W poniedziałek, 11 października, na Uniwersytecie Warszawskim odbyła się konferencja pod tytułem „Solidarność i kryzys zaufania” zorganizowana przez Europejskie Centrum Solidarności oraz Katedrę Erazma z Rotterdamu. Na konferencję, nad którą „Kultura Liberalna” objęła patronat medialny, zostali zaproszeni wybitni europejscy myśliciele społeczni i polityczni: Gianni Vattimo, Pierre Manent, Ivan Krastev, Scott Lash, Shlomo Avineri, Peter Sloterdijk, John Gray i Jadwiga Staniszkis. Poniższa relacja prezentuje niektóre problemy omówione podczas wybranych wystąpień.
* * *
Gianni Vattimo: „Zagrożeniem dla ludzkości nie jest brak jedności, ale jej nadmiar”.
Otwierające konferencję wystąpienie Gianniego Vattimo poświęcone było krytyce zakorzenionej w kulturze zachodniej idei uniwersalizmu, zawsze powiązanej, zdaniem prelegenta, z władzą polityczną i walką o nią.
Vattimo przypomniał słowa Alfreda Tarskiego, który powiedział kiedyś, że „zdanie »Pada deszcz« jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, kiedy pada deszcz”. Włoski filozof zwrócił uwagę na fakt, iż owo drugie „pada deszcz” nie jest ujęte w cudzysłów. Taka forma zapisu nie jest jednak czymś oczywistym. Musimy zadać pytanie, kto rości sobie prawo do tego, by ten cudzysłów usunąć i tym samym uznać fakt, że deszcz pada, za bezapelacyjnie prawdziwy.
W dzisiejszym świecie poszczególne uniwersalizmy ufundowane na jednej i niepodzielnej prawdzie nieustannie zderzają się z innymi uniwersalistycznymi teoriami, co jeszcze kilka, kilkanaście dekad temu było nie do pomyślenia. Mimo to uniwersalistyczne aspiracje Zachodu są wciąż podtrzymywane, m.in. przez Kościół katolicki. W swojej pierwszej encyklice, „Deus Caritas Est”, Benedykt XVI stwierdza, że caritas jest pozbawiona sensu, jeśli nie towarzyszy jej veritas. Tymczasem, zdaniem Vattimo, we współczesnym świecie nad veritas musimy przedłożyć „solidarność”, zaś postawa Kościoła przypomina jego politykę z czasów panowania inkwizycji i indeksu ksiąg zakazanych. W wyniku napięć tamtego okresu Kościół ostatecznie przyznał, że Pismo Święte nie jest podręcznikiem astronomii. Dlaczego tak trudno dostrzec mu, że nie jest również podręcznikiem antropologii?
Czy musimy zgodzić się na pewne prawdy, by móc dojść do porozumienia, czy też osiągamy prawdę właśnie wtedy, kiedy dochodzimy do porozumienia? Filozoficzna i religijna tradycja Zachodu mówi nam jako jego mieszkańcom, że to właśnie my jesteśmy w posiadaniu uniwersalnej wiedzy, którą powinniśmy rozpowszechnić na całym świecie. Ten pogląd, nadal wspierany przez Kościół katolicki, jest niemożliwy do utrzymania w świecie, w którym inne kultury stają się coraz bardziej widoczne. Nikt nie dał nam prawa, by usunąć cudzysłów ze zdania „Pada deszcz”.
* * *
Pierre Manent: „Unia Europejska nie może funkcjonować bez państw narodowych”
Zdaniem Pierre’a Manenta, zasadniczy problem z solidarnością w ramach Europy nieco paradoksalnie wynika z procesu odchodzenia od idei partykularnych państw narodowych. Projekt Unii Europejskiej był od samych swych początków projektem uniwersalnym, mającym zastąpić dawny, „nowoczesny” porządek polityczny, nieprzystający do ponowoczesnej rzeczywistości. Według owej uniwersalistycznej perspektywy wszelkie partykularyzmy stanowią potencjalne zagrożenie. W konsekwencji każda partykularna organizacja zostaje uznana za podejrzaną. Trudno zaś o lepszy przykład takiej organizacji niż państwo narodowe.
Owe naczelne normy uniwersalizmu rządzące Unią Europejską przekładają się na zasadę swobody transferu wszystkich i wszystkiego w ramach Wspólnoty. To reguła przynosząca wiele korzyści, ale, zdaniem Manenta, trzeba sprzeciwić się jej absolutyzacji. Nie wystarczy uwolnić przepływ ludzi i rzeczy, by na kontynencie europejskim zapanowała wolność i prawdziwa demokracja. Obie one nie mogą bowiem być oderwane od suwerennych ciał politycznych, a taką rolę może pełnić jedynie państwo narodowe.
