Magdalena M. Baran

Tu ne quesieris…

W „Makach” (1902 – 1903) zagubieni. Rozespani pięknem, w pocałunkach niedawnych zatraceni. W sobie sennie zapamiętani. W rozziewaniu rozbudzeni, młodością ulotni niczym bez oddechu. W ciszy jak makiem zasiał zbudzeni wiatrem, co kwieciem nad głowami kolebie, historie w płatkach pamiętliwych zaklęte plecie. Z ust do ust podawane baśnie o smaku dojrzałych lipcem słonecznym, sierpniem upalnym malin. „Popatrz, tak kocham!” – letnia miłość wśród traw skryta krzyczy. Kolorem świat budowany, kolorem świetlistym zmysły nasycone, barwą uczucie znaczne, co minie… W jesiennej szarudze, w błysku zbyt jasnym… zmatowieje maków wyblakłych bielą.

W niej już szarością znaczne bolesne spojrzenie „Melancholika” (1894). Świat w smutek zadumany przekłuty. Dłonie blade, zimne, bezradnie splecione – bo nie chce, nie może, nie potrafi już śmiać się, tak żyć, jak w maków niewinności potoku. Czas mleczem pożółkły, ulotna chwila, co nie powraca w kształcie dziś już znanym. Nostalgii nuta, cień na zwiędłej twarzy, co niepewna, czy trwać w dziś zawieszonym, czy z obojętnością się przyglądać niepewnemu jutro. Jak pytać o kres zamierzeniom najdrobniejszym, chwilom triumfu, uniesień minutom, trwaniu w postaci znanej przeznaczony? Jak pytać, gdy „nie godzi się wiedzieć”? Dmuchawcem czas się rozwieje, płomiennymi myślami nocne znacząc godziny. Trwa więc z miną zbolałą, w pustkę zapatrzony, bo nie pytać – łatwiej… się zdaje. Jaką bowiem niepewność zrodzi jutro, jakie dnia dzisiejszego owoce w zawiązkach jutra pęcznieją. Tęsknota więc za tym, by… nie było. Wczoraj, dziś, jutro – bo ważna tylko chwila? Myśli nad głową gnają. Pogmatwane, obce. Aż myśleć już się nie chce… W przestrzeń więc patrzy… tę pustą, tę niemą, tę głuchą.

W szatańskim bohemy chichocie odpowiedź dźwięczna, co tańcuje na brzegu pustego już kieliszka. Absynt zielonością zdradliwą kusi. W kawiarni cisza. Wyludnienie. Stoliki gwarne wcześniej opustoszały, strasząc szczękami odwróconych krzeseł. Tylko ich dwoje w samotności niebezpiecznej. Jakby na czas, na świat głusi, nieruchomi, z kliszy wycięci niemego filmu. Diabelski toast z „Demonem” (1904). I chichot znów, śmiech perlisty, gdy głowa chyli się, na stolik mocą trunku zwiedziona boleśnie upada. Błysk w szatańskim uwodziciela szpetnego oku, co spokojem sennym, półgębkowym uśmieszkiem znaczne. Tajemnicę zamysłów swych zdradzić nieskory. Igraszką wszystko. I biegną „Strachy” (1905) ku nim tabunem, panny rozmyto senne, co niepokój sieją w koło. Niebo poddane szarościom, grozom, fioletom, co nieuchronną niosą zgubę, co niczym wron stado zamęt rozdają otwartymi dłońmi. I ziemia posłuszna im, kłosy pod nogi ścieli. I wiatr „Strachom” kobiecokształtnym posłuszny, co w pytaniach głuchym zawodzeniem powtarzanych rwać każe kwiaty dzisiejszych śmiechów.

Wystawa:

Wojciech Weiss, Muzeum Narodowe w Krakowie, ekspozycja stała.

* Magdalena M. Baran, koordynator Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje pracę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 81 (31/2010) z 27 lipca 2010 r.