Łukasz Jasina

Królowe w Irlandii, czyli o tym jak monarcha miał zastępować rząd i maskować jego nieudolność

Brytyjska królowa – Elżbieta II – złożyła swoja pierwszą, oficjalną wizytę w Republice Irlandii. Nie jest to oczywiście jej pierwsza podróż na „Zieloną Wyspę”. Królowa – córka ostatniego Króla Irlandii i przez pewien czas następczyni tamtejszego tronu – już tam bowiem bywała, ale wyłącznie w Irlandii Północnej, będącej wciąż częścią jej monarszej domeny. Niemniej, pokonanie liczącej kilkaset kilometrów trasy z Londynu do Dublina zajęło monarchini pięćdziesiąt dziewięć lat. Gdy Elżbieta II wstępowała na tron nad Irlandią wciąż unosił się cień jej wieloletniego przywódcy Eamona De Valery – przeciwnika jakichkolwiek kompromisów z Brytyjczykami. Kolejne lata nie przynosiły normalizacji, a radykalna zmiana stosunków między Zjednoczonym Królestwem a Republiką nastąpiła dopiero w ostatniej dekadzie XX wieku i zakończyła się słynnym porozumieniem wielkopiątkowym z 1998 roku, które jego autorom przyniosło pokojową nagrodę Nobla. Wizyta A.D. 2011 jest kolejny efektem długiego procesu pokojowego i swego rodzaju „postawieniem kropki nad i”. Królowa oddała hołd ofiarom wojsk swojego dziadka oraz oczarowała uśmiechem mieszkańców irlandzkiej stolicy. Oczywiście nie obyło się bez całkiem licznych protestów, ale i tak – w porównaniu z wizytami angielskich i brytyjskich monarchów sprzed lat – wizyta obecnej królowej przebiegała spokojnie.

Poprzednicy Elżbiety II na westminsterskim tronie odwiedzali Irlandię nie raz. Plantagenetowie i Tudorowie odwiedzali ją jako zdobywcy, ale później w podróżniczej pasji brytyjskich władców nastąpiła czterechsetletnia przerwa. Nawet likwidacji irlandzkiej państwowości – przeprowadzonej w roku 1800 i ukrytej pod eufemizmem „zjednoczenia” – dokonano dzięki pośrednictwu namiestników i plenipotentów.

Do pierwszej wizyty monarchy doszło w roku 1849. We wstrząsanej społecznymi niepokojami, cierpiącej z głodu Irlandii dochodziło wówczas do gwałtownych przemian społecznych. W ciągu dekady poprzedzającej wizytę królowej Wiktorii i jej męża Alberta ludność Irlandii zmniejszyła się z ośmiu do sześciu i pół miliona. Początkowo rząd brytyjski walczył z głodem i epidemiami dość umiejętnie – później jednak utracił nad sytuacją kontrolę. Irlandczycy umierali na ulicach Dublina i na polach należących do wielkich właścicieli ziemskich, a ci mający więcej szczęścia przepływali Atlantyk na kiepskiej jakości okrętach, kładąc podwaliny pod irlandzką diasporę w Stanach Zjednoczonych, która na zawsze zmieniła Boston i Nowy Jork.

Nieudolność władz (pogłębioną jeszcze przez reformę agrarną zezwalającą na konfiskatę ziem zadłużonych w czasie klęski głodu) usiłowano zamaskować wielkim gestem. Para królewska udała sie w podróż do Dublina. Pomysłodawcą wizyty był premier John Russell – wybitny przedstawiciel Wigów, odpowiedzialny jednak za fiasko polityki w Irlandii.

Ostatecznie wizyta królowej okazała się być połowicznym sukcesem. Gesty wobec katolików, jakich nie widziano od trzystu lat, spotkały się z pozytywnym przyjęciem. Niemniej decyzja rządu nie przyniosła zmian na lepsze w stosunku irlandzkich poddanych do ich monarchy i państwa. Okazało się, że urok królowej może zmienić sytuację jedynie na chwilę. Irlandia pozostawała problemem dla brytyjskiej państwowości przez pozostałą część dziewiętnastego wieku. Na jednym z rysunków zamieszczonym w ówczesnej popołudniówce Victoria otoczona przez wierne ludy napominała Irlandczyka, który jako jedyny nie chciał się schronić przy jej macierzyńskim sercu: „Irlandio, mimo twoich przewin wciąż cię kocham”.

W swoją ostatnią podróż Victoria również udała się do Dublina. Był rok 1900. Pomimo prób reformatorskich pozycja Brytyjczyków pozostawała niepewna, a na jej poprawę brakowało pomysłów. Kolejny brytyjski rząd chciał więc zastąpić efektywną politykę gestem. Tak samo jak pół wieku wcześniej nie osiągnął zbyt wiele.

Pomiędzy wizytą Victorii a jej praprawnuczki wylane zostało morze krwi. Irlandczycy upragnioną niepodległość wywalczyli ostatecznie w 1922 roku, ale sześć hrabstw leżących na północnym wschodzie wyspy i zdominowanych przez potomków dawnych angielskich osadników pozostało częścią brytyjskiej Korony. Katolicka mniejszość zamieszkująca owe sześć hrabstw nigdy się z tym rozwiązaniem nie pogodziła, a z braku politycznych środków walki o swoje prawa niejednokrotnie sięgała po przemoc. Z rąk Irlandczyków zginął wuj towarzyszącego królowej księcia Filipa – lord Louis Mountbatten, śmierci z rąk IRA o włos uniknęła premier Margaret Thatcher. Ginęli również Irlandczycy. Słynna „krwawa niedziela” 30 stycznia 1972 roku, kiedy to brytyjscy żołnierze zabili w Irlandii Północnej 14 demonstrantów, do dziś pozostaje źródłem niechęci do monarchii i wszystkiego, co brytyjskie.

W ostatnich latach XX wieku stosunki brytyjsko-irlandzkie ulegały stopniowym przemianom, uwieńczonym m.in. podpisaniem zawieszenia broni w roku 1998 oraz przywróceniem parlamentu Irlandii Północnej, któremu przekazano część dotychczasowych uprawnień Westminsteru. Wizyta Elżbiety II nie byłaby możliwa bez co najmniej kilkunastu lat efektywnej polityki kolejnych rządów, w której public relations zastąpiono przynajmniej częściową normalizacją stosunków brytyjsko-irlandzkich.

* Łukasz Jasina, historyk, publicysta, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 124 (21/2011) z 24 maja 2011 r.