Robert Tomaszewski
Szansa nowej prawicy. Między chorobą afektywną dwubiegunową a głodem racjonalności
Dzień po publikacji raportu MAK w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego, z dala od medialnego zgiełku, Fundacja Batorego zorganizowała debatę o „szansach nowej prawicy”. Powstałe kilka tygodni temu ugrupowanie rozłamowców z Prawa i Sprawiedliwości – „Polska jest Najważniejsza” – wywołało wśród niektórych publicystów i polityków poruszenie i nadzieję na zmianę obecnego układu petryfikującego polską scenę polityczną. Czy słusznie? Czy zmiany instytucjonalne pociągną za sobą ferment intelektualny?
Sześcioro dyskutantów – Aleksander Smolar, Ludwik Dorn, Paweł Śpiewak, Cezary Michalski, Witold Gadomski i Joanna Kluzik-Rostkowska – próbowało odpowiedzieć na pytanie: czy kolejna prawicowa inicjatywa ma szansę przetrwać na scenie politycznej od 2005 roku wypełnionej prawicową retoryką. Sama dyskusja stała się refleksją nad tym, co stało się z obecną prawicą i wyrażeniem tęsknoty za racjonalnością, która wyparowała z debaty publicznej pod wpływem narzuconego przez PO i PiS konfliktu postaw egzystencjalnych.
Rozpoczynając debatę, Aleksander Smolar wyszedł od stwierdzenia, że polski system partyjny ewoluuje w kierunku schematu powojennych Włoch, w którym to partia rządząca praktycznie nie rozstawała się z władzą, ponieważ największe ugrupowanie opozycyjne (w wypadku Włoch byli to komuniści – przyp. R.T.) nie było w stanie przekroczyć pewnego pułapu poparcia, co umacniało hegemoniczną pozycję partii władzy. To samo obserwujemy obecnie w Polsce. Wszelkie próby zmiany tego stanu rzeczy kończą się porażką. Janusz Palikot i jego ostatni „transfer” jest tego najświeższym przykładem, dlatego cała nadzieja na przemodelowanie polskiej sceny publicznej, według szefa Fundacji Batorego, została skupiona na ugrupowaniu Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
Ludwik Dorn, który nie tak dawno powrócił na własnych warunkach do PiS, dość nieoczekiwanie zaznaczył, że kolejne zwycięstwo Donalda Tuska nie będzie niczym niezwykłym ani tym bardziej niebezpiecznym. Od 1989 roku nie występowała ciągłość myślenia o państwie, a każda kolejna zmiana rządów w Polsce miała charakter rewolucyjny, dlatego samo wprowadzenie pewnej stabilizacji ma duża wartość. Były partyjny kolega Kluzik-Rostkowskiej wyraził przekonanie, że w Polsce jest duże zapotrzebowanie na miejską wersję PSL, co określił mianem „Polskiego Stronnictwa Mieszczuchów”. Niemniej jednak sceptycznie ocenił realne możliwości PJN, podkreślając, że konflikt między PO a PiS opiera się na „dystrybucji szacunku społecznego”, przez co nie grozi mu jałowość, a jego istota skutecznie eliminuje inne podmioty polityczne. Były marszałek sejmu nie w PJN upatruje szansy na nowe otwarcie na prawicy, lecz w niezależnych środowiskach samorządowych. Sama obecność Ludwika Dorna podczas debaty miała również swój wymiar symboliczny. Oto autor restrykcyjnej ustawy o finansowaniu partii z budżetu, ograniczającej skutecznie szansę powodzenia nowych bytów politycznych i jednocześnie skruszony – ale nie upokorzony – buntownik, który próbował własnych sił w tworzeniu partii, mentorskim tonem poucza Kluzik-Rostkowską, żeby nie robiła sobie wielkich nadziei na utrzymanie politycznej podmiotowości.
W odniesieniu do słów Dorna, Cezary Michalski odsądził od normalności sytuację, w której konflikt „o szacunek” i jego dystrybucję, jest punktem ciężkości polityki średniej wielkości państwa europejskiego. Zarzucił również prawicy, że wykorzystuje instrumentalnie „lud pisowski” (tj. elektorat prawicowy), w sposób populistyczny rozgrywając jego traumą związaną z transformacją i nieprzystawaniem do rzeczywistości. Zaprzeczając tym samym całej republikańskiej aksjologii, do której tak chętnie odwołują się prawicowi intelektualiści. W dalszej części swojego barwnego wywodu publicysta „Krytyki Politycznej” zauważył, że choroba tocząca „lud pisowski” to „zaburzenia afektywne dwubiegunowe”, polegające na myśleniu o Polsce w kategoriach imperialnych (np. wielkiej polityce jagiellońskiej) i jednoczesne opisywanie jej jako „kondominium” czy „dziadowskie państwo”. Michalski widzi szansę Kluzik-Rostkowskiej w umiarkowanym elektoracie, który zagłosował na Jarosława Kaczyńskiego w II turze wyborów prezydenckich, oraz w budowie polityki opartej na właściwym opisaniu i zeskalowaniu polskiego potencjału. Sama PJN, nawet jeśli nie przetrwa, i tak odniosła sukces, ponieważ osłabiła PiS. Jeśli ugrupowaniu uda się wejść do parlamentu, Polska ma szansę na nową prawicę.