Rezygnacja z państw narodowych, których działania opierają się na reprezentatywnych ciałach odpowiedzialnych przed wybierającym je, konkretnym ludem, prowadzi do słabości politycznej. W Unii Europejskiej takich podmiotów politycznych i takiego ludu brak. Dotychczasowy rozwój Wspólnoty zmierza więc do dehumanizacji działań politycznych i zastąpienia ich niewidocznymi procesami technicznymi. Rząd reprezentatywny posiada legitymizację i zaufanie ludu, a z drugiej strony jest przed tym ludem odpowiedzialny. Europejska historia pokazuje, że owo zaufanie i odpowiedzialność mogą współistnieć jedynie w ramach zapewniających poczucie wspólnoty, a ramy te nie wychodzą, zdaniem Manenta, poza granice państwa narodowego. Podtrzymywanie i rozwój cywilizacji europejskiej są skazane na porażkę, jeśli pozbawi się je owej podstawy politycznej.
Dlaczego tak trudno zauważyć te problemy? Ze względu na przekonanie Europejczyków o moralnej wyższości ich modelu integracji. Jedynie rezygnując z tego przekonania, możemy ponownie zaangażować się w zbiorowe działania prowadzące do wymiernych rezultatów. Unia Europejska nie posiada bytu politycznego i tego bytu w najbliższym czasie nie wytworzy, dlatego kołem zamachowym wspólnych aktywności muszą być nadal poszczególne państwa.
Solidarność pomiędzy Europejczykami nigdy nie powinna być zakładana z góry. To produkt zbieżnych działań prowadzonych solidarnie przez kraje europejskie.
* * *
Ivan Krastev: „W dyskursie postutopijnej, pokryzysowej lewicy zabrakło już miejsca na moralność”.
Jeden z klasycznych eksperymentów psychologicznych polega na prezentowaniu badanym wizerunków jakiegoś przedmiotu lub zwierzęcia. Po każdym kolejnym obrazku badanego prosi się o krótką odpowiedź na pytanie, co ów obrazek przedstawia. Okazuje się, że jeśli ludziom pokażemy dużą liczbę podobnych rysunków, przedstawiających na przykład koty, a następnie od czasu do czasu pomiędzy nie wstawimy wizerunki psów, badani nie zauważą różnicy i nadal będą twierdzić, że widzą wyłącznie koty. Aby dostrzegli zmianę, potrzebny jest wyraźny dystraktor, który wybije ich z dotychczasowego sposobu myślenia. Czy współczesny kryzys ekonomiczny może być takim dystraktorem, który pozwoli nam inaczej spojrzeć na kapitalizm?
Wielu obserwatorów życia politycznego i gospodarczego miało taką nadzieję, ale jak dotychczas kryzys jest interesujący przede wszystkim nie ze względu na to, co stało się w jego wyniku, ale właśnie na to, co się nie wydarzyło. Po pierwsze, oczekiwano, że krach ekonomiczny pociągnie za sobą poważne reformy gospodarcze, tak jak to miało miejsce za czasów wielkiej depresji pod koniec lat 20. XX wieku. Kiedy Greccy demonstranci wychodzili na ulicę, czekały tam na nich tysiące dziennikarzy gotowych opisać nową polityczną rewolucję. Tymczasem do niczego takiego nie doszło, nie pojawiła się żadna propozycja polityczna.
Po drugie, nie zmieniło się postrzeganie gospodarczej roli państwa. Mimo że to poszczególne rządy odegrały niezwykle ważną rolę w ratowaniu całego systemu, nie przełożyło się to nigdzie na większą wiarę w państwowy interwencjonizm. Wizja działania rynków pozostaje ta sama.
Wreszcie po trzecie, wydawało się, że kryzys dostarczy wreszcie odpowiedzi na pytanie, który z systemów gospodarczych – angloamerykański czy też oparty na idei welfare state model europejski – okaże się lepszy. Na razie zwycięża model amerykański, ale – co chyba jeszcze bardziej ciekawe – jego obrona opiera się na podstawie moralnej, odwołującej się do wartości, podczas gdy obrońcy welfare state posługują się wyłącznie najbardziej technicznym językiem. Dobrym przykładem była dyskusja wokół problemu pomocy finansowej dla Grecji. Zamiast o europejskiej solidarności w obliczu zagrożenia, mówiono jedynie o kosztach, jakie może przynieść pozostawienie Grecji samej sobie. Poczucie solidarności zastąpił technokratyzm.
Postutopijna lewica straciła język moralny. Dlaczego? Ponieważ argumenty opierające się na postulatach moralnych mają charakter uniwersalny, a przy tak zróżnicowanych społeczeństwach i poważnym kryzysie ekonomicznym utrzymanie owego uniwersalizmu jest niemożliwe. Innymi słowy, każdy próbuje ratować przede wszystkim siebie. Zresztą owo poczucie solidarności nie niknie jedynie na poziomie międzynarodowym, a dotyczy także poszczególnych państw. Krastev zgodził się z diagnozą profesor Staniszkis, zdaniem której „społeczeństwa nie można być już dłużej pewnym” (society cannot be taken for granted anymore). Ideologia nowej ekonomicznej elity, która przez lata boomu gospodarczego stała się dla wielu młodych ludzi wykładnią, opiera się na braku więzi i poczucia obowiązków wobec społeczeństwa. Biznesmeni, którzy przez ostatnie lata zarabiali codziennie miliony na Wall Street, nie korzystają przecież z publicznej komunikacji, edukacji czy nawet służby zdrowia.
