Kamil Kamiński

Powrót na Agorę

Czy Paryż był wart mszy? Wytrawny polityk, jakim był Henryk IV Burbon, nie miał co do tego wątpliwości. Rozdarta Francja doby wojen religijnych między katolikami i hugenotami potrzebowała jedności. Strategia wyborcza obu kandydatów, którą mamy właśnie za sobą w Polsce, przypominała tamten czas. Zaakcentowanie w kampanii potrzeby jedności było dobrym posunięciem. W tym sensie, że prezydent powinien symbolizować jedność państwa. Natomiast to, że rola ustrojowa prezydenta w polskiej konstytucji to garnitur skrojony nie na miarę, nie odegrało w tych wyborach większej roli.

Tych wyborów nie da się jednak oderwać od tragedii smoleńskiej oraz zmiany, jaką przyniosła ona w polskiej polityce. Polska wspólnota polityczna po śmierci Lecha Kaczyńskiego znalazła się w kryzysie. Trzeba jednak pamiętać, że słowo kryzys w grece oznacza również przesilenie, czego potwierdzeniem były tłumy na Krakowskim Przedmieściu czekające godzinami by pożegnać prezydencką parę. Dlatego kampania ta była inna niż wszystkie. Starano się unikać skrajnego przedstawienia podstawowej dla istoty polityczności dychotomii przyjaciel – wróg, rozpropagowanej przez Carla Schmitta. Decyzja poparcia Bronisława Komorowskiego lub Jarosława Kaczyńskiego sprowadzała się, zatem do wyboru między dwoma sposobami politycznej narracji.

Kampania wyborcza Anno Domini 2010 była wyjątkowa na skalę europejską. I nie tylko z tego powodu, że była to w istocie rozgrywka między dwoma przedstawicielami prawicy. We współczesnych debatach o demokracji głównym tematem debat są prawne granice wolności jednostki, te wybory pokazały jednak, że w Polsce silna jest tradycja innego rozumienia wolności bliższa duchowi ateńskiej demokracji niż nowożytnej negatywnej koncepcji wolności zakładającej nieingerencję państwa. Dla starożytnych Greków wolność oznaczała partycypację we władzy i możliwość wpływu na losy swojej polis. Silne poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego we wschodniej Polsce może być oczywiście tłumaczone przez pryzmat jego obietnicy dalszego scalania trzech nierównych połówek. Możliwe jest jednak również inne wytłumaczone tego faktu, może Ci „gorzej wykształceni z mniejszych miast” uznali, że to wybór kandydata PiS da im szansę bycia postrzeganymi jako obywatele, którzy mają takie same prawo kształtowania polityki swojej polis jak wielkomiejskie elity. Przed Bronisławem Komorowskim trudne wyzwanie. Jako prezydent musi pokazać, że słowa wypowiedziane po ogłoszeniu wyników sondażowych o tym, że nikt nie będzie wykluczony ze wspólnoty będą prawdziwą obietnicą powrotu obywateli na Agorę.

* Kamil Kamiński, prawnik, poeta.

„Kultura Liberalna” nr 78 (28/2010) z 6 lipca 2010 r.