Tomasz Sawczuk

Co powie Poncyljusz? I dlaczego Pałac to złe miejsce na pomnik

Jest już po kampanii. Nie trzeba się uśmiechać do wyborców i słuchać doradców. Można być sobą. Bronisław Komorowski, poprzez swoje nominacje do KRRiT już zakończył podkreślanie „konieczności współpracy, którą udowodnił powołując Radę Bezpieczeństwa Narodowego i zapraszając do niej Jarosława Kaczyńskiego”. A Jarosław Kaczyński? Zaczął głośno domagać się „prawdy o Smoleńsku”. Temperatura konfliktu rzadko była tak wysoka, jak obecnie. Co zatem powie teraz Paweł Poncyljusz, który tak wierzył w zmianę Kaczyńskiego, choć jeszcze niedawno chciał raczej zmieniać prezesa PiS ze względu na tę samą retorykę, którą możemy aktualnie obserwować w zdwojonej dawce?

Zarzuty padające ze strony obozu PiS są szokującego kalibru. Począwszy od – jak się okazało, łagodnych – słów Joanny Kluzik-Rostkowskiej w programie „Babilon” w TVN 24 („Gdyby były samoloty i zgoda co do wspólnej wizyty z premierem Tuskiem, to by nie było katastrofy. Nie mam pojęcia, czyj to był błąd, ale nieuprawnione są spekulacje, że winien jest pilot”), po wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla „Gazety Polskiej” i jego dalsze wypowiedzi („Dopiero wtedy, gdy w tym miejscu powstanie pomnik, będzie można go [krzyż – dop. T. S.] przenieść. Każdy, kto twierdzi coś innego, dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia”). Czy to naprawdę jedynie uczucia, znajdujące swoje ujście akurat w takiej formie, jak twierdzi Jadwiga Staniszkis? Nawet jeśli, to, jak powiedziała w tej samej audycji Kluzik-Rostkowska: „Uczestnicy życia publicznego mają jednak obowiązek powściągania swoich uczuć”. Licznym zarzutom należy chyba poświęcić odrębną analizę, stąd nie będę wszystkimi się tu zajmować. Odniosę się jedynie do sporu o krzyż, stojący przed Pałacem Prezydenckim.

Dziś wiadomo już, że krzyż zostanie przeniesiony do znajdującego się nieopodal Pałacu kościoła św. Anny. Sądzę, że jest to rozwiązanie optymalne. Krzyż stanie w łatwo dostępnym, i na pewno godnym, miejscu. Gdyby, w porozumieniu z Kościołem i harcerzami, zaproponowano je wcześniej, zamiast puszczania w eter nieprzygotowanych ogólników, możliwe, że niemal całego sporu dałoby się uniknąć. „Walka o krzyż” nie była przecież nawet walką o ten przedmiot właśnie. Przeciwko krzyżowi jako takiemu nikt nie protestował. Kontrowersje toczyły się jedynie wokół tego, w jakim miejscu ma stać i, ewentualnie, co ma się znaleźć przed Pałacem Prezydenckim zamiast niego.

Otóż uważam, że nie powinien to być ani krzyż, ani też nic innego. Dlaczego? Po pierwsze, krzyż był znakiem żałoby po katastrofie. Nie chcę powiedzieć, że skoro żałoba przeminęła, zatem i krzyż należy przestawić. Nie mnie oceniać długość żałoby. Nie ma jednak wątpliwości, że nowy prezydent został już wybrany. Wobec tego, nie ma powodu, aby demonstrować, że Pałac stoi pusty. Nawet, jeżeli będzie w nim zasiadać kto inny, niż niektórzy by chcieli.

Po drugie, urząd prezydenta to urząd świecki, co zostało uwzględnione przy projekcie przenoszenia krzyża na nowe miejsce. Krzyż natomiast jest symbolem religijnym. To prawda, że Lech Kaczyński był katolikiem, jednakże krzyż ten ma upamiętniać wszystkich, którzy zginęli, a nie wszyscy z nich byli tego samego wyznania. Dodajmy, że były prezydent był katolikiem prywatnie, zaś urząd prezydenta nie ma jednak wyznania.

