Katarzyna Kazimierowska
Odszedł piękny umysł
Urodził się w żydowskim Sanoku, zmarł w europejskiej Belgii. Mistrz ślusarski, pracownik fabryki wagonów. I pisarz, tworzący w języku i w stylu Gombrowicza i Białoszewskiego. Pozostanie po nim wpis w Wikipedii i kilka wywiadów. W Polsce nikt mu nie postawi pomnika ze spiżu.
Życiorysem Mariana Pankowskiego, zwanego również Panko, można by spokojnie obdzielić kilka osób. Nadać sens życia kilku bezbarwnym pokoleniom pisarzy. Miał za sobą doświadczenia biedy, wojny, kilkuletniego więzienia w Auschwitz, emigrację i nieoczekiwany powrót z literackich zaświatów do ojczyzny, która, choć przyjmowała go serdecznie, to nigdy nie zrozumieniem. Jego życie – pełne paradoksów, niekonsekwencji i zbiegów okoliczności – przełożyło się na wyrazistą i niejednoznaczną w osądach moralnych prozę.
Nigdzie nie był u siebie: Żyd, który przeżył Auschwitz, wieloletni emigrant, który w ojczyźnie był bardziej obcy w poglądach i definicji świata niż za granicą. Rówieśnik intelektualny Miłosza, Iwaszkiewicza i Giedroycia, który otwarcie pisał o tym, czego oni nie mieli odwagi publikować. Naruszał tabu, obnażał żałość moralną polskiej Kartoflandii, nie przemilczał bolesnych tematów. Jednocześnie jego proza pełna jest czułości dla motywów regularnie odtrącanych przez polskich prozaików. Pochylał się nad rytuałami życia zwykłego, wiejskiego, odrzucał za to normy, reguły i prawa, choć nie mógł bez nich funkcjonować. Wytykał ludzką głupotę i miałkość i ironizował na ich temat, oszczędzał naiwność. Odwracał się od Boga, nie odrzucając duchowości. Pisarz paradoksu, rozmiłowany w trudnej erotyce. Nie znaleziono mu miejsca w polskiej literaturze przez wiele lat.
Dlatego chwała wydawnictwu Ha!art, że przywróciło jego prozę do naszych domów. Kiedy kilka lat temu sięgnęłam po „Była Żydówka, nie ma Żydówki” i „Zlot aniołów”, poczułam się jak dziecko w wiejskiej szkółce, do której ktoś wniósł kaganek oświaty. Dawno nie spotkałam się z takim językiem, takim ujęciem spraw trudnych, nienazwanych i niewytłumaczalnych w swoim bólu. Coraz bardziej brakuje dla nich miejsca w świecie, gdzie pierwsze skrzypce grają wskaźniki klikalności online i słupki sprzedaży baryłek ropy, gdzie wyobraźnię rozpala obraz zmasakrowanych po ataku terrorystycznym ciał. A nie słowo, nie zdania jak to: „darowałem tamtym śniegom auschwitzkim”.
Pankowski w ostatnich swoich książkach mówi o rzeczy trudnej, o pogodzeniu się ze światem przy jednoczesnym wyrażeniu niezgody na rzeczy, które się w nim dzieją. W jednym z wywiadów dla Gazety Wyborczej powiedział: „… ja to daruję, zapominam o tym. Mówię: zostawmy to kurewskie życie”.
Nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się, co Panko myślał o życiu – swoim i życiu w ogóle. Mam nadzieję, że dowiem się tego z jego ostatniego, pogrobowego wywiadu-rzeki, który przeprowadził z nim Piotr Marecki. I chwała mu za to.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”, redaktorka RPN. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 117 (14/2011) z 5 kwietnia 2011 r.