Interes szedł znakomicie. Europejscy dentyści podobno skupowali towar bardzo chętnie. Za pomocą cieniutkich drucików wpuszczanych w kanały zębów mocowano te naturalne precjoza do sztucznej szczęki, którą następnie pacjent wkładał sobie do ust.
Sądząc po kanciastym eksponacie, wygoda ludzkich dziąseł była przez rzemieślników brana pod uwagę, ale… bez przesady. Jednak gryźć chleb zębami martwego żołnierza spod Waterloo i przewracać pożywienie własnym żywym językiem – jeszcze wiele lat po 1815 roku – sama czynność do posiłku musiała dodawać anegdotę. Mit bonapartyzmu ma swoje warstwy geologiczne, zatem i nam zaproponowano podążanie rozmaitymi ścieżkami.
Powiedźmy to sobie od razu – wystawa „Napoleon und Europa. Traum und Trauma” nie przypadłaby do gustu Ignacemu Rzeckiemu. Fikcyjny bohater usłyszał od umierającego ojca prawdziwe przecież słowa: „– Ignaś! zawsze bądź gotów, wisusie, bo nie wiemy dnia ani godziny… Pamiętaj, że Bonapartów Bóg zesłał, ażeby zrobili porządek na świecie, a dopóty nie będzie porządku ani sprawiedliwości, dopóki nie wypełni się testament cesarza”.
W jaki sposób porządek i sprawiedliwość zaprowadzał pan Napoleon wydaje się, iż nie jest dla nikogo tajemnicą. Pytanie, jak w bońskim Bundekunsthalle postanowiono sobie poradzić z – było nie było – agresorem i imperialistą w jednej osobie.
* * *
Widz, któremu nieobce są filmy Quentina Tarantino, nie powinien się nudzić.
Oglądamy zatem pięknie wykonane narzędzia do amputacji rąk i nóg z czasów, gdy utrata kończyny była zabiegiem higienicznym. Ratowano życie rannych, wywożąc ich z pola walki pierwszymi ambulansami (oglądamy odrapany model żółtego pojazdu). Po odjęciu kawału zbędnego ciała pacjent (czasem) nie umierał. Życie toczyło się dalej. Wykonywano zatem protezy, niekiedy równie piękne jak same instrumenty chirurgicznej rzeźni. Dla zamożniejszych mężczyzn nawet w dwóch rodzajach: proteza do noszenia na co dzień (zwykle lżejsza) i dostojniejsza – od święta.
Bonapartowski PR opanowany był do perfekcji. Nie tylko Ryszard Strauss i Martin Heidegger ulegli magnetyzmowi innego niemieckiego uwodziciela w XX wieku. W XIX wieku ktoś inny uwodził niezgorzej. Napoleon podbił zachwycone serca odpowiednio Hegla i Beethovena. Dowód: egzemplarz III Symfonii „Eroica”, z którego wiedeński kompozytor wprost wydrapał dedykację dla Napoleona, możemy podziwiać na wystawie. Przez to dziursko w partyturze wygląda do nas pewna prawda o historii Europy. Gwałt obok kaligrafii dziś wydaje się nieść wręcz prorocze znaczenie metafory.
* * *
W labiryncie eksponatów widzimy młodego Napoleona, tak, właśnie tego w skromnym płaszczu, uosabiającego jeszcze tryumf rewolucji francuskiej. Młodość, przyszłość zamiast tradycji, zmiana porządku świata… Czego chcieć więcej? Całe pokolenia Julianów Sorel i Ignacych Rzeckich z różnych zakątków Europy jeszcze w wiele lat po 1815 roku będą śnić o „czynie” i „sławie”. Przecież dopiero po 1989 roku na Starym Kontynencie słowo „rewolucja” przestało zapełniać się szalonymi emocjami.
Jednak czas płynął i czym bardziej Bonaparte przybierał na wadze, tym bardziej nadawał się do uosabiania na rycinach nie młodego kaprala, lecz pulchnego słońca. Nie uszło to uwagi pozbawionych zmysłu ironii, artystów. Zmieniony w półboga, a na niektórych ilustracjach wprost w całego boga, coraz bardziej przypominał tylko karykaturę Ludwika XIV. W krągłościach i zmysłowych fałdkach na twarzy Bonapartego już nadyma się nadzwyczajny mieszczański kicz XIX wieku.
