Helena Anna Jędrzejczak
Kawiarniane cytaty, kawiarniane opowieści
Spacerując tydzień temu między kawiarnianymi stolikami, wymieniłam wiele nazw – przeszłam się przecież od Udziałowej przez Ziemiańską do SiM-u i IPS-u, zapewne zahaczając o Kresy. Po wojnie wpadłam jeszcze do PIW-u i Czytelnika, by dzień (albo i noc) zakończyć w SPATiF-ie. Miejsc wartych odwiedzenia było jeszcze parę – i teraz opowiem więcej o nich samych, bo warto przecież wiedzieć, gdzie stały słynne stoliki. Dziś o międzywojniu, za tydzień – o Peerelu.
Zastanawiałam się przez chwilę, jak przedstawić warte odwiedzenia przed- i powojenne kawiarnie. Oczywiście było ich więcej i zapewne można by zdecydować się na zupełnie inne miejsca. Ale te wybrane przeze mnie przewijają się przez strony kolejnych pamiętników, wspomnień, wywiadów służących mi za przewodnik (między)kawiarnianego spaceru. Myślę, że nie ma sensu pisać trzech zdań o historii powstania każdej z nich – tym zajmuje się Wikipedia. Lepsze są cytaty z krótkim komentarzem – mówią więcej i pochodzą zazwyczaj od tych, którzy sami bywali, a nie tylko o bywaniu czytali.
A więc po pierwsze – Udziałowa. Róg Nowego Światu i Alej Jerozolimskich. Od końca XIX wieku do odzyskania niepodległości. Można powiedzieć, że tu wszystko się zaczęło. A nawet zaryzykować stwierdzenie, że bez Udziałowej nie byłoby Ziemiańskiej i Kresów, Pikadora i IPS-u. Jerzy Zaruba wspomina ją tak:
W jednej z tych pluszowych lóż poznałem właśnie znakomitego Fiszera i Kamila Witkowskiego, Dunikowskiego i Stasinka Sierosławskiego, Feliksa Jabłczyńskiego, Edwarda Słońskiego i Bolesława Leśmiana, Karola Szustra, Jana Lemańskiego, Zygmunta Kisielewskiego i Kazimierza Wroczyńskiego, słowem – całą galerię sławnych dla ówczesnej Warszawy typów bohemy, typów, o których zresztą dalej będzie mowa. Ta imponująca mi wiekiem, wyglądem i błyskotliwością wysławiania się plejada intelektualistów pozwalała mi siedzieć koło siebie, wchłaniać nie kończące się dyskusje i kawały, dojrzewać w klimacie całkowicie dla mnie nowym, uroczym i urzekającym. Tu dokonywały się moje pierwsze wtajemniczenia. 1
Jak wszystko – a przedwojenne kawiarnie zwłaszcza – Udziałowa w pewnym momencie przeminęła. Jej czas się skończył, warszawski parnas literacki przeniósł się gdzie indziej:
Wszystko mija, minęła też moda na Udziałową. Z wybuchem I wojny światowej wydzierżawił ją od Życkiego cukiernik Stanisław Majewski. Zmieniła się wtedy publiczność – miejsce cyganerii, która wyprowadziła się do Kresowej, zajęli handlarze i spekulanci oraz wszyscy, którzy się wokół nich kręcą. Przyzwoici ludzie przestali tam bywać, aż lokal musiano zamknąć. 2
Lokal musiano zamknąć, a przyzwoici ludzie – znaleźć musieli sobie inne miejsce. Przeważnie – Kresy na Nowym Świecie. Kawiarnię, w której do stołu podawały panie z towarzystwa, kresowe szlachcianki. I w której:
