tylko pamięć po nagraniach Holiday porusza wyobraźnię słuchacza i będzie mu kazała szukać na siłę tych nawiązań. Saksofony Cartera wpisują się – być może mimowolnie – w tradycję jazzu w inny jeszcze sposób, nadzwyczaj zgrabnie uzupełniając „trąbkowy” głos wokalistki oraz przywodząc na myśl charakterystyczne dla lat 40.-60. składy trąbkowo-saksofonowe.
Być może jednak o charakterze i duszy płyty paradoksalnie więcej powie sekcja rytmiczna, która przede wszystkim w osobach znakomitych: basisty Christiana McBride’a i Lewisa Nash’a solidnie osadziła swoimi brzmieniem utwory w najlepiej możliwie wykonanym jazzie mainstreamu. Nagranie zapewnia ciągłość stylu wykonawczego obecnego bodaj od lat 70. Stylu, od którego Bridgewater wciąż nie odstąpiła. Wierność ta jest zaletą płyty.
Płyta:
„Dee Dee Bridgewater, Eleanora Fagan (1915-1959) to Billie With Love From Brigdewater”, 2010.
Dystrybutor: Universal Music Polska