Witold Gadomski zauważył, że problem PJN nie polega na braku programu, ponieważ przeciętny wyborca fascynuje się pomysłami programowymi swojej partii. Problem polega na braku obecności w świadomości wyborców. Jeśli PJN nie przekroczy progu wyborczego w najbliższych wyborach, będzie to definitywny koniec ugrupowania. Jednocześnie Gadomski nakreślił raczej optymistyczną wizję, w której najbliższe lata będą czasem bardzo korzystnym dla prawicowych ugrupowań, a zapotrzebowanie na prawicowe wartości na pewno nie zniknie. Ma się tak stać za sprawą mieszkańców małych miasteczek i wsi, w których dominuje umiarkowany konserwatyzm, przejawiający się zaufaniem pokładanym w rodzinie, a nie w państwie. Dlatego PJN, odwołująca się słowami Kluzik-Rostkowskiej do wartości rodzinnych, ma dużą szanse na zagospodarowanie tego elektoratu, ponieważ żadna partia nie reprezentuje interesów ludzi z małych miast. Natomiast PiS w zbyt dużej mierze koncentruje się na sprawach nieistotnych i niefunkcjonalnych dla zwykłych wyborców, takich jak np. in-vitro czy intronizacja Chrystusa na Króla Polski, przez co odrywa się od ich problemów.
Bardzo ciekawy opis nowej inicjatywy politycznej zaproponował Paweł Śpiewak, określając ją jako „czystą potencjalność”, bazującą jedynie na medialnej komunikacji, bez merytorycznych fundamentów i języka, który mógłby zdefiniować kryteria podziału. Co więcej, członkowie PJN sprawiają wrażenie, że do końca nie wierzą we własne istnienie. Jednocześnie Śpiewak nie zgodził się z Dornowską tezą o kluczowości „dystrybucji szacunku” między PiS a PO, ponieważ partia Kaczyńskiego, wycofana do swojego żelaznego elektoratu, nie konkuruje już od dłuższego czasu z partią Tuska, odbierając jej tym samym wroga, czyli de facto tożsamość polityczną. Z tego względu to właśnie PJN ma szansę określić na nowo tożsamość partii Tuska i tym samym zagospodarować część wyborców PO zmęczonych duopolem PO-PiS i brakiem reform państwa. Dlaczego miałoby się tak stać? Według Śpiewaka PJN jest pierwszą formacją pokoleniową, która może zaproponować Polakom nową próbę racjonalnego opisu otaczającej nas rzeczywistości. Przez unikanie agresywnej retoryki i wyjście poza konflikt, Kluzik-Rostkowska i jej ugrupowanie mają szansę na zaspokojenie „głodu nazywania współczesnych problemów społecznych”. Jednak bez charyzmatycznego i silnego przywództwa, jasnego i wiarygodnego przekazu cała inicjatywa skazana jest klęskę.
Nieco osamotniona Joanna Kluzik-Rostkowska z kamiennym i dyplomatycznym uśmiechem słuchała kolejnych (nieraz cierpkich) rad i komentarzy pod adresem swoim i swojej inicjatywy politycznej. To, co łączyło całe męskie audytorium w opisie nowej prawicowej propozycji, to zdecydowany sceptycyzm, ale i jednoczesne myślenie życzeniowe, wobec tego, że ta oto drobna i niepozorna kobieta ma szansę trwale zamieszać w zabetonowanej i zdominowanej przez samców alfa polskiej polityce. Przewodnicząca PJN zmuszona do wejścia na drogę niezależności politycznej konsekwentnie powtarzała, że Polacy potrzebują realizmu, umiarkowania i racjonalności w polityce. Nie przeszkodziło jej to w stwierdzeniu, że gdyby Jarosław Kaczyński potrafił słuchać, a nie tylko rozkazywać, rozpad PiS nie byłby czymś nieuniknionym. Natomiast za największą siłę swojej nowej formacji Kluzik-Rostkowska uznała zmianę pokoleniową i dojście do głosu ludzi młodych, nieoderwanych od realnego, codziennego życia, co zdaniem przewodniczącej PJN ma umożliwiać lepsze, bardziej rzeczywiste postrzeganie spraw państwa. Czy tak się stanie? Wyborczy rok 2011 pokaże.
* Robert Tomaszewski, współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 106 (3/2011) z 18 stycznia 2011 r.