Jeden Goya, w opinii współczesnych ponoć oderwany od rzeczywistości, nie dał się nabrać na pozory władzy. „Kaprysy” i „Okropności wojny” to rzeczy znane. Nieopodal oglądamy jednak współczesne zdjęcie masowego grobu z 1812 roku, który odkryto w Wilnie. Badania znalezionych kości ujawniły, jak chłopięca była Wielka Armia: kręgosłupy gołowąsów i młodych mężczyzn leżą demokratycznie skotłowane.
Za komentarz ma służyć mały obrazek-kapliczka. Namalowany w stylu dojrzałego Nikifora Krynickiego samotny żołnierz oddawać ma grozę powszechnej śmierci. Jak informują nas kuratorzy wystawy, masowo zżerała ona młode dusze, wyruszające przeciwko Rosji. A że – co by nie twierdził ojciec Rzeckiego – było się czego bać, przekonują nas naocznie rysunki lekarza, niejakiego Charlesa Bella.
Artysta-amator mimowolnie pokazał nam, jaka odległość oddzielała od rzeczywistości na przykład płótno zawodowca, Jacques’a-Louisa Davida, przedstawiające Bonapartego przekraczającego Alpy na pięknym rumaku. U Bella żołnierze mają potworne rany w wygolonych na potrzeby zabiegu głowach. Spojrzenia pełne obłąkania. Z dziurawej ręki wylewają się strumienie krwi itd. Ideologiczny dystans – który znakomicie rozciągał się pomiędzy wyśnionym mitem wodza a konkretnie roztrzaskaną szczęką czy bólami fantomowymi – w przyszłości będzie cieszył się jeszcze niemałym powodzeniem. Niezależnie od intencji organizatorów, zdajemy sobie sprawę z tego, do jakiego stopnia kampanie napoleońskie oglądamy przez ikonografię I oraz II wojny światowej. Dla namysłu przypomina się widzom, że tak naprawdę Napoleon w 1800 roku wędrował przez Przełęcz Świętego Bernarda na zwykłym mule.
* * *
Czasy Napoleona to jednak także rozwój transportu, sieci telegrafu, upowszechnianie rewolucyjnego systemu miar i wag, wreszcie eksport racjonalnych praw, w szczególności kodeksu Napoleona (uwaga: unikalny wyszywany egzemplarz osobisty cesarza możemy oglądać na wystawie). Rewitalizacja mitu na wystawie w dawnej stolicy RFN nie podążyła zatem dobrze znanymi nam szlakami myśli starego subiekta. Bliżej tu do „Popiołów” Stefana Żeromskiego, płócien Otto Dixa czy prozy Ericha Marii Remarque’a. Jednak bezpośrednio recepcją mitu w tekstach kultury w zasadzie się organizatorzy nie zajęli.
Na znakomitej wystawie mamy kilka poloniców, których pikantność staje się oczywiście naszym przywilejem.
Wspomnijmy o jednym. Oto w jednej z gazet z 1821 roku pojawia się informacja o śmierci cesarza. I tu niespodzianka. Jako nie mniej ważne do wyeksponowania dziennikarze uznali jednak ówczesne fait divers, które podawano ówcześnie w iście telegraficznym skrócie. W ten sposób, przypominający treści zamieszczane na Twitterze, komunikowano czytelnikom, że:
Wczoraj młynarczyk spadł z dachu i wyzionął ducha.
Pewien Żyd kopnął ciężarną żonę w brzuch.
Nie wiadomo, czy biedna kobieta przeżyje…
Być może tym, co najskuteczniej podmywało propagandę i mit bonapartyzmu, okazała się codzienność.
Wystawa:
„Napoleon und Europa. Traum und Trauma”
Bundekunsthalle, Bonn
17 grudnia 2010 – 25 kwietnia 2011r.
http://www.bundeskunsthalle.de/