Łukasz Jasina
Książka po filmie… „Miliarderzy z przypadku” Bena Mezricha
Mam zwyczaj, podobno bardzo brzydki, czytania książkowego pierwowzoru już po obejrzeniu filmu. Przyznaję się, że robię tak stale – chyba tylko „Trylogia” uniknęła tego losu. Nie inaczej było tym razem i była to decyzja słuszna.
W atmosferze skandalu jak meteor przeleciał przez nasze ekrany film „The Social Network” Davida Finchera. Film jakości średniej, choć w zasadzie nienajgorszy. Obejrzeć i na jego temat podyskutować było w dobrym tonie. Zresztą większość recenzentów opisywała nie tyle film, ile własne fejsbukowe reminiscencje. W każdym razie dziełko Finchera okazało się żelazną pozycją amerykańskiego kina rozrywkowego, z kilkoma zaletami oraz kilkoma żałosnymi wpadkami. Podobny jest literacki oryginał – „Miliarderzy z przypadku” Bena Mezricha – solidny, ale bez polotu.
Każdy, kto czytał amerykańskie dzieła biograficzne, wie, że miewają one zwykle kilka wad. Narracja jest prowadzona w sposób ekspansywny, a do tego regularnie uzupełniana wtrętami psychologiczno-analitycznymi. Autor ma skłonność do wczuwania się w osobowość swojego bohatera, co jest zauważalne zwłaszcza w tłumaczeniu na język polski. Z drugiej strony, książki tego typu czyta się łatwiej. Bohater jest pełną ludzkich cech barwną osobowością, a nie spiżowym pomnikiem rodem z produkowanych na polskich uniwersytetach monografii politycznych i nie-politycznych.
W każdym razie przez trzysta stron „Miliarderów z przypadku” przelatuje się w kilka godzin. Rzeczone dzieło konstruowane jest bardzo „po filmowemu”. Nic dziwnego, że scenarzyści filmu Finchera przenieśli je na ekran niemal bez zmian. Historyjka bohaterów ciągnie się od jesieni 2003 roku niemal po dzień dzisiejszy, a najciekawszym odkryciem Mezricha jest to, że Facebook nigdy by nie powstał, gdyby pewna pani nie odrzuciła względów Marka Zuckerberga. Podobno Zuckerberg et consortes „chcieli tylko poznać jakieś dziewczyny”. Jeśli tak było, należy się jedynie cieszyć.
Podejrzewam, że lektura „Miliarderów z przypadku” niewiele wniesie do mojego (a pewnie i innych) oglądu świata. Zorientujemy się, że Mark Zuckerberg to bardzo niemiły człowiek, a z Facebooka korzystać będziemy nadal. Dylematy bohaterów także nas nie wzruszą. No, może z wyjątkiem tych dotyczących zer mnożących się na czekach bankowych.
Dziełko można jednak polecić osobom konsumującym legendy o amerykańskich uniwersytetach z „Ivy League”. Książka ta lepiej niż jej filmowa adaptacja pokazuje, jak zachowują się tamtejsi studenci, jak wygląda ich życie przed i po wykładzie, a także zarysuje ich portret psychologiczny. Ujrzymy elitę świata z jej nie do końca „elitarnej” strony.
Książka:
Ben Mezrich, „Miliarderzy z przypadku. Początki Facebooka. Opowieść o seksie, pieniądzach, geniuszu i zdradzie”, przeł. Jacek Konieczny, W.A.B., Warszawa 2010.
* Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 99 (49/2010) z 30 listopada 2010 r.