Bartek Biedrzycki
Nie tylko wielkie oczy – o pierwszym tomie antologii AX
Manga kojarzy się w nadwiślańskiej domenie w sposób raczej niepoważny. O ile ktoś w ogóle widzi różnicę między „manga” i „mango” (problem ten dotyka szczególnie rodziców dzieci rażonych zarazą japońskiego komiksu), to zwykle pierwsze skojarzenie to „chińskie dobranocki”.
Co ciekawe, problem z mangą dotyka nie tylko komiksowych laików, których w tym kraju jest jakieś 38 milionów, lecz także samych komiksiarzy. Ludzie, którzy doskonale wiedzą, że komiks potrafi być i europejski, i amerykański, i historyczny, i superbohaterski, błyskają kuriozalnymi stwierdzeniami, że manga to nie komiks, bo nie ma koloru lub, że czyta się od złej strony.
W tej sytuacji nie pomaga fakt, że najlepiej sprzedające się serie mangowe to tasiemcowe komikso-nowele o grupach nastolatków wędrujących w celu odbycia kolejnej bijatyki lub inne równie zaawansowane opowieści. I chociaż trafiają się świetne, poważne pozycje, czy to z kultury gniewu, czy z nastawionego na taki profil Hanami, to jednak brakuje choćby przekrojowej antologii, która pokazałaby, że manga to nie tylko magiczne dziewczęta z mówiącymi foczkami czy ninja drag queen, którym ktoś zapomniał powiedzieć, że moda lat 80. odeszła do lamusa dwadzieścia lat temu.
Taką antologią mógłby być na przykład AX, gdyby ktokolwiek pokusił się o jego wydanie. Mógłby, chociaż być może powinienem powiedzieć, że byłby to raczej dobry przyczynek do takiej antologii. Tomiszcze bowiem, wydane przez Top Shelf, obiecuje na okładce rzeczy „niezależne, otwarte i alternatywne”. O ile „niezależność” jest łatwa do zrozumienia, jako prace nie mieszczące się w szeroko pojętym głównym nurcie, a słowo „alternatywne”, chociaż kojarzy się koszmarnie – z golącymi boki głowy przedstawicielami pewnej subkultury – to nadal jest zrozumiałe, o tyle nie wiem, co miałaby oznaczać owa „otwartość”.
Ze smutkiem też muszę stwierdzić, że antologia ta zapowiadała się dużo lepiej, niż to ostatecznie wyszło. Jest w niej wiele dobrego komiksu, ale jest też sporo zwykłego szajsu, który jest „alternatywny” głównie dlatego, że nikt chyba nie chciałby tego wydać.
Do mocnych stron należą klasycy mangi – już na początku czytelnik ma przyjemność obcować z Yoshihiro Tatsumim, mało znanym w Polsce twórcą obyczajowym (jedna antologia z kultury gniewu). W tym segmencie jest on niezaprzeczalnym mistrzem. Na polu obyczajówki do jego poziomu dosięga jedynie Einosuke. Wielu pozostałych pod płaszczykiem obyczajowej opowieści przemyca koślawe opowiastki, w których groteskowe odniesienia seksualne są jedynym atraktorem, jak chociażby Kanno, w którego komiksie nie wiadomo, o co chodzi, chociaż z pewnością może przyciągnąć uwagę, bo przypomina prace z naszego podwórka – Jana Kozę i Konrada Papugę. O ile jednak Papuga potrafi nawet groteskowy seks rozegrać świetnie, o tyle Kanno pada pod zadaniem. Podobnie rzecz ma się z Mimiyo Tomozawą – sens jej komiksu kompletnie mi umknął, a obecność penetrowanej analnie trzylatki nie zastąpiła jego braku w najmniejszym stopniu.
Na szczęście AX jest antologią objętościowo bogatą i pośród zwyczajnie słabych historii lub potworków narysowanych stylem „jestem drugoklasistką, kocham mangem i Japonie” jest też sporo dobrych rzeczy. Swoim niewymuszonym humorem przykuwa uwagę opowieść o legendarnym motocyklu Eldorado NRA czy odświeżona, przewrotna wersja starej baśni o wyścigu zająca z żółwiem, z której dowiadujemy się wreszcie w jaki sposób żółw wygrał.
Doskonałe są oszczędne w wyrazie, mówiące o prostych, pozornie błahych rzeczach, krótkie komiksy Akino Kondo. Świetnie także z opowieścią obyczajową poradzili sobie Shigeyuki Fukumitsu i Kataoka Toyo.
Pod względem edytorskim tom także wzbudził we mnie mieszane uczucia. Top Shelf to wydawca z górnej półki, tymczasem AX wydany jest przyzwoicie, na dobrym papierze, porządnie oprawiony, ale widać niestety sporą opieszałość redaktorską. Onomatopeje zrobione są w sposób, który mogę określić jako dyletancki. Widać też w niektórych miejscach słabe przygotowanie materiału – strony noszą ślady niewprawnego skanowania. Jednym słowem, jest kilka niemiłych zaskoczeń.
Przyznam szczerze, że po lekturze miałem problem z oceną. Z pewnością w tym tomie jest sporo wartego uwagi materiału, ale zabrakło myślącego redaktora, który jedną trzecią tych komiksów cisnąłby do kubła, nie zasłaniając się komunałami o awangardzie i undergroundzie. Z pewnością wyszłoby to na dobre czytelnikowi.
Warto jednak do niego sięgnąć, chociażby dla kilku wymienionych wyżej historii oraz aby zafundować sobie przegląd stylów – bo manga to nie tylko wielkie oczy. Poza kilkoma ewidentnymi bublami jest to ciekawa wyprawa w jej nieznane rejony, odsłaniająca mniej popularne oblicza, które mało komu kojarzą się z komiksem z tego dalekiego, wyspiarskiego krańca świata.
Trudno jest mi polecać AX z całym przekonaniem, bo to tom bardzo nierówny. Ale pod pewnymi względami – równie ciekawy.
Komiks:
„AX (Vol 1): A Collection of Alternative Manga”, wyd. Top Shelf Productions, 2010.
* Bartek Biedrzycki, specjalista IT, twórca, wydawca i miłośnik komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 119 (16/2011) z 19 kwietnia 2011 r.