Jarosław Kuisz

Dokonała się prawdziwa zmiana *

Gdyby wybory wygrał Jarosław Kaczyński, w zasadzie mielibyśmy powrót do sytuacji sprzed katastrofy smoleńskiej. Emocjonujące byłoby obserwowanie dynamiki sporów w obrębie samego Prawa i Sprawiedliwości – co prawda, przeprowadzka prezesa do Pałacu Namiestnikowskiego mogłaby wywołać w partii niemałe ruchy tektoniczne – lecz mapa polskiej polityki pozostałaby z grubsza taka sama. Tymczasem przegrana prezesa PiS oznacza, że uważniej będziemy obserwować to, co będzie się działo w obrębie Platformy Obywatelskiej.

To dziś doszło bowiem do wielkiej zmiany. PO ma pełnię władzy, tak jak ongiś SLD. Donald Tusk doskonale pamięta, co lewicy przyniosła źle pojęta solidarność partyjna. PO także ma za sobą solidną nauczkę aferalną. Pozostaje pytanie, po co została zdobyta tak wielka władza. Polskie elity nie mają bowiem kłopotu z krytykowaniem przeciwnika, z identyfikowaniem wroga, ze zrzucaniem odpowiedzialności na wadliwą konstytucję z 1997 roku itp. Polskie elity mają fundamentalny kłopot z przyjmowaniem odpowiedzialności za podejmowane decyzji o dużej skali, o rozmachu, który rzeczywiście zmieniałby Polskę, decyzji, które nie zostały wymuszone przystosowywaniem się do europejskiego otoczenia. Mówiąc najprościej, polskiej elity mają kłopot z rządzeniem. Wyborców na pewno nie zainteresują wspominki o tym, jak to dawno, dawno temu za rządów AWS-u zaproponowano cztery wielkie reformy i do jakiej katastrofy wyborczej się to przyczyniło. PO ma teraz – na dobre i na złe – pełnię władzy i jeszcze jedno za plecami: „oswojone” PiS. Po tych wyborach jasne stało się, że straszenie demonami IV RP wyczerpuje (jeśli już nie wyczerpało) swój potencjał.

Zatem pojawia się pytanie, czy czeka nas powyborcza nuda?

Oczywiście, PiS i PO będą wysyłać harcowników, na ekranach naszych telewizorów odbywać się będą kurtuazyjne potyczki polityczne, okraszone od czasu do czasu przykuwającymi uwagę gadżetami. My tymczasem będziemy obserwowali, jak – mimo proporcjonalnej, a nie większościowej ordynacji wyborczej – kształtuje się, o, dziwo, system dwupartyjny. PiS skonsumował LPR i „Samoobronę”, zapewne w spożywaniu nie powiedział ostatniego słowa, a wyrzucenie „postkomunizmu” na śmietnik historii polskiej polityki, to gest ważny. Następne w menu będzie SLD. Albowiem w czasie między I a II turą wyborów prezydenckich obie partie zabrały się za włączanie, co atrakcyjniejszych sondażowo, fragmentów lewicowego programu do katalogu własnych propozycji. Nie można bowiem wątpić, że PO – mając do dyspozycji wachlarz stanowisk i nasycone już PSL-em – także przyłączy się do posiłku.

Osobiście uważam więc, że najważniejszym wydarzeniem było – w wymiarze symbolicznym podobne do gestu Joanny Szczepkowskiej ogłoszenia końca „komunizmu” – oficjalne ogłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego końca epoki „postkomunizmu”. Informacja została podana przez lidera ostatniej partii, która naprawdę czerpała żywotne soki z postkomunistycznego podziału. Polska scena polityczna nasłuchuje zatem głosów wyborców i zasadniczo odrywa się od przeszłości.

Dowiedzieliśmy więc także czegoś o sobie.

Informacja:

* Tekst pierwotnie ukazał się na stronie Instytutu Obywatelskiego: [link].

** dr Jarosław Kuisz – redaktor naczelny tygodnika internetowego „Kultura Liberalna”.