Przejdźmy teraz do pomysłu, by przed Pałacem Namiestnikowskim postawić pomnik ofiar katastrofy. Po trzecie więc, Pałac Prezydencki nie jest miejscem symbolizującym katastrofę. Nie ma w Polsce rodziny królewskiej, której posiadłość stanowiłaby o symbolicznej ciągłości władzy monarszej. Są demokratycznie wybierani prezydenci, którzy nie muszą mieć ze sobą niczego wspólnego. Pałac Prezydencki, jakkolwiek wyraża pewien majestat władzy, jest jednak miejscem urzędowania osób wybranych na urząd. Ludzie przychodzili tam, ponieważ prezydent Lech Kaczyński był najwyższym rangą członkiem delegacji, najwyższym przedstawicielem państwa. Dlatego miejsce, w którym urzędował, wydawało się naturalne, i to zarówno dla jego zwolenników, jak i przeciwników, katolików i osób o innych wyznaniach lub przekonaniach. Kwiaty i znicze znajdowały się zresztą w wielu miejscach w stolicy: choćby przed Dowództwem Garnizonu Warszawa. Czy tam również należy postawić pomniki upamiętniające wszystkie ofiary katastrofy? A jeśli nie, to dlaczego?

Po czwarte, pomnik, tak jak dzieje się to z krzyżem, najprawdopodobniej służyłby jako oręż w politycznej walce. Doświadczenie uczy nas, że nie można od polityków oczekiwać powściągliwości. Źle by się stało, gdyby duch katastrofy wisiał od teraz już zawsze nad urzędem prezydenta, przypominając przy wejściu do Pałacu, co należy czynić, a czego nie. I gdyby skalę tych powinności określał każdoczesny przywódca moralnych spadkobierców Lecha Kaczyńskiego. Taki scenariusz byłby też kolejnym źródłem podziałów w społeczeństwie. Nie służyłoby to ani pamięci ofiar, ani powadze urzędu prezydenta. Nie warto zagarniać miejsc wspólnych Polakom, symbolizujących wybraną przez nich władzę, dla bieżących politycznych sporów, dla konkretnej wizji Polski, dla konkretnych idei – obojętnie jakich.

Po piąte, jest też argument estetyczny. Nie należy go zanadto eksponować, ponieważ to sprawa delikatna, ale w tym miejscu Krakowskiego Przedmieścia właściwie nie ma dobrego miejsca na pomnik. Także i na dziesiątki zniczy i wieńców, które spoczywałyby nieustannie u jego fundamentów, przypominając bardziej cmentarz.

Niektóre osoby zgłaszają, wreszcie, pomysł, by przed Pałacem Prezydenckim wmurować tablicę pamiątkową. Zastanawianie się: pomnik czy tablica – wydaje mi się żenujące, wstydliwe. Przecież nie chcę nikomu niczego odebrać, wyrwać serca ani wymazać pamięci. Lepiej byłoby, gdyby klasa polityczna, na spokojnie, z zachowaniem powagi i umiaru i ze świadomością własnych słabości, doszła do porozumienia w sprawie tablicy pamiątkowej w obrębie Pałacu i ewentualnie rozmawiała o pomnikach lub innych symbolach w bardziej trafnych miejscach. Niestety, to niemożliwe. Tablicę pamiątkową zatem, w przeciwieństwie do wszystkich innych, uważam za właściwe rozwiązanie – ale lepiej chyba, aby była to tablica upamiętniająca jedynie prezydenta wraz z małżonką. Szef delegacji nie jest symbolem wszystkich ofiar, a Pałac Prezydencki wiąże się bezpośrednio właśnie z nim. Zastanawia tylko miejsce, w którym tablica miałaby się znaleźć. Najlepsze byłoby chyba wewnątrz Pałacu, tylko cóż to za efekt polityczny…?

* Tomasz Sawczuk, współpracuje z „Kulturą Liberalną”.