Anna Mazgal
Lobbing i inne przestępstwa
Czasem człowiek wszystko robi dobrze, a wychodzi jak zwykle. W skrajnych przypadkach, myśli, że jest niewinny, a tu nagle puk puk, CBA. Jako że spędzam życie zawodowe na ustosunkowywaniu się w imieniu własnym lub zrzeszonych obywateli do tego, co instytucje Państwa wymyślą, istnieje szansa, że i do mnie CBA zapuka. Ekscytujące? Jeśli założenia nowej ustawy o lobbingu zostaną przekute na akt prawny, pukanie służb usłyszeć może każdy! Puśćmy wodze mrocznej fantazji, zajrzyjmy w antyutopię demokracji partycypacyjnej, jaką można pobrać z Biuletynu Informacji Publicznej KPRM.
Całość mieści się na 67 stronach skanu przerobionego na pdf (dlaczego umożliwiać skopiowanie fragmentu tekstu? Niech zainteresowani cytowaniem fragmentów męczą się i przepisują). Zawarte w nich założenia do ustawy cierpią na rozszczepienie osobowości. Jedna osobowość twierdzi, że „jedyną i skuteczną formą sprawowania dobrej administracji jest przyjęcie zasady transparentności, a nie restrykcyjności”. Druga albo lubi rozwiązania nieskuteczne, albo nie chce sprawować dobrej administracji, bo restrykcyjność przebija z każdego niemal rozwiązania.
Obecnie lobbyści rejestrują się w MSWiA. Pod rządami nowej ustawy, rejestr przejmie Centralne Biuro Antykorupcyjne, „biorąc pod uwagę rolę prewencyjną Biura oraz zapobieganie możliwym nadużyciom, w tym poprzez narzędzia umożliwiające weryfikację danych”. Podobno „lobbyści, których działania opierają się na legalnych i przejrzystych zasadach, pełnią istotną rolę w procesie przepływu informacji między społeczeństwem a władzą”. Skoro zakłada się, że są tak istotni, a jednocześnie stwierdza, że prewencyjna rola CBA jest tu niezbędna, to z równania wynika, że nie wierzy się tak naprawdę w ich uczciwość.
Jednak najpierw należałoby wytłumaczyć, kim jest ten okropny człowiek zwany lobbystą. Otóż założenia ustawy przewidują, że występuje on w dwóch odmianach: zawodowej i niezawodowej. Lobbysta zawodowy to taki, który lobbing uprawia za wynagrodzeniem i na rzecz osób trzecich, jako podstawowe źródło utrzymania. Niezawodowy lobbysta lobbuje ad hoc, na rzecz własną, grupy lub organizacji, którą reprezentuje i bez wynagrodzenia. A jeśli ktoś lobbuje na rzecz interesu ogółu, w sprawie takiej jak zmniejszenie obciążeń biurokratycznych, czy zniesienie barier w korzystaniu z wolności obywatelskich? Proponowana regulacja takiej możliwości nie przewiduje. Znamienne.
Jeden typ lobbysty od drugiego odróżnia również to, że zawodowy rejestruje się w CBA. Ten drugi rejestrować się nie musi, ale „każdy przejaw jego działalności będzie rejestrowany przez CBA na podstawie informacji wypełnianej przez lobbystę niezawodowego przy okazji składania formularza zgłoszeniowego”. Można próbować wyobrazić sobie, jak CBA chciałoby sprawdzać „każdy przejaw działalności” stowarzyszeń interesujących się procesem decyzyjnym. Sektor obywatelski jest sfeminizowany. Liczymy na kilku fajnych, obywatelsko uświadomionych tajnych agentów Tomków.
Lobbysta lobbuje, czyli podejmuje komunikację „z osobami sprawującymi funkcje publiczne w celu wywarcia wpływu na podejmowane decyzje, bieg inicjatyw legislacyjnych, nowelizacji przepisów, tworzenie lub zmianę aktów wykonawczych, przebieg lub zmianę programu rządowego”. Niby z sensem. Drżyjcie jednak obywatele, bo w myśl założeń lobbystą może zostać każdy! Działalnością lobbingową będzie bowiem „podejmowanie się organizacji spotkań, sympozjów, szkoleń, konferencji, etc. z osobami sprawującymi funkcje publiczne i funkcjonariuszami publicznymi”. Niech organizacje dobrze się zastanowią, zanim zdecydują się odpytać urzędników na przykład z postępów we wdrażaniu funduszy unijnych na zorganizowanym przez siebie spotkaniu.
