Jarosław Kuisz
Estrada, erotyka i patriotyzm. Gainsbourg
Od 1969 roku rodzice w obecności dzieci starali się ignorować moment, gdy Polskie Radio nadawało pewną francuską piosenkę. Westchnienia, szepty i inne dźwięki… O zgrozo, by się paskudnie zarumienić, znajomość języków obcych nie była potrzebna. Rewolucja seksualna pożerała nie tylko swoje dzieci, ale także i dalszych kuzynów w innych, mniej wesołych miejscach.
Emisji znanej piosenki zakazano w wielu „purytańskich” krajach. Autorem był Serge Gainsbourg, podobno najbrzydszy francuski piosenkarz wszechczasów. Wtedy, gdy – chronologicznie rzecz biorąc – piosenka „Je t’aime… moi non plus” roztapiała radioodbiorniki, w Polsce Ludowej za moment otworzy się kolejna epoka trudnych stosunków przywódców partii z narodem. Pamiętajmy, że kolejny ojciec duchowy PZPR miał w CV epizod pracy w okolicach Lille. Nic dziwnego, że chciał uchodzić za otwartego na Zachód.
Niestety, wtedy poza kredytami docierały stamtąd nad Wisłę także dwuznaczne pojękiwania…
* * *
Tymczasem Gainsbourg, niedoszły artysta malarz, wyrodny uczeń samego Fernanda Légera, zamykał wtedy kolejny etap swojej kariery muzycznej. Zdobył sławę na polu „piosenki autorskiej”, która nieodwołalnie w jego repertuarze przechodziła w perwersyjny pop. Drogę odbył długą: od piosenek przypominających poczciwe songi Wojciecha Młynarskiego (jednak z niepoczciwymi tekstami) aż po pierwsze próby rapu w języku Moliera i McSolaara. Od smukłego szansonisty z paryskich lokali aż po zarośniętego, otyłego i chorego na serce celebrytę, charczącego coś do mikrofonów na gigantycznych stadionach. Na koncertach zdarzało mu się śpiewać tak niechlujnie, że chyba tylko ślepa (i głucha) miłość słuchaczy do niego oraz opłata za bilet zatrzymywały widownię na widowni. Był to sukces niewątpliwy, ale i przewidywalny. Ludzie w końcu lubią oglądać wiecznie zapijaczonych artystów.
Jednak nie tylko muzyczne metamorfozy zapewniły mu miejsce w narodowym panteonie. W patriotycznej furii Gainsbourg finezyjnie deptał narodowe odciski Francuzów. Można długo wyliczać. Fascynację nazizmem atakował, pisząc piosenki… „Nazi rock” i „SS si bon”. W geście sprzeciwu wobec prowadzonej polityki w publicznej telewizji TF1 spalił banknot 500-frankowy (w czasach, gdy można było powędrować za taki wybryk za kratki). Skandalem okazało się także nagranie z muzykami z jamajki „Marsylianki” w wersji reggae (1979 r.). Po tym wybryku skrajna prawica miała wobec niego poważne zamiary – pachniało linczem. Na słynnym koncercie w Strasburgu artysta spacyfikował jednak przeciwników, zmuszając ich do wykonania wraz z nim… „Marsylianki”. Prawda, że jednak w wersji znanej i cenionej, także przez krzepki Front Narodowy.
* * *
„Krytykami stajemy się w sposób naturalny, interpretując istniejącą moralność, opowiadając o społeczeństwie podobnym do naszego, lecz bardziej sprawiedliwym. Lepiej snuć opowieści, nawet jeśli nie istnieje opowieść rozstrzygająca czy najlepsza (…). Nie istnieje też społeczeństwo (…) które nie wymagałoby naszych krytycznych opowieści”* – napisał znany amerykański filozof.
Ani dźwięki muzyki Gainsbourga nie mogły być radosne, ani stosunek do rodaków – czołobitny. Dzieciństwo piosenkarza, które przypadło na czas Republiki Vichy i zdrowych haseł „Praca, Rodzina, Ojczyzna”, upłynęło na ukrywaniu się całej jego żydowskiej rodziny. W szablonowy sposób opowiedziano o tym niedawno w filmie „Gainsbourg. Vie héroïque” (2010), który nb. cieszył się we Francji sporym wzięciem. Otrzymał trzy Cezary. Gainsbourg, jakby dając do zrozumienia, że patos „w tych sprawach” jest jednak niewskazany, za życia z przekąsem mówił o swoim dzieciństwie w Heksagonie, iż nosił wtedy gwiazdę… szeryfa.
Gainsbourga jest w kulturze francuskiej sporo, może coraz więcej**. Widać dużo duchowej pustki rodaków pozostawało do zapełnienia brzydotą, chorobami i talentem. W 20 lat od jego śmierci prowokacje zamieniły się jednak w cytaty, remiksy, przeróbki. W czasie, gdy wszystkie liczące się media obracają piosenkarza w „patrimoine”, wśród kandydatów na prezydenta V Republiki rekordy popularności biła liderka Frontu Narodowego, piękna córka Jeana-Marie Le Pena…
Przypisy:
* M. Walzer „Interpretacja i krytyka społeczna”, Warszawa 2002, s. 70-80.
** Zdumiewające, iż w obszernym opracowaniu „Dziejów kultury Francuskiej” o Gainsbourgu nie znajdziemy ani linijki (J. Kowalski, A. i M. Loba, J. Prokop, „Dzieje kultury Francuskiej”, Warszawa 2006).
* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 117 (14/2011) z 5 kwietnia 2011 r.