(…) jak nigdzie i nigdy, spotykały się oko w oko, stolik przy stoliku kolejne pokolenia – wstecz, aż do czasów Młodej Polski, naprzód – aż ku dniom dzisiejszym. Obok Przerwy-Tetmajera, Antoniego Lange, Edwarda Słońskiego siadywali Tuwim, Słonimski, Broniewski. Obok Tetmajera i Tuwima – adepci z Koła Polonistów, kiełkująca ruń pisarska. Polityka: obok sędziwego Mieczysława Limanowskiego – Niedziałkowski, Stanisław Dubois. Muzyka: obok dwóch Ludomirów, Rogowskiego i Różyckiego, Stanisława Kazuro i Karola Szustra – studenci pobliskiego Konserwatorium, dziś chluby i sławy muzyki polskiej: Zbigniew Drzewiecki, Bacewiczówna, Umińska, Paweł Kochański. Scena: obok Zelwerowicza, Jaracza, Wojciecha Brydzińskiego – młodziutkie Jadzia Andrzejewska, Barszczewska i cała plejada dzisiejszych gwiazd sceny i ekranu, młodzież wtedy. Uczniowie Axentowicza, Sichulskiego, ba! – Matejki nawet – siadywali razem z dzisiejszymi profesorami Akademii Sztuk Pięknych. 3
Jednak choć towarzystwo tak znakomite i różnorodne, czas położył kres także Kresom. Saliński twierdzi, że był to niemal koniec świata: „Kresy były ostatnią kartką historii polskiej cyganerii literacko-malarskiej. Mała Ziemiańska po nich i IPS to już nie cyganeria, lecz tylko jej tępe echo” 4.
No cóż. Dla Salińskiego Mała Ziemiańska to jedynie środek zastępczy, tępe echo, miejsce niemal niegodne bywania, bo niebędące Kresami. Ale to tam funkcjonowała skamandrycka „Górka”, to tam abonament „nie tylko na kawę i ciasteczka” dało się opłacić obrazami, to to miejsce upodobała sobie bohema lat 20. i 30.:
Poeci przewędrowali teraz do Ziemiańskiej (…) Wraz z nimi wędrował przez nich tworzony, a przez innych podchwytywany szczególny styl bycia, humor i dowcip, dzięki którym każde z miejsc ich kawiarnianego postoju stawało się ośrodkiem wielkiego zainteresowania.5
I oni sami chyba nie mieli poczucia, że przesiadują w jakimś podrzędnym lokalu, stanowiącym jedynie marne echo wcześniejszego ideału, skoro:
Tutaj niemal każdego wieczoru można było spotkać Juliana Tuwima, Jana Lechonia, Jarosława Iwaszkiewicza, Antoniego Słonimskiego czy Kazimierza Wierzyńskiego. (…) a także osławionego hulakę – pułkownika Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego. Ten ostatni miał ambicje literackie i chętnie przysiadał się do stolika skamandrytów. 6
Ci ostatni (w osobie Słonimskiego) komentowali to dwuwierszem: „Dzwoniąc szablą od progu idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek”, punktując upodobanie generała do pięknych kobiet i dbałości o własny wygląd.
Ale choć Ziemiańska była tak przyjazna, choć Skamandryci czuli się tam jak u siebie, choć nad stołem malarzy wisiała wymalowana przez Tadeusza Gronowskiego tabliczka „stolik zarezerwowany” – po jakimś czasie i ją opuszczono. Opuszczono – by udać się do kolejnego lokalu, a nawet dwóch lokali, ulokowanych w sąsiednich kamienicach przy Królewskiej 11: kawiarni Instytutu Propagandy Sztuki oraz tej, nazwanej przez swoją właścicielkę, Zofię Arciszewską, Sztuka i Moda. W skrócie – SiM i IPS. Kawiarenki raczej niż kawiarnie, bez wielkiego zaplecza i kuchni, ale za to z pomysłem na działanie i pożądanych klientów: [kawiarnia] „nie miała (…) nawet chyba czasu zabłysnąć jakimiś firmowymi specjałami (zdaje się, że dostarczała je Ziemiańska), kiedy przechwyciła Ziemiańskiej jej największy specjał – klientelę artystyczno-literacką wraz z gronem satelitów” 7. SiM był prywatną inicjatywą pani porucznikowej Zofii Arciszewskiej, kawiarnia IPS miała służyć podreperowaniu finansów Instytutu, co udawało jej się czynić – wszak to do niej ściągnęli wszyscy wielbiciele znanych już bywalców. A o ile bywalcom zdarzało się „brać na kreskę”, to ci, którzy przyszli ponapawać się ich towarzystwem płacić już musieli.
