Alice Richard

Zbyt wygórowane oczekiwania, zbyt wiele nieporozumień

Za każdym razem, gdy uczestniczę w spotkaniach europejskich parlamentarzystów – czy to w Londynie, czy w Paryżu, czy w Brukseli – słyszę podobne komentarze. „W ubiegłym roku byłem w Chinach. Jakie wielkie budynki, jaka różnorodność architektury! To jest cywilizacja!” – wykrzykują moi rozmówcy. Poza ten poziom, niestety, dyskusje nie wychodzą.

Chiny są dla Europejczyków tematem delikatnym i emocjonalnym. Dobrze było to widać podczas wydarzeń w Tybecie w 2008 roku, przy okazji olimpiady w Pekinie, czy w kontekście sporów o cenzurę w chińskim Internecie. Nie tylko na poziomie masowych mediów i opinii publicznej, ale także na najwyższych szczeblach politycznych, nad wiedzą wciąż królują błędy, nieporozumienia i – co może najpoważniejsze – zbyt wygórowane oczekiwania.

Przykład Internetu jest znakomitą ilustracją tej tezy. Zachodowi wydaje się, że jeśli pomoże Chinom w modernizacji i popularyzacji Internetu, mieszkańcy Państwa Środka dowiedzą się o łamaniu praw człowieka w ich kraju, a w konsekwencji zaczną wywierać presję na swoje władze. A przez to rząd w Pekinie stanie się podobniejszy do europejskich, czytaj – bardziej demokratyczny. Nie chcę powiedzieć, że jest to absolutnie niemożliwe. Kto wie, być może kiedyś rzeczywiście w Chinach zapanuje demokracja parlamentarna i wolność słowa. Jednak takie podejście do sprawy uniemożliwia nam trzeźwe spojrzenie na warunki chińskie, w kilku aspektach.

Po pierwsze, wbrew temu, co chcielibyśmy sądzić, większość Chińczyków, przynajmniej tych, którzy używają Internetu, bynajmniej nie jest niezadowolona z powodu tego, co dzieje się w ich kraju. Dlaczego? Otóż chińscy użytkownicy Internetu, których jest około 400 milionów (liczba ta stanowi wciąż stosunkowo niewielki procent populacji Państwa Środka) to w większości wykształcona klasa średnia. Czyli – beneficjenci panującego w Chinach ustroju. Raczej zależy im na zachowaniu obecnego porządku, niż zmianach, których konsekwencje trudno im sobie wyobrazić.

Można argumentować, że kody, których używają władze chińskie, by cenzurować Internet, są dość łatwe do złamania i że nawet nie zainteresowani zmianą ustroju Chińczycy w końcu odnajdą informacje, które wytrącą ich z poczucia zadowolenia. Do pewnego stopnia to prawda. Przypomnijmy historię z przeglądarką Google, która została wycofana z Chin. Każdy użytkownik Internetu, jeśli tylko zechce, dowie się łatwo, że zamiast www.google.cn może teraz używać www.google.tw, czyli tego samego serwisu przygotowanego na warunki tajwańskie, z nieco tylko uproszczonym alfabetem. Także informacje o tym, jak dostać się do teoretycznie zablokowanego w Chinach Facebooka, czy Tweetera, są przekazywane pocztą pantoflową, a osoby, które się tam dostaną, z łatwością mogą skopiować znalezione informacje na strony chińskie, utrudniając znacznie cenzurze działanie.

Prawda jest jednak taka, że – po drugie – większość Chińczyków używa Internetu przede wszystkim w celach rozrywkowych. Jeżeli używają do tego głównie portali rodzimych, to niekoniecznie dlatego, że boją się lub nie mogą dostać się do serwisów zachodnich. Bardzo często chińskie strony są dla nich po prostu lepiej dostępne. Tak czy inaczej, wielu Chińczyków nigdy nie spróbowało nawet szukać jakichkolwiek informacji związanych z prawami człowieka. Także dlatego, że aby je znaleźć, musieliby znać angielski lub jakiś inny zachodni język – to zaś wcale nie jest w oczywiste.

Wreszcie, cenzura jest w Chinach inteligentnie kamuflowana. Całkiem duża liczba młodych entuzjastów partii komunistycznej rozpowszechnia w Internecie rządowe interpretacje wydarzeń, przekonując, że to ich własne przemyślenia. Propaganda podkreśla też głęboką dychotomię pomiędzy Wschodem a Zachodem, rzekomo sprawiającą, że te same fakty muszą być widziane w inny sposób: „my, Chińczycy musimy opisywać rzeczywistość zgodnie z naszym charakterem narodowym”. To bardzo dobry sposób na ukrywanie cenzury w jej codziennym działaniu. Argumentuje się też, że cenzura jest niezbędna dla ochrony dzieci przed brutalnymi treściami, młodych przed pornografią, społeczeństwa przed zagrożeniami międzynarodowymi.

Z tych wszystkich przyczyn w Chinach występuje zjawisko niewykorzystania potencjału Internetu – i że póki co, nie widać symptomów wskazujących, że mogłoby się to zmienić.

* Alice Richard, koordynator Programu chińskiego w European Council on Foreign Relations.