Magdalena M. Baran

Krzyżowanie „na sucho”. O spektaklu „Ojciec” na podstawie „Świętokradztwa” Tauschinskiego

Krucyfiks. Kolejny? Cóż to znów wielkiego? Wizja, niby bez konieczności wizji, wszak na innowacyjność miejsca nie ma. Ani skrawka powietrza na nadinterpretację, pomysły własne nieomal zakazane. Opowieść znana przecież: podobne w umysłach wiernych od wieków obecne, choć nie do końca z prawdą historyczną zgodne wyobrażenie. Wiedza o wyrazie cierpienia.

Szeptana cisza opowieści zamiera na ustach wyklętych w rzeźbiarskiej pracowni świętych, by po chwilach paru w nowe przemienić się dźwięki. Z niemocy drwiące, nieszczęściem i zagubieniem ubawione, dzieje rozgrywające na nowo. Julianna smutek swój rozsiewa, Sebastian strzałami podziurawiony wciąż bawić się umie, Dionizy w grę zagapiony ze zdziwienia odciętą kręci głową. A jednak posągi nad historią wzniesione wiedzą. Same wszak żyją bez życia, w opowieść niewinnie wplątane. U stóp ich cokołów pracownia, w niej – obok sprzętów domowych, rzeźbiarskiego warsztatu, co świadkiem miłości, zhańbienia i śmierci – zasiadamy poirytowani nieco. Miejsca twarde, teatralnie niedopasowane, sklecone naprędce, byle tylko rąbka uchylić geniuszu/szaleństwa tajemnicy. Pracownię oglądamy więc z jej wnętrza, od rzeźbiarskiej kuchni, od kulis teatru, który nazbyt spodziewany.

Świętość powstaje tu bez modlitwy. Chrystus uwieczniany bez duchowego trudu, za to w mitrędze codziennego dążenia do doskonałości martwego spojrzenia, do wyczerpania ideału chorobliwej wizji, w której śmierć na wiele sposobów zbiera swoje żniwo. Nie raz bowiem umiera się dla mistrza, nie na jeden sposób. Nie o mistykę idzie, a o prawdziwość umierania. Twórczość, co boli, sen z powiek spędza, w szaleństwa posyła objęcia. Krok po kroku, gliny kawałek po kawałku, farb kolejne krople. Obłęd u drzwi. Kołacze do zmysłów od urojenia gasnących.

Próba za próbą rozgrywa się żałości pełen spektakl, a rzeźba, od której życie zależne, wciąż nieudana. Skorupa pusta, bez ducha, bez wzruszenia grama, do pochylenia się nad trudem odkupienia nie nawołuje. Rany jakby nie te, korona z cierni drucianych niedopasowana z głowy wciąż spada, to na lewo, to znów zbyt na prawo przechyla się. Roztłuc więc trzeba kolejne martwe ciało bez wyrazu, rzeźbę, która prawdy wypowiedzieć niezdolna.

Model odnaleziony w końcu, niby przez przypadek. Twarz wśród wielu twarzy z ulicznego tłumu. Zamiatacz w wir pracy wciągnięty, w życie dziwacznej „rodziny” rzeźbiarza, gdzie żona duchem straszy szalonym, córka śmierciodajna niedojrzała w oparach domowego absurdu, pożądaniem oślizgły pokraczny asystent artysty. Obłęd goni szaleństwo pożerając własny ogon.

Historia jednego krzyża z modelem o obliczu „dość martwym”, na którym uchwycić można tę ulotną, krótszą niż proste „teraz” chwilę, moment westchnienia ostatniego, ułamek świata, gdy oddaje się ducha. Życie nieobecne właśnie, choć krew niezakrzepła jeszcze kroplami ziemię znaczy. Ofiara spodziewana przecież od początku, a niespodziewanie przychodząca. Odkupienie zmarłego dawno talentu. Ofiara z „mesjasza” domu jednego złożona – a wszystko dla cudu sztuki. Dla chwały, co na mistrza spłynie z widzenia, zanim ujawni się prawda cała. Dla doskonałości dzieła, co oddać zdolne choć cząstkę opowieści boskiego umierania. Wszak i bogowie, i umysły szalone gniją.

Spektakl:

„Ojciec” (na motywach opowiadania „Świętokradztwo” Oskara Tauschinskiego), reż. Agata Duda-Gracz, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Premiera 27.11.2010.

* Magdalena M. Baran, koordynator projektów Instytutu Obywatelskiego, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 110 (7/2011) z 15 lutego 2011 r.