Michał Krasicki

Czy prezes PiS marzy o drugim Okrągłym Stole?

Jarosław Kaczyński niedawno zaproponował niespodziewanie nowe otwarcie w relacjach z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Kiedy obwieszcza, że lewica w Polsce już nigdy nie będzie postkomunistyczna, nie można odmówić mu racji. Dlaczego? Bo to on obecnie decyduje o nośności pojęcia „postkomunizm” w życiu politycznym. Skąd zrodził się w nim pomysł opuszczenia starych okopów i wysłania pod adresem znienawidzonych wrogów pełnego rezerwy uśmiechu?

Być może wyciągnął jednak lekcję z porażki w ostatnich wyborach parlamentarnych i z politycznych wyników prezydentury brata, który nie stał się – tak jak swego czasu Kwaśniewski – prezydentem większości Polaków. Zrozumiał, że walka o realną władzę nie może już ograniczać się do kampanii negatywnej opartej na kuszeniu pełnej różnorakich lęków, niezadowolonej i nieraz roszczeniowo nastawionej części społeczeństwa. Pojął być może, że jego twardy elektorat starzeje się, a młodzi, których pociąga jego opozycyjna wobec ustalonych elit postawa, potrzebują czegoś więcej niż tylko straszenia upiorami przeszłości. Postawił we własnej partii na ludzi młodych, zbliżonych wiekiem do Napieralskiego, którzy poza światłem kamer telewizyjnych potrafią z łatwością porozumieć się (już nie tylko towarzysko) ze swoimi kolegami z Platformy i SLD.

Czy prezes Kaczyński postanowił zapomnieć o tym, że za Napieralskim stoją ci sami ludzie, których tak usilnie zwalczał? Na co liczy? Nagła spolegliwość w jego zachowaniu jest może odległym echem łagodności, pragnienia zgody i poczucia odpowiedzialności, jakie towarzyszyły Polakom w czasach Solidarności, a potem Okrągłego Stołu. Kaczyński, mając po temu dobry pretekst, nagiął się do zachowania sprzecznego z jego przekonaniami, lecz uzasadnionego politycznie. Czyżby marzyła się mu powtórka Okrągłego Stołu? Czemu nie?

Role odwróciły się. Partią, która wydaje się być dzisiaj głębiej zakorzeniona w czasach Polski Ludowej, jest raczej PiS niż SLD. PiS ma także nad SLD faktyczną przewagę polityczną, mimo niewątpliwego sukcesu wyborczego młodego szefa Sojuszu. Na czele odmłodzonego PiS-u pozostanie stary, ale popularny polityk o antykomunistycznym rodowodzie (Kaczyński), a Napieralskiego tak naprawdę wspiera tylko jedna ważna postać lewicy, były premier RP i członek PZPR, którego polityczna akme już przeminęła (Miller). Podobnie jak kiedyś postkomuniści Kaczyński musi uciekać do przodu i podobnie jak im udało się odzyskać władzę, tak i on może wiele zyskać na pewnym aliansie z SLD.

Może całkowicie zawładnąć potencjalnym elektoratem lewicy czułym na hasła socjalne i tym samym bardzo osłabić ją politycznie. Może też, co równie ważne, tchnąć w tradycjonalistycznego ducha polskiej prawicy więcej owej „nowoczesności”, która wypełniła kampanię wyborczą Napieralskiego, a która zyskała mu poparcie wyborców poniżej trzydziestki.

Oczywiście tę uroczą hipotezę, która w dłuższej perspektywie czyni Kaczyńskiego pełnym chwały ojcem założycielem młodej, nowoczesnej prawicy, szybko zweryfikują bieżące wydarzenia polityczne.

* Michał Krasicki, sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”.