Paulina Sieniuć
Miłobędzka znika jest
Z twórczością Krystyny Miłobędzkiej po raz pierwszy zetknęłam się osiem, a może dziewięć lat temu. Dokładnie nie pamiętam. W jakiejś antologii ten wiersz:
„Jestem. Współżywa, współczynna, współwinna. Współzielona,
współdrzewna. Współistnieję. Ty jeszcze nie wiesz, co to znaczy.
Obdarowana przenikaniem. Znikam jestem. Współtrwam (z To-
bą) w tym szklistym dniu (z tym szklistym dniem w którym
znikam) który znika ze mną tak lekko. Nie wiem co to znaczy.
Współotwarta z oknem, współpłynna z rzeką. Jestem żeby
wiedzieć znikam? Znikam żeby wiedzieć jestem? Cała ale całej
nigdzie nie ma. Współprzelatująca, współniebna. Pół wieku
żyłam po to!”
Tak dla mnie zaczyna się ta opowieść. Czytam i jeszcze wtedy nie do końca wiem w czym rzecz, trochę ciężko idzie mi to czytanie, inny rytm, prostota, ale to prostota z tych pozornych, niby rozumiem, a nie rozumiem (a może jednak właśnie rozumiem?).
Zaczynam szukać Miłobędzkiej. I znajduję, mam szczęście – to czas, kiedy o tej, wówczas siedemdziesięcioletniej, poetce zrobiło się głośno. Znajduję takie frazy: „boję się tego nic, co głodne siedzi w oczach // co tak pulsuje w palcach kiedy chcemy ujść przed pościgiem” i takie: „morza mam tyle ile przy nim stoję, nie pilnowane rozpływa się // w szare nie wiem”. To moje słowa, a nie moje. Rozumiem je jak moje.
Jej biografia to też opowieść, a opowieść, jak to opowieść – ważne są słowa. Zresztą sami posłuchajcie: Krystyna Miłobędzka urodziła się w Margoninie koło Chodzieży. Jej tata był dyrektorem Szkoły Leśnej. Podczas okupacji przebywała w Radoszewnicy pod Koniecpolem. Nim opublikowała swój pierwszy tomik, pracowała w redakcji kwartalnika „Prace Instytutu Technologii Drewna” oraz pisma „Harcerska Kuźnia”. Była kierownikiem literackim w Teatrze Lalek w Słupsku i konsultantem repertuarowym w Teatrze Lalek we Wrocławiu, a potem w Wałbrzychu. Zdarzyło jej się być przedszkolanką oraz bibliotekarką. Często podkreśla, że dziecięce pojmowanie języka i świata jest dla jej twórczości fundamentalne. Pierwsze nagrody zdobyła za sztuki teatralne dla dzieci. Jest poetką osobną, niewpisującą się w poetyckie ruchy1. Mieszka w Puszczykowie.
W zeszłym roku poetka z Puszczykowa świętowała pięćdziesięciolecie swojej twórczości. Wrocławskie Biuro Literackie zaprezentowało z tej okazji wspaniały wybór wierszy artystki w tomie „zbierane. gubione” oraz zbiorek „znikam jestem” obejmujący zapis wieczorów autorskich Krystyny Miłobędzkiej. W 2009 roku zaś mogliśmy zapoznać się z tomem „Szare światło”, który zawiera rozmowy Jarosława Borowca (redaktora książek „zbierane. gubione” i „znikam jestem”) z poetką i jej mężem, eseistą i krytykiem teatralnym Andrzejem Falkiewiczem2.
Szczególnie ów tomik „znikam jestem”, ta edytorska drobina, okazał się dla mnie ważny. Każdy z przedstawionych wieczorów autorskich jest majstersztykiem, niekiedy poetyckim, innym razem niemal filozoficznym, ale zawsze niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju utworem skonstruowanym na potrzebę żywego, fizycznego kontaktu z czytelnikiem. Krystyna Miłobędzka uchyla nam tu rąbka swojej tajemnicy, objaśnia zakamarki własnej ars poetica. Umożliwia zetknięcie z jej myśleniem, ze składaniem i gubieniem słów, z językiem, który próbuje być ruchem, z całą tą magią i świadomością życia, „któremu nie nadążył zapis”.
W zbiorku „znikam jestem” Krystyna Miłobędzka tak oto dopowiada wiersz, który cytowałam na początku i z którego pochodzi tytuł tomiku z wieczorami autorskimi:
„Zdarzone i zapisane w 1982 roku w jesieni, w pierwszej jesieni stanu wojennego. Przyjechałam do chorej matki, do domu nad rzeką, w którym w młodości przez lata mieszkałam. Popatrzyłam przez otwarte okno (…) Pisany na skrawkach udartego papieru, w wielkim pośpiechu, tak mówił się bez zatrzymania cały tekst, bez jednej poprawki. (Pisany bez myśli o pisaniu. Bez myśli o czymkolwiek.) Jestem. I kropka. To cała tajemnica szczęśliwego życia. I zen o tym mówi, i Jan od Krzyża. To dane nam wszystkim po to, żebyśmy wiedzieli, jakimi moglibyśmy być. Jakimi powinniśmy być. «Cała ale całej nigdzie nie ma.» Stracić siebie to zyskać siebie. I… – duża kropka”.
Książka:
Krystyna Miłobędzka, „znikam jestem. cztery wieczory autorskie”, Biuro Literackie, Wrocław 2010.
* Paulina Sieniuć, redaktorka, krytyk literacki i filmowy.
Przypisy:
1) Jak słusznie pisze Joanna Mueller: „Chociaż rocznikowo Krystyna Miłobędzka należy do pokolenia poetów «Współczesności», urodziła się bowiem 8 czerwca 1932 roku (…), a debiutowała cyklem «Anaglify» w 1960 roku, to jednak prawdziwe odkrycie jej twórczości przypada na pierwsze lata XXI wieku. To wówczas ukazały się życzliwie przyjęte przez krytykę i czytelników tomy «Imiesłowy» (2000), «Wszystkowiersze» (2000) oraz «Po krzyku» (2004), które dowiodły, że obraz nurtu awangardowego w polskiej poezji powojennej bez uwzględnienia pisarstwa Miłobędzkiej byłby niekompletny i fałszywy. (…) Pisarstwa mieszkającej na uboczu życia literackiego – w Puszczykowie pod Poznaniem – autorki nie da się wpisać w kontekst żadnej grupy czy generacji poetyckiej. Od uważanego za właściwy debiut tomu «Pokrewne», który ukazał się w 1970 roku (co sytuowałoby Miłobędzką w bliskim sąsiedztwie poetów Nowej Fali, choć ani ona z nimi, ani oni z nią nigdy się nie utożsamiali), do książki «Zbierane» (Wrocław 2006), zawierającej wiersze z lat 1960–2005, poetka konsekwentnie realizowała swój bardzo osobny i oryginalny – nawet na tle rodzimego nurtu poezji lingwistycznej – projekt poetycki”. Cyt za: Culture.pl – przyp. PS.
2) Andrzej Falkiewicz zmarł w lipcu 2010 – przyp. PS.
„Kultura Liberalna” nr 112 (9/2011) z 1 marca 2011 r.