Bartosz Biedrzycki

Nieświęci garnki lepią. O serii komiksów „Crying Freeman”

Yo Hinomura był garncarzem, spokojnym człowiekiem, lepiącym i wypalającym swoje wyroby w odludnej pracowni. Do momentu, aż w wyniku nieszczęśliwego splotu okoliczności został mordercą, pracującym dla chińskiej mafii 108 Dragons. Poddany hipnozie, uwarunkowany i świetnie wyszkolony zabija na polecenie swoich mocodawców każdego. Znany pod imieniem Crying Freeman zabójca nigdy nie zawodzi, nigdy nie chybia, nigdy się nie waha. Jednak po każdym zabójstwie bezgłośnie płacze, roniąc potoki łez.

Akcja serii zaczyna się w chwili, gdy młoda malarka, Emu Hino, jest świadkiem zabójstwa dokonanego przez Freemana. Kobieta szykuje się na śmierć. Hinomura jednak przychodzi, aby uczynić z niej swoją żonę. Wkrótce, z dziewczyną u boku, staje na czele 108 Dragons, przejmując kierownictwo gangu jako Long Tai-Yang.

Freeman jest niezwykle barwną postacią, skrzyżowaniem Jamesa Bonda z Bruce’em Lee. Najbardziej przypomina Salingerowskiego Człowieka Śmiechu, który z każdej sytuacji wychodzi obronną ręką, z każdej pułapki ucieknie, każdego wroga pokona, pozostając nieuchwytny. Podobnie jak tamten fikcyjny bohater, tak i garncarz z Japonii, zamieniony w mordercę, wydaje się być niezwyciężony.

„Crying Freeman” to szybka, barwna, pełna nagłych zwrotów akcji, krwi i seksu opowieść o gangsterach z organizacji całego świata. Kazuo Koike, autor scenariusza, w Polsce najlepiej znany jest chyba z serii „Samotny wilk i szczenię” – monumentalnej sagi samurajskiej. Świetnie czuje się w klimatach komiksu akcji, snuje intrygi bandyckie z lekkością i luzem, przerzucając akcję z miejsca na miejsce, przez Japonię, Chiny, Hong Kong i tworząc barwną galerię postaci. Znajdą się w niej Hino, która bez wahania za mężem poszłaby w ogień, czy też groteskowa olbrzymka Bai Ya Shan, gigantyczna morderczyni o uczuciowości dziecka, dziesiątki różnej rangi gangsterów z największych mafijnych organizacji świata – Camorry, triad, yakuzy…

Historię do życia powołał Ryoichi Ikegami, weteran mangi, wielokrotnie nagradzany branżowymi nagrodami profesor Universit of Arts w Osace. Posługuje się on charakterystycznym, dopracowanym, wysoce realistycznym stylem. Dokładnie dopracowane postacie, mimo ich mnogości, mają wszystkie własny, unikalny charakter. Lokalizacje – czy to urbanistyczny horror Walled City of Kowloon, czy sielskie lokalizacje w lasach Okinawy – przytłaczają przepychem detali i perfekcyjnym wykonaniem.

„Crying Freeman” z pewnością nie jest historią dla każdego. Opowieść jest brutalna i ciężka, ale niewątpliwie warto po nią sięgnąć, zamiast kolejnej odmóżdżającej siekanki z Hollywood. Bardziej przypomina takie produkcje jak „Brother” Takieshiego Kitano. Sama manga została zresztą trzykrotnie zaadaptowana na potrzeby ekranu – pierwsze dwa filmy zrobiono w Hong Kongu, trzeci powstał w koprodukcji francusko-kanadyjskiej i był wyświetlany również w Europie.

„Crying Freeman” zadowoli z pewnością miłośników sztuk walki, fascynatów broni, a także tych, którzy kochają piękne kobiety. To trochę taki bardziej krwawy, do cna zdeprawowany, gangsterski brat Largo Wincha.

A jeśli komuś przypadnie do gustu opowieść o mordercy mimo woli, może sięgnąć także po inną mangę Ikegamiego, dostępną na naszym rynku: „HEAT”.

Komiks:

Crying Freeman, tomy 1-10
Scenariusz: Kazuo Koike
Rysunki: Ryoichi Ikegami
Wydanie polskie: JPF 2006-2010

* Bartosz Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.