Z resztą tego rodzaju komunikacja w ogóle będzie bardzo trudna, ponieważ uprawnienie do „osobistego lobbowania wobec funkcjonariuszy publicznych w siedzibie urzędu przysługiwałoby tylko lobbystom zawodowym”. Masz uwagi, obywatelu? Wyżyj się i napisz pismo. Edytor tekstu wszystko zniesie – w przeciwieństwie do urzędnika. Zastanawiam się, czy rzeczywistym celem regulacji nie jest przypadkiem zapewnienie funkcjonariuszom przestrzeni do rządzenia w spokoju. Dla dobra obywateli – bo przecież nie z nimi. Jeśli ustawa wejdzie w życie, zanim przejdziemy się do biura poselskiego, zorganizujemy konferencję lub osobiście złożymy petycję na ręce ministra zastanówmy się czy z ostrożności procesowej nie lepiej od razu donieść na siebie do CBA. Jak widać, bycie lobbystą niezawodowym zupełnie się nie opłaca. Nigdzie człowiek nie wejdzie, a każdy, kto kiedyś próbował przekonać do czegoś administrację, wie, jak skuteczne jest pisanie na Berdyczów.
Lobbing zawodowy również postawiony ma być na głowie. Zawodowy lobbysta będzie miał obowiązek składania co roku sprawozdania do CBA z tego, w jakich pracach uczestniczył i na rzecz kogo działał. Pozostaje pytanie, dlaczego ktoś, komu konstytucja gwarantuje wolność i prawo do obrony własnych interesów, ma się z tego tłumaczyć organowi – bądź co bądź – ścigania? Zwłaszcza, że analogiczny obowiązek mają już obecnie „osoby sprawujące funkcje publiczne i funkcjonariusze publiczni” – a przecież to do nich należy wyważenie odmiennych, często sprzecznych interesów różnych grup. W założeniach raportuje się, że „obowiązek opracowania i zamieszczenia na BIP corocznej informacji o działaniach podejmowanych wobec organów przez podmioty wykonujące działalność lobbingową jest spełniony jedynie przez sześć Ministerstw”. Rozumiem, że zgodnie z zasadą, że najpierw szuka się winnych, a potem karze niewinnych. Za niewydolność resortów należy zaś ukarać lobbystów.
Na tle tych rozwiązań masochistyczny niedosyt budzi, że projektowana ustawa podtrzymuje odstąpienie „od wprowadzenia przepisów karnych na rzecz sankcji administracyjnych w postaci kar pieniężnych”. Naprawdę szkoda, bo jak juz zadzierać z CBA, to przynajmniej przed sądem. Nie chcę podpowiadać rozwiązań, za które mogę zostać przez lobbystów ukamienowana, ale przy sankcjach karnych można by dać zawodowcom dwa lata w zawiasach od razu po zarejestrowaniu. W końcu w myśl projektu uczciwy lobbysta to skorumpowany matacz, który jeszcze nie wpadł. Być może nadchodzą czasy, kiedy w Polsce lepiej będzie zostać skazanym pedofilem niż lobbystą. Fakt rejestrowania miejsca pobytu tych pierwszych po odbyciu kary jest przynajmniej przedmiotem dyskusji w kategoriach etycznych, konstytucyjnych i społecznych. Fakt rejestrowania tych drugich przez służby specjalne nie wydaje się zaś budzić żadnych wątpliwości decydentów.
Nie łudźmy się, przeciwdziałanie korupcji ani nie jest celem projektowanej ustawy, ani nie będzie jej rezultatem. Jak to się robi, a przede wszystkim jak zaszczepić w obywatelach powszechne poczucie, że korupcja jest złem, należy zapytać w krajach nordyckich. Wiadomości z północnego wybrzeża Bałtyku nie są jednak PR-owsko do wykorzystania: Skandynawom zabrało to jakieś 200 lat. A tyle czasu ani CBA, ani firmująca projekt założeń Julia Pitera, po prostu nie mają.
Projektodawca podświadomie zdiagnozował również pewien problem. Otóż obywatele mają różne interesy, a na dodatek mają jeszcze czelność je zgłaszać. W rzeczywistości problem polega na tym, że gdy przychodzi moment by interesy te utrzeć w rzadko u nas serwowany koktajl – dobro publiczne – niewydolne jest państwo. Nie rozumiem tylko, dlaczego obmyśla się chemioterapię w postaci proponowanej regulacji lobbingowej, zanim zaordynuje się właściwą dietę: przejrzyste i szeroko obowiązujące zasady konsultacji społecznych.
* Anna Mazgal jest ekspertką Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Reprezentuje OFOP w Obywatelskim Forum Legislacji, grupie roboczej powstałej przy Programie przeciw korupcji Fundacji im. S. Batorego. Grupę tworzą przedstawiciele organizacji pozarządowych, naukowcy i zawodowi lobbyści. Monitoruje ona proces uspołecznienia stanowienia prawa i wypracowuje rekomendacje w tym zakresie.
„Kultura Liberalna” nr 72 (22/2010) z 25 maja 2010 r.