Roman Chymkowski

Świat bez kompasu

Amina Maaloufa polskiemu czytelnikowi przedstawiać nie trzeba – znany jest przede wszystkim jako autor poczytnych powieści, takich jak: Leon Afrykański, Samarkanda czy Skała Taniosa. Słabiej pamięta się jego znakomitą pracę historyczną poświęconą wyprawom krzyżowym widzianym oczyma Arabów oraz głośny swego czasu esej pt. Zabójcze tożsamości, traktujący o źródłach antyzachodnich nastrojów wśród arabskich mieszkańców Bliskiego Wschodu. W Rozregulowanym świecie autor w pewnym stopniu kontynuuje refleksję podjętą w ostatniej z wymienionych książek, silniej jednak akcentując myśl o braku względnie stabilnego globalnego porządku, który organizowałby świat po zimnej wojnie. Mówi wręcz o tym, że polityczne i moralne zwycięstwo, którego symbolem stał się upadek muru berlińskiego i które to otworzyło przed jednoczącą się Europą nową epokę, jest zarazem źródłem jej zasadniczej dezorientacji. „Kogóż miałaby jeszcze przygarnąć i po co? Kogo miałaby wykluczyć i z jakiej przyczyny? Dziś, bardziej nawet niż w przeszłości, Europa zastanawia się nad swą tożsamością, nad swymi granicami, nad przyszłymi instytucjami, nad swym miejscem w świecie, nie potrafiąc znaleźć jasnej odpowiedzi na żadne ze stawianych pytań” (s. 12). Nie lepiej jest, zdaniem Maaloufa, z innymi częściami świata; jak stwierdza w pierwszym zdaniu książki: „weszliśmy w nowy wiek bez kompasu” (s. 7).

W tak szeroko nakreślonej perspektywie ten libański intelektualista sytuuje napięcia i konflikty właściwe współczesnym społeczeństwom Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki. Klucza do ich zrozumienia poszukuje w braku dostatecznej legitymizacji tamtejszych reżimów politycznych. Szczególnie wiele uwagi poświęca legitymizacji „patriotycznej”, czyli takiej, która swą moc czerpie z ponadprzeciętnych dokonań liderów politycznych, których modelem dla świata islamu był Atatürk, a następnie Naser. Z jednej strony, tak nośne idee jak panarabizm czy modernizacja wciąż znajdują swoich zwolenników, z drugiej zaś, osoby aspirujące do przejęcia części dziedzictwa Nasera nie mają innych podstaw do skutecznego rządzenia niż aparat państwa policyjnego, czego dobrym przykładem był, zdaniem Maaloufa, Egipt za rządów Mubaraka.

Tytułowe „rozregulowanie” świata arabskiego jest także konsekwencją końca zimnej wojny – nie tylko dlatego, że gwałtownemu przewartościowaniu uległy dotychczasowe sojusze, ale także z powodu klęski socjalizmu jako matrycy wcielanych w życie, z większym lub mniejszym powodzeniem, projektów modernizacyjnych, dla których jedyną poważną alternatywą – uważa autor – jest dziś fundamentalizm religijny. Właśnie metaforę braku kompasu należy rozumieć nie jako nawoływanie do odnalezienia głębokich podstaw utraconej wspólnotowości, ale jako postulat wymyślenia świata na nowo.

Pożytkiem z lektury Rozregulowanego świata może być, jak to zauważył w poprzednim numerze „Kultury Liberalnej” Jan Mencwel, dekonstrukcja kilku mitów zawartych w najbardziej popularnych ujęciach globalizacji, np. tego, który jest pozornie obiektywnym opisem świata w kategoriach „zderzenia cywilizacji”. Warto podkreślić także przyświecający autorowi nadrzędny cel, którym nie jest znalezienie i napiętnowanie winnych, lecz zrozumienie opisywanych zjawisk i otwarcie takiej perspektywy, w której będą mogły znaleźć miejsce rozwiązania alternatywne w stosunku do utartych sposobów myślenia.

Autorowi Rozregulowanego świata najbliższa jest taka strategia wyjaśniania rzeczywistości, która polega na odnoszeniu się do historii, zwłaszcza politycznej, i do społecznej pamięci o niej. Z tego punktu widzenia rozbudowane partie historyczne tekstu są czymś więcej niż tylko wprowadzeniem adresowanym do czytelnika-amatora. Nieco mniej przekonujący jest Maalouf w tych miejscach, w których stara się zbudować rozumowanie w kategoriach socjologicznych czy antropologicznych. Zdarza mu się wówczas formułować uwagi o „duchu” Arabów, które w ustach innej osoby zabrzmiałyby jak daleko idące uproszczenie, jeśli nie gorzej. Przy tej okazji najłatwiej też możemy zaobserwować granice jego obiektywizmu. Jak sam przyznaje, jego niepokój jest niepokojem „adepta filozofii oświeceniowej”, stąd nieskrywana niechęć do takich modeli ładu społeczno-politycznego, które oparte byłyby na silnie akcentowanej tożsamości kulturowej. Tożsamość bowiem nie tylko jednoczy, ale przede wszystkim wyklucza, „wszystkie doktryny, religijne czy świeckie, noszą w sobie ziarno dogmatyzmu i nietolerancji” (s. 156). Dlatego chociaż nie zaprzecza temu, że wybitni modernizatorzy, Atatürk czy Naser, bezwzględnie posługiwali się aparatem represji, to próżno by szukać na kartach tej książki wzmianek o tym, że muzułmańska prawica po dojściu do władzy może – jak to się stało w Turcji – znacznie zliberalizować politykę świeckiego państwa wobec mniejszości narodowych i etnicznych.

Książka Maaloufa została napisana za wcześnie, żeby odnieść spektakularny sukces wydawniczy – z konieczności nie ma w niej mowy o rewolucji, która w różnym stopniu ogarnęła w ostatnich miesiącach Tunezję, Egipt i Libię, a w dającej się przewidzieć perspektywie rozleje się zapewne na inne państwa regionu, choćby Algierię; niemniej w kontekście zadziwiająco niskiego poziomu publicznie artykułowanej refleksji nad procesami, które mają wszelkie dane, żeby na nowo sformatować ważny aspekt naszego świata (wystarczy przypomnieć tzw. etatowych publicystów, którzy podłączeni do „Wikipedii” umieją płynnie przechodzić od sztuki pilotażu Tu-154 do rozstrzygania tego, czy Arabom należy pozwolić żyć w demokracji i co my z tego będziemy mieli). Rozregulowany świat stanowi ważny, bo trzeźwy głos osoby, która dobrze zna problematykę, o której pisze, i ma na ten temat uzasadniony pogląd.

Książka:

Amin Maalouf, „Rozregulowany świat”, przeł. Wojciech Prażuch, Czytelnik, Warszawa 2011.

* Roman Chymkowski, adiunkt w Instytucie Kultury Polskiej UW, kierownik Pracowni Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej.

„Kultura Liberalna” nr 112 (9/2011) z 1 marca 2011 r.