I z tego upodobania do napawania się towarzystwem poetów, z ich woli żartowania i ośmieszenia panujących stosunków, w ramach radosnej grupowej twórczości, z nieznajomości zasad rynku albo dla żartu po prostu – powstała kawiarnia-legenda, kawiarnia-archetyp, kawiarnia-symbol wszystkich kawiarni. Pikador. Nowy Świat 57. Ledwie kilka miesięcy działalności. Pięć marek za wejście. Pięćdziesiąt tysięcy za bruderszaft. Zbliżenie poezji do ludu: bezcenne. Bo celem nie było przecież ani założenie miejsca, w którym poeci byliby „u siebie”, ani tym bardziej zarobek. Słonimski uważał kilkumiesięczny żywot kawiarni za pełen sukces – „wnieśliśmy rzeczy najzupełniej pozytywne. Pchnęliśmy naprzód poezję. Wprowadziliśmy konkretność obrazowania, prawdę i siłę, wobec których nie mogły się ostać pozycje młodych pisarzy ówczesnych. Skala wymagań podniosła się znakomicie, co więcej – potrafiliśmy w tej ulicznej kawiarni rozdmuchać zapał do poezji” 8.
Pod Pikadorem nie tylko „rozdmuchało zapał do poezji”. Ono samo było i miejscem jej tworzenia, i prezentowania, i tematem. Przecież Słonimski pisał:
Na Krakowskim, w kawiarni, w zadymionej sali
Na estradzie niewielkiej, codziennie wieczorem
jacyś młodzi poeci wiersze swe czytali
I uciszał się nagle tłum „Pod Pikadorem”,
I szumiały muz skrzydła w małej kawiarence,
Gdy Lechoń kartkę z wierszem w drżącej trzymał ręce.
Julku miły i Leszku drogi, Jarosławie,
Kaziu – wszystkich najczulej przyzywam z imienia.
Pamiętam dzień premiery. Widzę przed oczyma
Całą zgodną Warszawę w jednej małej salce. 9
Tu rzecz jasna nie kończyła się wędrówka między kawiarniami. Można było spacerować dalej, można było wrócić do któregoś wcześniej wspomnianego lokalu, wreszcie można było – już po wojnie – znaleźć jakieś nowe miejsce, choć trochę przypominające to, w którym można było zobaczyć „całą zgodną Warszawę w jednej małej salce”. Choć otoczenie nie to i Warszawa nie ta sama, choć o zgodę po wojnie trudno i nie wszystkich można spotkać – to po powojennych kawiarniach też warto przejść się na spacer. Za tydzień.
* Helena Anna Jędrzejczak, historyk idei, socjolożka, doktorantka w ISNS UW. Pracuje w Centrum Nauki Kopernik, współpracuje z Instytutem Obywatelskim. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat relacji między teologią a kwestiami społeczno-politycznymi w pismach Dietricha Bonhoeffera.
„Kultura Liberalna” nr 99 (49/2010) z 30 listopada 2010 r.
1Jerzy Zaruba, „Z pamiętników bywalca”, ISKRY, Warszawa 1960
2 Wojciech Herbaczyński, „W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich”, PIW, Warszawa 1988
3 Stanisław Maria Saliński, „Long-play warszawski”, PAX, Warszawa 1966
4 Stanisław Maria Saliński, op. cit.
5 Wojciech Herbaczyński, op.cit.
6 Jerzy S. Majewski, „Warszawa nieodbudowana. Lata trzydzieste”, wyd. Veda, Warszawa 2005
7 Wojciech Herbaczyński, op. cit.
8 Antoni Słonimski, „Alfabet wspomnień”, PIW, Warszawa 1975
9 Antoni Słonimski, „Popiół i wiatr” [w:] „Poezje wybrane”, PIW, Warszawa 1970