Joanna Klimczyk

Niby-lekkość

Kryminały, jak smaki, mają swoją porę. Przynajmniej dla mnie. Jesień i zima należą do Skandynawów – na przykład Mankella czy Indriðasona. Pora letnia jest czasem Marininy. Bywa, że i komisarza Montalbano, bohatera wyjątkowych w nastroju opowieści kryminalnych autorstwa Andrei Camillerego. Niestety, z niezrozumiałych dla czytelnika powodów wydawnictwo Noir sur Blanc nie rozpieszcza fanów tego ostatniego. Szczególnie w wakacje. Zatem lato pozostaje czasem Marininy i jej powieści, której akcja toczy się na Krymie, w czarnomorskim kurorcie w trakcie przygotowań do gali festiwalu filmowego.

Tym razem bohaterem jest dobiegający czterdziestki podpułkownik Władik Stasow z Moskwy, który wraz z ośmioletnią córką – i pod czujnym okiem byłej żony, krytyczki filmowej, zaangażowanej w festiwalowe przygotowania – spędza wakacje nad morzem. Stasow nie ma w sobie nic z Bonda (no może poza wzrostem), a do zawodu, który wykonuje, podchodzi trzeźwo i z dystansem. Jego myśli nie zaprząta chęć ratowania świata przed złoczyńcami, ale perspektywa jak najszybszej emerytury z dala od policyjnej rutyny i biurokratycznego znoju.

Idylla ojcowskiego urlopu kończy się dla Stasowa zanim na dobre się zacznie, ponieważ rodzic nienawykły do przebywania z dzieckiem dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie potrafi nawiązać z nim kontaktu. Lila nawet nie wykazuje ochoty integrowania się z tatą, nad kontakty rodzinne przedkładając broszurowe romanse i kryminały. Nudę rodzinnych wakacji przerywa seria morderstw popełnionych na aktorkach, faworytkach do głównej nagrody festiwalu. Chcąc ocalić jednego z pierwszych podejrzanych, ofiarę pomówienia swojej byłej żony, Stasow wkracza do akcji. I, jak łatwo przewidzieć, zaczynają się dla niego kłopoty. Tajemniczych zgonów przybywa, podobnie jak interesujących kobiet, z których jedna, pisarka kryminałów, zostanie jego kochanką. Ku cichej uciesze córki i jawnemu zniesmaczeniu eksżony.

W książce Marininy – jak w najlepszej literaturze rosyjskiej – im mniej się dzieje, tym bardziej zawikłana i wciągająca staje się fabuła. Kolejne pojawiające się postacie są intrygujące za sprawą samej swojej obecności: bardziej z uwagi na to, jak wyglądają oraz co i jak mówią, niż na ich działania. Siłą pisarstwa Marininy jest trafność obserwacji i jakaś wewnętrzna pogoda, niepozwalające czytelnikowi naprawdę się przerazić. Tym, co sprawia, że „Czarna lista” jest idealnym kryminałem na lato, jest jego lekkość. Nie ma tu detalicznych opisów bestialskich morderstw ani wyznań psychopatów, a ścielący się trup to jedynie pretekst dla spotkań przeróżnych osobowości, które – dość zresztą nieporadnie – próbują wybrnąć z niełatwej sytuacji. Jeśli jednak książki tej nie da się zaliczyć jednoznacznie w poczet tzw. literatury lekkiej i przyjemnej, to za sprawą zakończenia, z którego wyłania się przygnębiający obraz współczesnej Rosji.

Książka:

Aleksandra Marinina, „Czarna lista”, przeł. Aleksandra Stronka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010

* Joanna Klimczyk, doktor filozofii.

„Kultura Liberalna” nr 78 (28/2010) z 6 lipca 2010 r.