* * *
Scott Lash: „Centrum świata leży dziś w Szanghaju, a nie w Europie Środkowej”.
W dobie kryzysu Europa nie może pozostawać zapatrzona sama w siebie. Rozwiązań problemów gnębiących Stary Kontynent należy szukać poza jego granicami. A czy najlepszym do tego miejscem nie będzie kraj, który od kilkudziesięciu lat notuje nieprzerwany wzrost gospodarczy oscylujący w okolicach 10 procent – rzecz niespotykana w historii Europy?
Przyczyn sukcesu Państwa Środka Lash dopatruje się w kulturowych podstawach chińskiego kapitalizmu. Chińska gospodarka bazuje przede wszystkim na gęstych relacjach społecznych a nie hierarchizacji. Brak jest w niej również fundamentalnego dla państw zachodnich indywidualizmu. Chińczykom obce są także napięcia między uniwersalizmem i partykularyzmem, nieustannie doświadczane przez Europejczyków. Mamy tam raczej do czynienia z harmonią różnych czynników będących w nieustannym napięciu, które jest równocześnie źródłem energii. Poza tym to nie prawda odgrywa w chińskim światopoglądzie pierwszorzędną rolę. Ważne są przede wszystkim cnoty (virtues). Prawda jest wartością drugorzędną.
U podstaw chińskiego sukcesu gospodarczego, nieporównywalnego z osiągnięciami zachodnich państw, leży inna etyka – etyka pierwotnej solidarności. Jeśli chcemy, by nasze zachodnie instytucje opierały się w większym stopniu na solidarności niż indywidualizmie, powinniśmy się na tym chińskim postrzeganiu świata wzorować. Właściwie to nie tylko powinniśmy, ale musimy, bowiem to Szanghaj, a nie Centralna Europa jest obecnie centrum świata.
* * *
John Gray: „Kiedy w latach 60. zaczynałem studia, wszyscy uważali, że sekularyzacja to trend nieodwracalny. Obecnie wiemy już, że »wszyscy« ponownie się pomylili”.
Zachodowi od dawna towarzyszy pragnienie osiągnięcia idealnej jedności. Początkowo głównym nośnikiem tej idei była uniwersalna religia chrześcijańska, ale wraz z postępującą laicyzacją pęd do uniwersalizacji wcale nie stracił na sile. Pogląd mówiący, że szeroko rozumiana jedność, w tym jedność polityczna, będzie nieuchronnym produktem rozwoju, został przejęty przez nowoczesne teorie polityczne. Pomysły Marksa, Spencera, Comte’a czy Milla bardzo różniły się od siebie, ale łączyła je wiara, że taki uniwersalny system się pojawi. Mimo upadku religii jedność stała się kategorycznym imperatywnym nowoczesności.
Wiara ta została ubrana w szaty nauki społecznej, mimo że de facto nie była to nauka, ale laicka wersja chrześcijańskiej teologii. Poszczególne teorie postępu przejęły na swój użytek dawne formy uniwersalistycznej religii, która miała doprowadzić do różnorodnie rozumianego „końca historii”, i wypełniły je po prostu nową treścią. Teraz, kiedy wszelkie słabości owych zsekularyzowanych religii ukazują się w pełnym świetle, tradycyjne treści religijne powracają na swoje dawne miejsce. Paradoksalnie więc to antyreligijne projekty modernistyczne, zachowując religijne formy, pozwoliły na współczesne odrodzenie życia religijnego.
Jeszcze w latach 60. i 70. wierzono, że sekularyzacja będzie procesem nieodwracalnym. Dziś wiara jest wszechobecna, zaś przynależność religijna stała się na nowo ważnym elementem tożsamości osobowej. Jej drugą podstawą pozostanie, zdaniem Graya, przynależność narodowa.
Z tych powodów współczesne problemy Grecji i innych państw Europy, a także całej Unii Europejskiej nie mogą być rozwiązane w ramach istniejących instytucji. Europejski demos nie istnieje i w najbliższym czasie z pewnością nie powstanie. Nie będzie zatem również europejskiej polityki. Unia Europejska nigdy przekształci się Stany Zjednoczone Europy. Instytucje, które wynaleźliśmy po wojnie i które funkcjonowały dobrze przez dwie, trzy dekady, obecnie okazują się utopijne i grożą upadkiem. Angielski filozof nie wierzy w teorie euroentuzjastów, m.in. Joshki Fishera, utrzymujących, że kryzys ekonomiczny musiał w końcu wybuchnąć i że ostatecznie zmusi on kraje europejskie do pogłębienia integracji. Zdaniem Graya do niczego takiego nie dojdzie – źródłem suwerenności, solidarności oraz sprawczej podmiotowości pozostanie państwo narodowe.
* Teksty opracował: Łukasz Pawłowski.