Katarzyna Kazimierowska
Bird żyje i inne opowieści
To książka, którą czyta się w przerwie na kawę czy papierosa, tak jak słucha się kolejnej dobrej anegdoty. Autor nie mówi nam nic nowego, za to genialnie podsumowuje smutną przypadłość inteligenta I dekady XXI wieku.
Nie ukrywam, jestem trochę uprzedzona do skandalicznie młodych pisarzy. Uważam, że jedyne, co mają do zaprezentowania ciekawego, to oryginalnie ujęcie oczywistych prawd, do jakich dochodzą ludzie w ich pięknym, bezczelnie niewinnym młodym wieku. To ta niezwykła, niepokorna umiejętność zabawy językiem, kreacji zachwycających zwrotów, niepoprawnych myśli , wychylających niczym drugie dno z dowcipnej ornamentyki języka. To forma, która na głowę bije treść. I nie ma w tym nic złego, bo już dawno uznano, że nie da się specjalnie więcej powiedzieć niż to, co już wszyscy wiemy o życiu, naturze człowieka i targających jego niemoralność wątpliwościami. Pozostaje nam jedynie opowiadanie kolejnych historii, które, choć ciekawe i niezwykłe, okazują się spuścizną pamięci zbiorowej.
Na szczęście, jak myślę, Piotr Jagielski (rocznik 1986) ma tego świadomość. Dlatego w swojej książce pokazuje coś, o czym wszyscy wiemy, ale dawno nie powiedziano nam tego wprost: tak bardzo wrośliśmy w teksty kulturowe naszego i poprzednich pokoleń, że nie umiemy nawet mówić własnym językiem. Nie tworzymy go. Każda nasza kolejna wypowiedź to zbiór inteligentnie wplecionych cytatów z dzieł, których nawet już nie pamiętamy. Mówimy bez przypisów, plagiatując cudze dzieła i brylując oczytaniem w towarzystwie. Choć to jeszcze możemy sobie wybaczyć, to plagiatowanie w mowie jest tajemnicą poliszynela, a więcej nawet – pewnym kodem, bez którego nie zaistniejemy w pewnych kręgach. Stało się jednak większe nieszczęście. Nie tylko nie jesteśmy w stanie formułować zdań i myśli po swojemu – my już nie potrafimy wyrażać emocji. Przypadłość bohatera – „ja” prozaicznego w książce „Bird żyje” – to nasza przypadłość. Zamiast mówić wprost o bólu, radości czy szczęściu, przywołujemy gotowe historie, które mają za nas te uczucia wyrazić. Żyjemy w epoce, w której ceni się celną ripostę i dobrą anegdotę, a porywające historie są na wagę złota. Dziwię się, że jeszcze ich nie sprzedają w księgarniach, ale na pewno można nabyć je za symboliczną cenę w antykwariatach, jako dodatek do książek, na metry czy kilogramy.
Im lepsza historia, tym oryginalniej wyrażony wewnętrzny ból istnienia czy ulotna chwila szczęścia. W takiego sprzedawcę marzeń, uczuć poprzez historie, bawi się nasz bohater. Od Agambena po Boba Dylana, od Balthusa po tytułowego Charlesa Parkera, zwanego Bird’em, od Doroty po Katarzynę – jej rewers, poznajemy życie wewnętrzne Piotra Jagielskiego, antykwariusza, któremu obrazy Warszawy nakładają się na paryskie place i nowojorskie ulice. Historia ma to do siebie, że pozwala swobodnie bawić się czasem, zaginać przestrzeń. I jest taka bezpieczna, zawsze zawiera błogosławiony margines niedopowiedzeń, pozwala na niedosłowność.
W czym więc problem? Ano w tym, że bardzo to nam pasuje. Już tak bardzo wsiąkliśmy w cudowny świat opowieści, w anegdotyczność naszego życia, że odkleiliśmy się od rzeczywistości, która niejednego inteligenta przerasta, gdy nagłe ukłucie szpilką – tą prawdziwą – wytrąca z cudownego letargu pseudodziałania i nadaktywności, które pozostają w większości na papierze, w mailach i rozmowach. Ale już nie przekładają się na prozę życia, które czyha na nas nieuchronnie poza matrixem, zwanym antykwariatem. Śmiem powiedzieć, że życie inteligenta to życie nieprawdziwe, a uczucia pozostają w sferze „wolałbym nie”, „chciałbym, ale jeszcze nie teraz”, „prawie ją pocałowałem”, „poczekam na lepszy moment”, „skoro nie mogę być z tobą, to przynajmniej sobie poczytam”. Czy to źle? Nie, ale aż chce się powiedzieć, że życie jest gdzie indziej. Tylko, co to zmienia? Brawa dla Jagielskiego, zobaczymy, czy zdecyduje się wyjść z antykwariatu przy kolejnym podejściu.
Książka:
Piotr Jagielski, „Bird żyje”, Warszawa: Wydawnictwo Nisza, 2010.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 102 (52/2010) z 21 grudnia 2010 r.