Grzegorz Brzozowski

“Wideokracja”, czyli resztki z “Lamparta”

Na historie Italii można spojrzeć jako opowieść o burzliwych przemianach władzy. Dokument Erika Gandiniego to opowieść o najnowszym systemie, który uwodzi Włochów, grożąc zastąpieniem demokracji. To panowanie obrazów – wideokracja – ustrój o tyle straszny, że przekonany o własnej wieczności.

Wraz z Gandinim wędrujemy przez kolejne, coraz wyższe sfery nowego porządku. Odwiedzamy ludzi nowego system; aspirant ów szukających szczęścia na castingach, menadżerów wyszukujących gwiazdy, paparazzi wyruszających na nocne łowy. Najbardziej poruszająco przedstawia się naiwność tych na szczeblach najniższych – postaci przekonanych, że nie ma dla nich szans na samorealizację bez zaistnienia w telewizji. To mechanik samochodowy Ricki ćwiczący sztuki walki w ogródku pod okiem mamy, by następnie szturmować kolejne casting. To tłum dziewczyn przesłuchiwanych na pozycję „veline” – milczących hostess, których zadaniem jest jedynie wypełniać tańcem przerwy w programie. Nikt z nich nie chce już być sobą; “Dlaczego miałbym całe życie być mechanikiem” – zapytuje Ricki, pragnący za wszelką cenę połączyć wdzięk Rickiego Martina z gibkością Van Damme’a. Paparazzi Fabrizio Corona chce z kolei być jak nowy Al Pacino. Autentyczność rozumiana jest przez nich jako doskonałe skopiowanie istniejących już wzorców.

Ci, którzy zdołają jednak zbliżyć się do wyżyn wideokracji, stają się obiektami uwielbienia, którego sami wszakże nie potrafią zrozumieć. To ludzie jak bogowie, dumni i próżni, których kult trwa tak długo jak zainteresowanie widzów ich obrazami. To o ich podtrzymanie zatem walczą; a podstawowym warunkiem zwycięstwa okazuje się przy tym przypodobanie bóstwu najwyższemu.

Wszystkie drogi wideokracji okazują się bowiem prowadzić do jednej postaci, niepodzielnie panującej na szczycie. To on zdaje się być ostatecznym wzorem sukcesu, który powielić chcą ci na nizinach. Reprodukcja sięga jednak głębiej: telewizja okazuje się odzwierciedleniem marzeń szefa wszystkich szefów; omnipotentny premier chce niejako zapłodnić swoimi fantazmatami umysły całego narodu. Berlusconi w ujęciu Gandiniego jawi się jako bóstwo reprodukujące się w kolejnych adeptach, którzy ostatecznie przeznaczeni są jednak na ofiarę.

Nowe twarze, na które łapczywie rzuca się system wideokracji, okazują się bowiem przeznaczone do promocji, a następnie pożarcia przez paparazzich. To samonapędzający się spektakl, którego paliwem jest prywatność kolejnych wyznawców. Bóstwo na szczycie zdaje się być wzorem nieograniczonego apetytu . Nabywcą wykonanych z ukrycia kompromitujących zdjęć córki premiera okazuje się on sam; publikuje je następnie we własnym brukowcu. Coroczny wybór dziewczyny-pogodynki występującej przez dwa tygodnie na ekranach, przypomina typowanie dziewicy rzucanej na pożarcie potworowi. Na szczycie systemu, który pożera własne dzieci, znajduje się przerastający wszystkich swą żarłocznością Kronos.

Analizę wideokracji warto umieścić w kontekście innej opowieści o przemianie władzy w Italii – “Lamparta” Giuseppe Tomasi di Lampedusy. Opowieść o upadku sycylijskiego rodu Salina toczy się w momencie, gdy arystokracja ustępuje miejsca nowym warstwom aspirującym do władzy w jednoczących się Włoszech. Głowa rodu, Don Fabrizio, mimo oferowanych mu zaszczytów, decyduje się wycofać z wyścigu o nowe stanowiska. Członkowie rodu Salina są bogami, którzy wiedzą, kiedy należy odejść. W zestawieniu z nimi szef włoskiej telewizji jawi się jako swoisty anty-Lampart, samozwańcze bóstwo, które pragnie pozostać za wszelka cenę na stworzonym przez siebie firmamencie.

Podstawowa różnica miedzy nim a księciem Fabrizio zdaje się jednak dotyczyć nie tyle zdolności do opanowania pragnienia władzy, co raczej zrozumienia kruchości pamięci. Za pokorą ostatniego Lamparta stoi bowiem brak złudzeń co do wieczności swego rodu. Don Fabrizio patrzy na dzieje własnej rodziny niejako z perspektywy kosmicznej – obserwatorium umieszczonego na dachu swej rezydencji; nie daje się zwieść jej chwilowym triumfom. Zawsze zdaje sie towarzyszyć mu przeczucie krótkotrwałości, powolnego wyciekania strumienia życia. Wie, że prędzej czy później ród skazany jest na niepamięć. Książę Fabrizio to swoisty Melquiades, przeniesiony z Macondo w wypalony krajobraz Sycylii.

Przedstawiciele rodziny Salina do końca wszakże za główny cel stawiają sobie ochronę tradycji – wiedząc, jak trudnym jest to zadaniem w czasie historycznych przewrotów, gdy “wszystko musi się zmienić, by wszystko pozostało bez zmian.” Ostatecznie walka ta jest przegrana, na wypchanego lamparta czekają juz mole, lecz rod Salina potrafi to znieść z godnością.

O ile arystokraci z pokorą pielęgnują tradycję, książątka wideokracji pielęgnują już tylko siebie, przekonani o własnej nieśmiertelności. Ricki wierzy, że pojawienie się na ekranach przyniesie mu życie wieczne na miarę postaci Supermana. Mocarstwo obrazów nie widzi jeszcze swego końca, a jego Szef zdaje się być przekonany, że sam może trwać równie długo. Najbardziej przerażającą cechą nowego księcia jest fakt, że jest on niezdolny do melancholii.

Film i książka:

Wideokracja, reż Erik Gandini, prod. Szwecja 2009

Lampart, Giuseppe Tomasi di Lampedusa, „Ksiazka i Wiedza” 1988.

* Grzegorz Brzozowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, student kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 74 (24/2010) z 8 czerwca 2010 r.