Katarzyna Kazimierowska
Równanie z mnóstwem niewiadomych. Mieszkania do zwiedzania albo Warszawa jako palimpsest – o projekcie X-Apartments
Projektem X-Apartments Joanna Warsza, jego kuratorka, po raz kolejny udowadnia, że Warszawa to wielowarstwowa zdrapka – wystarczy lekko potrzeć, a spod tynku przykrytego cienką warstwą świeżej jeszcze farby czy politury, wyłania się kalejdoskop światów nie do ogarnięcia.
Jednak zamiast nudnego wykładu, który sprzeda nam tę oczywistą prawdę, zostajemy zabrani na wyprawę po mieście, które – choć pozornie nam znane – nagle urasta do mitycznej krainy jak z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”, gdzie na każdym kroku czekają na nas drzewa wiadomości dobrego i złego. Uzbrojony w instrukcję obsługi widz ma za zadanie podążać niby utartymi szlakami, by po chwili wejść do świata zupełnie nieznanego. Brzmi to jak opis elitarnej wycieczki dla wybranego grona wtajemniczonych. I trochę tak jest. W ciągu trzech godzin spaceru miałam okazję po raz pierwszy zajrzeć do mieszkania w jednym z 19 słynnych bloków osiedla Za Żelazną Bramą, wybudowanych w duchu modernizmu Le Corbusiera, wdrapać się na piąte piętro pięknie odrestaurowanej z zewnątrz kamienicy przy Chmielnej 20 i podziwiać stolicę z okna pokoju hotelowego w Hiltonie.
Każde z tych miejsc pokazuje Warszawę z innego punktu widzenia, ale to czas jest tu słowem kluczowym. Kolejne mieszkania odsłaniają przed widzem historię innej epoki. Mamy więc salę sekcji bokserskiej mieszczącą się w Hali Mirowskiej z początku XX wieku i hotel wybudowany sto lat później. Powojenną kamienicę i przedwojenny budynek. A w każdym z tych miejsc, na naszych oczach odgrywana jest jedna 10-minutowa scena; specjalnie dla nas: teatr jednego widza, wyreżyserowany na potrzeby sztuki, której jakość my sami musimy ocenić. W krótkich scenkach, które widz współaranżuje, prezentowana jest sztuka dialogu i manipulacji, sztuka kulinarna i sztuka życia. Mamy też trudną sztukę milczenia nad niezapisanymi kartami historii. W opuszczonym mieszkaniu przy Chłodnej 20, zostawiona sama sobie musiałam zmierzyć się z bólem niezaistniałego życia pewnej żydowskiej rodziny, wymazanych zdjęć i niewypitej kawy, która wystygła w pozostawionej filiżance w sterylnie białej kuchni. To sztuka radzenia sobie z brakiem, z dziurą w czasoprzestrzeni, której żadne słowa nie są w stanie zakleić.
Pozostaje pytanie: dla kogo cały ten teatr? Zgodnie z manifestem sytuacjonistów lat sześćdziesiątych (do którego odwołuje się X-Apartments) głoszącym: „Żyjmy bez czasu martwego” – celem projektu jest niezgoda na niewykorzystaną przestrzeń i czasową pustkę. Mieszkania prywatne, do których zapraszającym gestem wprowadza nas niewidzialna ręka, to przecież przestrzenie pełne przez lata kumulowanych historii, emocji, bezcennych dla pamięci chwil. To nie tylko wydzielone ścianami działowymi pudełka do spania i poczekalnie, w których modlimy się o wydarzenia i ludzi, którzy nadadzą naszemu życiu sens. To właśnie przestrzenie, które współtworzą nas samych, i w ich pamięci pozostajemy na zawsze, nieważne, ile warstw farby przykryje ich ściany i ile razy zostanie wymieniona w nich podłoga.
Historia, do jakiej zapraszają nas nasze własne mieszkania – oraz ta, którą sami w nich tworzymy – składa się na obraz Warszawy. Kto dziś pamięta, że w mieszkaniu przy ulicy Saskiej 101 przez ostatnich 20 lat działał najbardziej niepowtarzalny salon towarzysko-kulturalny stolicy? Przewinęli się przez niego najważniejsi ludzie dzisiejszego życia politycznego, ekonomicznego i kulturalnego kraju. Mieszkanie to, do czasu wyprowadzki właścicielki, kryło pod podłogą 1400 książek.
X–Apartments pokazuje, że nasze mieszkania to wielkie niewiadome, często także dla nas samych, a podróż w poszukiwaniu rozwiązania tego równania może być równie fascynująca, co sama odpowiedź. Sztukę można tworzyć wszędzie, ale najcenniejsza okazuje się sztuka życia samego w sobie.
* Katarzyna Kazimierowska, redaktorka kwartalnika „Res Publica Nowa”. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 77 (27/2010) z 29 czerwca 2010 r.