Katarzyna Suchcicka
Jest wyjście
W całej Warszawie potężne billboardy: „Skazani na Shawshank”. Reklamują drugą, wystawioną nieco ponad rok po „West Endzie”, teatralną adaptację książki Stephena Kinga – tym razem w Teatrze Syrena.
Tytuł, wołający z czarno-szarych plakatów z twarzą aktora o bystrym spojrzeniu, wprowadza element niepokoju semantycznego. Co właściwie znaczy skazanie na Shawshank? Czy to rodzaj kary, tortury, gwałtu? W pewnym sensie.
Shawshank to nazwa więzienia. Ci, którzy widzieli film Franka Darabonta sprzed 17 lat, już posmakowali jego realiów, ale na deskach Syreny widzimy sugestywniejszą niż w realistycznym filmie rzeczywistość więzienia – zagęszczoną do znaków teatralnych. Więźniowie jak ryby w akwarium, za taflami pleksiglasu, militarne kolory wysokiego pomieszczenia w scenografii Urszuli Bartos-Gęsikowskiej i, w dużej mierze złożona z efektów dźwiękowych, muzyka Urszuli Borkowskiej. Oraz gwałty w choreografii Tomasza Borkowskiego. Choreografia to tutaj arcymistrzostwo: poszczególne sekwencje bicia czy wymuszania, rozdzielone filmowo zapadającą czernią, są symbolem walki, a nie realistyczną siekanką. Jeden, dwa ruchy, czerń, jeden, dwa ruchy, czerń. Pantomima światła i ruchu. Jak to się ma do rewii, jeszcze niedawno wystawianej w Syrenie?
Wojciech Malajkat – od trzech lat dyrektor teatru – rozwiązał balet, zaczął tworzyć nowy repertuar. Rozpoczął lekkim, wprowadzonym na afisz jeszcze za poprzedniej dyrekcji „Klubem hipochondryków”. Teraz pokusił się o powagę, bo choć King tworzy literaturę popularną, to tak naprawdę bije się o nasze lepsze życie. Shawshank to rzeczywistość w koncentracie: ze swoimi prawami, ograniczeniami, wymaganiami. I choć bezwzględna, też się w nią wsiąka i – tak jak z życia – trudno z niej odejść. To przypadek bibliotekarza Brooksa, dla którego wyjście z więzienia to wygnanie ze świata, w którym ma już wszystko poukładane, i które kończy się samobójstwem. Co jeszcze z życia naśladuje Shawshank? Przekręty, układy, hierarchię, bezwzględną walkę o władzę. Największy oszust i okrutnik to naczelnik więzienia, który za pomocą Biblii udaje świętego, a święty – niewinnie skazany więzień – robi przekręty, wykorzystując swoje zdolności i wiedzę, aby bronić się przed opresją władzy i pomagać współwięźniom. Ten ostatni motyw to główny trop, który zostawia w tej granicznej sytuacji chyba najniezbędniejszą człowiekowi z trzech cnót sakramentalnych: nadzieję. Pozbawiony wszystkiego i narażony na wszelkie opresje człowiek wygrywa bowiem dzięki książce – ona pozwala nie tylko uciec od wrednej rzeczywistości, ale także rozszerza spojrzenie na świat realny, pomaga rozwiązywać problemy. Dawno nie spotkałam takiej pochwały czytania i nauki. A scenograficznie objawia się ona w fascynującej ścianie książek. W takim więzieniu to dopiero jest na nie miejsca! Nie to co u nas w mieszkaniach, gdzie z braku półek książki skazane są często na zesłanie do piwnic i schowków.
To dobre zamierzenie, ta realizacja powieści Stephena Kinga w Syrenie. Po pierwsze, widać, że włożono duże pieniądze, żeby zachęcić widzów. A skoro taka reklama, to widzów będzie pewnie co niemiara, a wszyscy oni – choćby kierowali się tylko sympatią do utworów Kinga – zobaczą tę gorącą apologię książki i może jednak wzrośnie czytelnictwo Polsce?
Po drugie, miło, że adaptacja Owena O’Neila i Dave’a Jonesa pojawia się w Warszawie zaraz po „West Endzie”. Choć może nie bądźmy zakompleksieni z tym zapatrzeniem na Zachód.
I wreszcie, po trzecie, wydaje się, że w motywacji wystawienia „Skazanych na Shawshank” dzisiaj właśnie, w sukurs zyskowi idzie troska o społeczeństwo, poszukiwanie drogi, jak sobie radzić, żeby przetrwać podłości, gwałty, nasze skazanie na życie.
Spektakl:
„Skazani na Shawshank”, adaptacja Owen O’Neil i Dave Johns, według Stephena Kinga, reżyseria Sebastian Chondrokostas, Teatr Syrena, prapremiera 15 stycznia 2011.
* Katarzyna Suchcicka, poetka, krytyk literacki i filmowy, autorka filmów dokumentalnych. Obecnie pracuje dla TVP Kultura. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 110 (7/2011) z 15 lutego 2011 r.