Marta Bucholc
Jajo Tesli. „The Moderns”, MUMOK, Wiedeń
Rewolucje naukowe to temat dziś już o wiele mniej fascynujący niż niecałe pięćdziesiąt lat temu, kiedy Thomas Kuhn wydał swoją „Strukturę rewolucji naukowych”. Temat został już oswojony na tyle, że zapewne u każdego adepta nauk społecznych na hasło „rewolucja naukowa”, odzew „paradygmat” następuje niemal automatycznie. Niekiedy wprawia to w zakłopotanie osoby usiłujące wyjaśnić współczesnej młodzieży, że istnieją także inne pomysły na opowiadanie dziejów odkrycia fascynujących zjawisk, takich jak grawitacja czy prążki interferencyjne. Wśród osób niekompetentnych w dziedzinie przyrodoznawstwa, do jakich należę, pomysł Kuhna przyjął się znakomicie, być może dlatego, że pomaga nam radzić sobie z kompleksami – my po prostu jakoś nie możemy dobrnąć do fazy „nauki normalnej”, co nie przeszkadza nam liczyć w cichości serca na kolejną rewolucję.
Widząc tytuł wystawy w wiedeńskim MUMOK-u, zareagowałam więc entuzjastycznie, w przekonaniu, że będzie to wystawa o artystycznej recepcji rewolucji naukowych w rozumieniu Kuhna. Myliłam się mocno (co dowodzi, że warto niekiedy czytywać opisy wystaw). „The Moderns” dotyczy bowiem reakcji artystycznej na odkrycia, nie zaś na rewolucje naukowe. Reakcja owa przybierała niekiedy formę inspiracji (np. teorią względności lub ideą przestrzeni nieeuklidesowej), niekiedy zaś polegała po prostu na wykorzystaniu odkryć nauki do wzbogacenia arsenału tematów i technik artystycznego wyrazu (można na przykład zrobić zdjęcie błyskawicy albo sfilmować ruchy Browna). Zatem w pewnym sensie pomysłodawcy wystawy potraktowali problem bardzo tradycyjnie, przez co efekt zyskał na mocno staromodnym wdzięku.
Mamy więc wstrząsające doprawdy artefakty w rodzaju rentgenowskich zdjęć osób płci obojga, które być może za czasów Hansa Castorpa robiły wrażenie na subtelniejszych jednostkach, dziś jednak – gdy poczyniliśmy taki postęp w introspekcji – wypadają raczej blado. Mamy także na przykład fotografie i rzeźby obiektów w ruchu. Prace tego rodzaju bardzo angażują uwagę (w mewy w locie Etienne’a-Julesa Mareya można by się wpatrywać godzinami), ale podobny efekt stuporu dawało w podstawówce rysowanie ludzika w rogu kartek w zeszycie. Ruch, światło, nieregularność i regularność kształtu, przezroczystość i nieprzenikalność fascynowały artystów od zawsze, sądzę jednak, że to, czy dajemy tej fascynacji wyraz fotografując elektrograficznie ludzką dłoń czy też malując modelkę w falującej na wietrze przezroczystej draperii, jest kwestią zupełnie umowną.
Sztuka inspirowana nauką wypada w „The Moderns” nieprzekonująco i nieciekawie (zwłaszcza jakoś wzruszająco przestarzale i mieszczańsko wyglądają obrazy olejne w solidnych ramach, których całkiem tam sporo i to twórców bardzo szacownych: Picasso, Kupka, Klee i tak dalej). W konfrontacji ze sztuką niezwykłe wrażenie robią natomiast nieliczne zebrane na wystawie aparaty używane w nauce okresu tytułowych rewolucji. Nie mając pojęcia, jak urządzenia te działały, a często również, do czego służyły (opisy zamieszczone przy eksponatach nie są niestety zbyt pomocne), tym bardziej zdumieni jesteśmy pięknem i prostotą czegoś, co ma ten dodatkowy walor, że działa w przewidywalny i – z praktycznego, nie filozoficznego punktu widzenia – niezawodny sposób. Kontrast „Jaja Kolumba” Tesli z którymkolwiek z dzieł sztuki prezentowanych na wystawie to być może jarmarczny popis nauki, dowodzącej sztuce, że potrafi być od niej nie tylko przydatniejsza, lecz także ciekawsza. Faktem jest jednak, że z takim właśnie wrażeniem wyszłam z MUMOK-a, przekonana, że współczesna opowieść o rewolucjach naukowych w języku sztuki zdecydowanie wymaga zmiany paradygmatu.
Wystawa:
„The Moderns. Revolutions in Art And Science 1890-1935”, Museum Moderner Kunst w Wiedniu, od 25 czerwca 2010 do 23 stycznia 2011.
* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 92 (42/2010) z 12 października 2010 r.